First topic message reminder :
O przyjeździe dziedzica Wysokoża mówiono bezustannie od kilku dni. Nikt nie spodziewał się kruka, który przynosił wieści spisane piórem Cuslandów, a co dopiero zapowiedzi wizyty następcy teyrna. Bez względu na stare waśnie, uprzedzenia i niechęć, zarządzono bogate powitanie lorda Biafry i jego świty, dlatego też służba pracowała w pocie czoła, a szlachetne damy zamieszkujące siedzibę rodową Howe'ów stroiły się przed lustrami, prawdopodobnie prześcigając się w domysłach która tkanina oraz jaki fason na dłużej przykuje wzrok dziedzica Cuslandów.
Tego dnia dokuczała niespodziewanie podwyższona temperatura, a wiatr hulał po szerokich korytarzach przez otwarte na oścież okna. Stoły uginały się od bogatej zastawy, a służki w pośpiechu co rusz przesuwały misy, przekładały kielichy, niepewne czy spełniły wizję perfekcyjnej arlessy. Czuć było pewnego rodzaju poddenerwowanie, które zawisło w dusznym powietrzu, lecz nikt nie ośmielił się nawet spróbować załagodzić pełną niewiadomych atmosferę.
Aeryn - w przeciwieństwie do swoich sióstr, krewniaczek i co bliższych służek - nie wyglądała ze zniecierpliwieniem przez okno, chichocząc oraz wzdychając nad postawnymi mężczyznami, za którymi jak wiadomo panny sznurem. Wykorzystała tę chwilowe zamieszanie, kiedy po komnatach prywatnych, należących do rodziny Howe, rozniosły się wieści, iż dziedzic Wysokoża jest już blisko i wymknęła się z tych tłocznych pomieszczeń do opustoszałej, cichej biblioteki. Altarisowi przypadł zaszczyt powitać Cuslanda w skromnych, rodowych progach, dlatego też czuła się usprawiedliwiona, że zamiast upinać swoje lśniące blond loki w wymyślne fryzury, woli wygrzebywać z zakurzonych półek tomiszcze. Po szybkiej kalkulacji, kiedy odnalazła pożądane książki, dźwignęła je pod pachę i raz dwa pognała do swoich komnat.
Była w połowie korytarza, kiedy do jej uszu doszedł głos Altarisa. I nie tylko jego. Decyzję podjęła w ułamku sekundy, nie zastanawiając się nad konsekwencjami; czmychnęła za pobliski filar, zagryzając od środka policzki, co by przeczekać, aż goście i brat przejdą, a ona będzie mogła bezkarnie wrócić do swoich komnat, nie przyłapana na wymiganiu się od ceregieli. Ale w życiu nie wszystko szło po jej myśli i chyba sam Stwórca postanowił z biednego dziewczęcia zakpić. Podmuch wiatru wprawił w ruch lekki materiał sukni i nie trzeba było być bystrym obserwatorem, aby dostrzec, jak zza rogu, który właśnie się mijało powiewa atramentowa suknia. W tym momencie jej spojrzenie musiało się spotkać czy to ze wzrokiem Cuslanda, czy Altarisa, a świadomość tego sprawiła, że opasłe tomiszcza wypadły z rąk Aeryn i z hukiem uderzyły o posadzkę, niosąc echem wszystkie dowody zbrodni. Nie jedna na jej miejscu oblałaby się teraz rumieńcem niczym dorodna piwonia, ale Aeryn tylko dygnęła.
- Lordzie Cusland, to przyjemność móc Cię poznać osobiście.
Bez zająknięcia, bez nieszczerej nuty, wyartykułowała poszczególne słowa i jak gdyby nigdy nic schyliła się, aby pozbierać książki. Nie była damą, której spadnie korona z głowy, kiedy osobiście sięgnie po to, co opuściła, dlatego też ruchem dłoni zatrzymała służki, które towarzyszyły orszakowi gości i już chciały rzucić się na ratunek, bo biedne tomiszcze upadło i leżało tak bezradnie na posadce.