Autor | Wiadomość |
---|
Aeryn Howe - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Nie Cze 05, 2016 6:32 pm | |
| Zawahała się. Altaris nie będzie zadowolony, z drugiej zaś strony... Kim była, aby odmawiać gościu? To była bardzo wiarygodna wymówka, Aeryn poddała się jej i kryjąc się za kielichem, szepnęła. - Nie wzbudzaj zainteresowania, Lordzie. Weź tylko kogoś zaufanego, nie chcemy w końcu całego orszaku, który będzie za nami sunął! Nie śmiała prosić, aby syn Couslandów zaufał jej na tyle, co by podążyć jej śladem w pojedynkę. Aeryn tylko wypatrywała najlepszej okazji, a nadarzyła się ona, kiedy poczęto wnosić pieczenie. Dyskretnie skinęła na mężczyznę. Teraz albo nigdy. Kiedy oboje wstali - szuranie krzeseł zlało się z nożami tnącymi porcelanę, idealnie! - pozostało już tylko przekraść się za służkami ku tylnym wyjściom, ostrożnie stawiając kroki. A kiedy znaleźli się w labiryncie korytarzy, Aeryn chwyciła przegub dłoni Biafry jak gdyby nigdy nic, jakby ten wcale nie był dziedzicem zwaśnionego rodu, do którego winna czuć odrazę oraz pociągnęła go za sobą. - Tędy, Lordzie! Zaśmiała się w głos, przyspieszając kroku, aż nie zaczęła biec; a Biafra, jakby na to nie patrzeć, nie miał wielkiego wyjścia i powinien puścić się pędem jeśli nie chciał zgubić dziewczęcia z oczu. Aeryn dopadła do wysokich, dość stromych schodach, po których zaczęła się wspinać bez zająknięcia; stopień po stopniu, schodek po schodku. Dźwięk uderzanych o kamień obcasów niósł się echem. Wspinaczka trwała dobre kilka minut, aż nie pchnęła masywnych drzwi - z którymi chwilę się mocowała, nie mniej zawziętość nie pozwalała jej wysłużyć się mężczyzną - i nie wyszli na zewnątrz. Uderzył w nich podmuch wiatru, od razu rozwiał jasne pukle dziewczyny i pozostawił rumieniec zimna na policzku. Aeryn obejrzała się przez ramię ku dziedzicowi Wysokoża, zapraszającym gestem wskazując na murowane balustrady. Znajdowali się na najwyższej kondygnacji dworu rodu Howe, skąd rozpościerał się widok na lezący u stóp wzniesienia Amarant. Z zachwytem wsparła dłoń na betonowym filarze, wspinając się na palce, co by spojrzeć na port, w którym dumnie wypinały się statku, gdzie łopotały żagle i kręcili się zminimalizowani ludzie. Uciekła spojrzeniem dalej, na bezkresną wodę, która szeptała obietnice wspaniałych podróży, a jedynym warunkiem było zgodzić się wyruszyć w nieznane z jej falami. - To dobre miejsce, aby się wyciszyć. Pozbyć z własnymi myślami... I wyobrażać sobie, że ma się cały świat w zasięgu ręki. O tak. Wyciągnęła drobną piąstkę ku niebu, a z jej perspektywy widać było, jakby zamykała w uścisku cały obłok. - Daleko stąd do Wysokoża? Spytała, zatrzymując spojrzenie na Biafrze, a także lekko pochylając głowę w jego stronę. Już nie walczyła z włosami, które tańczyły ma wietrze. |
| | |
Altaris Howe - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Nie Cze 05, 2016 7:40 pm | |
| Altaris nieruchomo siedział teraz z delikatnym uśmiechem, słuchając słów sir Vance. Kiedy jednak zauważył, że Biafra wstaje gdzieś z jego siostrą, zmarszczył brwi niepewnie. Zagryzł wargę i bił się z myślami kilka krótkich chwil, ale, gdy tylko za Biafrą wstał jego ochroniarz, szala przechyliła się na szybką decyzję -Proszę mi wybaczyć - uśmiechnął się przepraszająco do niezwykle rycerskiej kobiety i odwrócił przez ramię - Bord... Nie. Maegor. Idź z Aeryn - rzucił krótkim rozkazem, przez chwilę wahając się, kogo chce mieć przy sobie, a kogo przy siostrze. Nie kwestionował zaufania czy lojalności Maegora, ale pozostawało pytanie - czy Bord z dwójką mabari dorówna Maegorowi w kwestii obronności i waleczności. Cóż. Powinien. A jeśli nie dorówna, to i tak Bord powinien zostawać z Altarisem. Chociażby cokolwiek by się nie działo, Bord finalnie zawsze musi być przy nim. Mocarny patriota ruszył szybkim krokiem za Aeryn, z widoczną niechęcią przyglądając się Biafrze i jego ochroniarzowi. Któż jak nie Maegor? powtórzył w głowie popularne powiedzenie wśród Przebudzonych.
*Maegor idzie krok w krok za siostrą Altarisa, Aeryn. Jest jak cień albo tło.
- Na prawdę, byłoby miło. Cieszę się, że smakuje Ci wino, na prawdę - uśmiechnął się po raz kolejny, chociaż teraz był widocznie zaniepokojony. Bezpieczeństwo jego i najbliższych było jego paranoją - a Aeryn do najbliższych się zaliczała.
Wnoszono mięso.
- Wino, które pije, jest zawsze dobrej jakości, bo jest sprawdzane. A picie z tego samego dzbana zapewnia bezpieczeństwo na uczcie. Chyba, że coś się nie uda. Wtedy umierają wszyscy jak leci. Niemniej, moje dzbany są bezpieczne, nawet w obecności Orlezjan pod własnym dachem. A Ty, sir Vance? Czy Twój kielich bezpieczny? - zapytał z udawaną podejrzliwością, rzucając ten drobny, niewinny dowcip, wyginając brwi ku dołowi, jakby powstrzymując mięśnie twarzy od zbytniego uśmiechu. Mieli czas - w tle grała orkiestra wszelakich instrumentów, a na stoły wnoszono mięcha. Znaczna liczba służących niosących tace otoczyło stół. Altaris poprawił zbroję i pogładził jednego z mabari koło swojego krzesła. Salę wypełniali goście głównie Orlezjańskiego pochodzenia - bannowie i znajomi Howe'ów byli skupieni po tej stronie stołów, większość odziana w zbroje i pancerze. Biafra tymczasem udał się gdzieś z ochroniarzem, jego siostrą i Krwawym Sędzią - sir Maegorem, którego bali się wszyscy, nawet Altaris.
Stukając palcami w blat stołu uśmiechnął się do sir Vance, a chwilę potem zaczepił przechodzącego obok służącego - Nadszedł czas na mięso. Wprowadźcie proszę dzika. Pamiętajcie o wawrzynie szlachetnym - tutaj spojrzał z całkowitą powagą na siedzącą obok kobietę - Sir Vance. Powiedz mi, skąd pochodzi Twoja rodzina? Nie do końca wiem, jak się do Ciebie odnosić kwestią rodową. Chodzi mi o to, z którego miejsca się wywodzisz. A jeśli zapewne z Wysokoża, to z jakiego regionu? - na jego twarzy malowała się teraz powaga. Pamiętał zachodnie tereny Wysokoża tylko śladowo, a dokładniej tereny nieopodal wielkiej wody, gdzie go porwano i zabito jego ukochaną.
Altaris czekał na służbę, by wniosły dzika w następnej turze. |
| | |
Sharian Vance - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Pon Cze 06, 2016 10:37 am | |
| I ona była równie niespokojna co Altaris. Wychodzący Biafra przejął ją bardziej niż myślała. Co prawda wiedziała, że Syriusz podąży za nim niczym wierny cień, ale... No właśnie. Z udawanym spokojem obserwowała jak Altaris wysyła za nimi jednego ze swoich Przebudzonych. Logicznie rzecz biorąc, miał być do ochrony Aeryn. Ale jeśli przy okazji miał uczynić coś złego jej lordowi? Odprowadziła go wzrokiem. Może i Aeryn myślała, że nikt nie zauważy ich wyjścia, ale była w błędzie. Co najmniej trzy osoby obserwowały blondyneczkę wyślizgującą się z sali i podążającym za nią Couslandem. A założyć się można, że i inna część stołu miała na to baczenie. - Wszyscy umierają.. -powtórzyła bezwiednie za Altarisem myślami będąc za drzwiami. Poszli daleko? Gdzie dokładnie? Nie powinna dopuścić do takiej sytuacji, skoro już przyjechała z Couslandem w miejsce pełne nieprzyjaciół. - Uch, przepraszam, lordzie Howe. Moja uwaga została rozproszona -kilka sekund zabrało jej przypomnienie słów usłyszanych od dziedzica Amarantu. To, że jeszcze przed chwilą wpadały jej do jednego ucha a wypadały drugim nie znaczyło, że kompletnie nie zarejestrowała ich sensu. - Czy mój kielich jest bezpieczny to zależy od ciebie, lordzie. Napełniałeś mój kielich osobiście -tym razem nie podjęła ani nawet nie wychwyciła podtekstu. Zbyt dużo uwagi poświęcała nieobecnemu w sali Biafrze. Zero własnego życia, tylko Biafra przysłaniający jej cały świat. Nawet przestała zwracać uwagę na mabari siedzące obok Altarisa, mimo że bała się ich jak skurwesyn. Pocieszające, że nikt o tym nie wiedział, więc wstydziła się tylko sama przed sobą. - Często zdarza się Twojej siostrze, lordzie, opuszczać przyjęcia w taki sposób? - no nie mogła tego przeżyć. Nie powinna była na to pozwalać. Biafra włóczy się nie wiadomo gdzie z tą młodą, ładną... nie, po prostu gdzieś się włóczy i nie zważa na kwestie bezpieczeństwa. Tak, to przecież o to jej chodziło. Ni mniej, ni więcej. Bezpieczeństwo lorda, któremu służy. - Northfort to moje rodzinne strony, lordzie. A ród... zginie razem ze mną. Ojciec mój, po śmierci matki, całkowicie poświęcił się rycerstwu. Jestem więc pierwszą i ostatnią córką, jedynym dzieckiem -możliwe, że Vance miała jakieś kuzynostwo, jednak nikogo z rodziny nie znała. Ojciec nie utrzymywał kontaktów z nikim, a przez połowę życia był zaślepiony obsesją zrobienia z Sharian rycerza, jakiego jeszcze świat nie widział. Szaleństwo nie pomaga w utrzymywaniu rodzinnych więzów.- Dlatego pomińmy kwestie rodowe, lordzie Howe. Jestem po prostu rycerzem. Chwilę skupiała uwagę na Altarisie, a teraz znów myślami wędrowała po zamkowych korytarzach. Czy jej lord jest bezpieczny? Czy to nie była pułapka? Czy nie jest mu teraz potrzebna? Nie mogła spokojnie wysiedzieć. Nerwowo stukała paznokciami o drewniany blat. Skąd u niej taki brak opanowania, do stu diabłów? |
| | |
Biafra Cousland - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Pon Cze 06, 2016 9:50 pm | |
| Aeryn była trochę jak księżniczka w zamku. Młoda, piękna, która czasem lubiła się pobawić, zrobić parę psot. Sprawiała wrażenie, jakby świat, który otaczał ją w danym momencie był tylko zaczarowaną iluzją, mirażem, który rozpędzić można kilkoma ruchami ręki. Przy tym wszystkim zachowywała się i wyglądała wyjątkowo uroczo. Patrząc na nią Biafra miał wrażenie, że spogląda na jedną ze swoich sióstr. Głównie dlatego dał się porwać dziewczynie jak i przyzwolenie - sobie oraz jej - na odrobinę zabawy. Niewinnej, może nawet odrobinę naiwnej, ale jednak zabawie. Zwłaszcza, że Altaris zajęty był rozmową z Sharian. Zerknął jedynie za Syriusz, upewniając się, że podąża za nim. Nie omieszkał także zlustrować Maegora, do którego odezwał się Altaris, by ten podążał za nimi.
Dał się poprowadzić dziewczynie bez większego słowa sprzeciwu. Co prawda nie biegał za nią tak szybko, jak - być może - tego oczekiwała, jednakże nie pozwolił, aby zniknęła mu z oczu i aby zabłądził w korytarzach. W końcu, gdy dotarli, gdzie dotrzeć mieli, Biafra jednym ruchem ręki dał znać Syriusz, że nie musi pchać się z nimi konkretnie w stronę balustrad, a może zaczekać kawałek dalej. To samo oznajmujące spojrzenie rzucił w stronę Maegora. Nie było ono nazbyt wyzywające, aczkolwiek jasno pokazywało, że być może Altaris jest jego chlebodawcą, jednakowoż Biafra nie życzy sobie jego nazbyt bliskiej obecności, akcentując przy tym różnicę stanów i wszystko co tylko się dało.
- Trzeba przyznać, widok jest wyjątkowo wyciszający. Biafra westchnął lekko i przyznał rację dziewczynie. Amarant był pięknym miejscem, bez wątpienia. Była w nim przynajmniej cząstka duszy Fereldenu. Z jeden strony surowość, z drugiej łagodność i piękno. Kontrast, który przyciągał i nie pozwalał przejść obojętnie. Ale nie każdy był w stanie go docenić.
- Kilka dni drogi, moja pani - odezwał się, odpowiadając na jej pytanie - jeżeli poruszamy się konno lub powozem. Powinnaś nas kiedyś odwiedzić. Wysokoże to urokliwe miejsce, spodobałoby ci się. Pasowałabyś tam, bez wątpienia.
Pozwolił sobie na delikatny uśmiech. |
| | |
Syriusz Äsagore - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Pon Cze 06, 2016 11:15 pm | |
| Z pewną doża ulgi przyjęła opuszczenie głośnej sali. "Dyskretne" towarzystwo Maegora, ogromnego jak niedźwiedź, siwego mężczyzny przyjęła nieco gorzej. Potrafiła zrozumieć, dlaczego dziedzic Howe'ów posłał za ich trójką swojego umyślnego, jakkolwiek to nie było dla niej irytujące. Może to ona miała wypaczony pogląd na temat gościnności, jednak podejrzenie, że mogliby chcieć zabić tego, przypominającego ledwo opierzonego słowika podlotka był głupi. I raczej mało przyjazny. Najbardziej drażnił ją zapach olbrzyma, który otaczał go szerokim obłokiem. Jeden raz tylko Syriusz przystanęła i rzuciła mu chłodne spojrzenie, mające powiedzieć tylko tyle, że jest świadoma jego obecności. I fakt ten niczego w jej robocie nie zmienia.
Wiatr na wieży zarzucił jej opończą, gdy tylko wyszli na blanki. Szybko obeszła najbliższy odcinek po lewej i po prawej, sprawdzając ewentualne zagrożenia (do których, przynajmniej na tą sekundę, nie wliczał się Maegor) po czym, zgodnie z życzeniem pryncypała oparła się o ścianę przy drzwiach. Oszczędnym ruchem odwinęła grubą chustę po czym z głowy ściągnęła hełm. Wiatr przeczesał jej włosy, rozsypując je zarazem po bokach twarzy płową, nieregularną falą. Kobieta odetchnęła głęboko świeżym, chłodnym powietrzem. Korzystała z okazji - pierwszej od wyjazdu z Wysokoża - by na drobną chwilę ściągnąć chociaż część pancerza.
Obecność jednego z przybocznych Altarisa tłumaczyła jego troska o siostrę, nie zaś, zdaniem Syriusz, nieszczere zamiary względem pryncypała. Ćwierkający niemal bez przerwy podlotek wydawał się jej kruchy i zupełnie niegroźny, a przy tym łatwy do zgniecenia nieuważnym ruchem. Samotne wyjście z obcą osobą i dodatkowo jego ochroniarzem mogło zostać odebrane dość pokątnie. I jak było widać, odebrane tak zostało, z dużą dozą paranoi. Młody dziedzic Howe zapunktował u kobiety. Odrobinę.
Obojętnie przyglądała się rozmawiającej dwójce, jak zawsze słuchając tego jednym uchem. Mało ją obchodziły kurtuazyjne rozmówki czy flirty. Miała tutaj swoje zadanie i nie obejmowało one przysłuchiwanie się radosnemu ćwierkaniu słowika i równi uprzejmych odpowiedzi sowy. Po prostu, pewną częścią siebie cieszyła się chwilowym spokojem. I wiatrem, szarpiącym za włosy i rozpraszającym obłok zapachu Maegora, stojącego obok. |
| | |
Aeryn Howe - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Wto Cze 07, 2016 10:23 am | |
| Przede wszystkim w Aeryn nie było tej surowości, która cechowała większość Howe'ów. Altaris - słusznie bądź nie, to w końcu dość personalne stwierdzenie - nie raz nazywał swoją młodszą siostrę perłą wśród twardego kamienia. - Często przysiadam tutaj, w rogu, skąd najlepiej widać port i statki, z których rozładowuje się przywieziona dobra z innych zakątków Thedas. Jako dziecko marzyłam, że zaszyje się w jednej takiej skrzyni i wyruszę na poszukiwanie przygód, ale... Cóż. Moje miejsce jest tutaj. W Fereldenie. Podjęła, doszukując się choć minimalnego zainteresowania ze strony Biafry. Aeryn zdecydowanie mówiła więcej niż Cousland, ale nie przeszkadzało jej to. Jej ćwierkanie nie było nachalne, a melodyjny głos raczej przyjemny dla uszu. Subtelnie uniosła brew, obracając się zgrabnie na palcach tak, że stała teraz twarzą w twarz z dziedzicem Wysokoża; pod warunkiem, że ten przechylił głowę ku niej bądź chociaż podniósł na nią swoje spojrzenie. Przy rosłym mężczyźnie Aeryn była drobna i krucha, trochę jak źdźbło trawy, ale nie przeszkadzało to zadziornym chochlikom lśniąc w jej czysto niebieskich oczach. - Jeśli to zaproszenie, Lordzie, przyjmuje je już teraz. I nie specjalnie przejmować się będę zdaniem mojej matki. Jak i tym, jak wielkie zamieszanie wywołałoby przyjazd panienki Howe do zwaśnionego rodu Cousland. Znajdzie pretekst. Dogodny argument. Altaris jest pomoże, była pewna, że ukochany brat nie odmówi. Może była naiwna, może wyobrażała sobie zbyt wiele, ale niewątpliwie propozycja Biafry sprawiła, że uśmiech na ustach Aeryn drgnął oraz się rozjaśnił... - Och! To prawda, że zamek w Wysokożu jest tak spory, że stojąc u jego bram i zadzierając wysoko głowę, nie sposób dostrzec niebo? ... A następnie, z westchnięciem pełnym rozmarzenia, podpierając policzek, w którym uśmiech uwidocznił dołek, wróciła spojrzeniem do pięknego pejzażu przed nimi. Myślami musiała być już we wspomnianym Wysokożu, być może u boku dziedzica Couslandów. Przez cały ten czas, odkąd opuścili salę i wdrapali się na samą górę, Aeryn niespecjalnie zwracała uwagę na Maegora. Może nie liczyła na jego subtelność, ale rozumiała powód, dla którego musiał się on fatygować aż tutaj. I teraz tkwić przy wyjściu, udając, że wcale się im nie przysłuchuje. |
| | |
Altaris Howe - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Sro Cze 08, 2016 2:11 pm | |
| Altaris uśmiechnąwszy się szeroko, zaczął wpatrywać się w Sharian, podpierając podbródek na splecionych dłoniach, groźnie marszcząc brwi, jak drapieżny ptak, szykujący się do lotu. Powstrzymywał się przed salwą śmiechu, widząc jej niepokój i wręcz paranoję podobną jego własnej, gdy tylko Maegor udał się za siostrą. Mała sugestia czynami, a koncept całego zajścia zmienia się diametralnie. Pokiwał głową, słuchając jej, obserwując jej niepokój i wydało mu się to nawet słodkie, chociaż według jego zamiarów, trochę ostudziło jego zapędy natury relacyjnej, między płciowej. Skoro martwiła się aż tak o Biafrę, istniała całkiem spora szansa na to, że młoda rycerz pałała do swojego lorda jakimś uczuciem. Altaris jednak nie dał po sobie poznać tego, że przyswoił tą wiadomość, odliczając kolejne minuty swojego chytrego planu. - Siostra moja, Aeryn, niemalże nigdy nie opuszczała zamku. Nie zna świata i okrucieństw, jakimi jest przepełniony. Raczyłbym stwierdzić, że siostra ma nie często opuszcza w ten sposób przyjęcia, bo nie zawsze jest na nich obecna. Skoro nie ma tu mojego pana ojca, swobodnym jest, by robiła to, co chce. W końcu jest u siebie w domu - odpowiedział być może trochę zbyt hardo młody Howe, bo po chwili zreflektował się, że myśląc o siostrze i Biafrze delikatnie się zaniepokoił, przelewając swój gniew spowodowany przez Łysego Rycerza na Hardą Babkę. - Northfort... - Altaris zmarszczył się niebezpiecznie, marszcząc czoło - Jestem więc zmuszony zobaczyć się z Twoim lordem. Rozumiem, że nie przywiązujesz do tego wielkiej wagi, ale w moim przypadku jest to sprawa życia i śmierci. Bardziej jednak śmierci - dodał na samym końcu ze smutkiem, rozglądając się po suto zastawionym stole, z przygotowanymi miejscami na główne dania. Kiwnął z uśmiechem w stronę seneszela, siedzącego po drugiej stronie stołu, a sam spojrzał znacząco na Borda. Obserwując stukanie palców Vance zawołał do siebie swojego przyjaciela i nachylając się do jego ucha wyszeptał jakieś krótkie zdanie. Bord wyszedł na chwilę przez boczne drzwiczki. - Widzę, że się niepokoisz. Z chęcią zaprowadzę Cię do Biafry. Domyślam się, gdzie mogła zaprowadzić go Aeryn. Ale najpierw, by nie uciekać od stołu przy czujnym oku gospodarza - kiwnął nieznacznie głową w kierunku seneszela i Orlezjańskiej, miejscowej szlachty, uważającej się za obecnych lordów Amarantu. Wtedy też powrócił Bord - Z chęcią zaproszę Cię do tańca, sir Vance. Rycerzowi z rycerzem tańczyć nie przystoi. Na szczęście, ja nie jestem rycerzem - uśmiechnął się złowieszczo, zacierając palce w rękawicy. Zdjął obie i zatknął je za pas, wstając od stołu, który obszedł, by stanąć obok sir Vance i wyciągnął ku niej ostentacyjnie dłoń - Już teraz nie masz wyjścia. Nie wypada odmówić miejscowemu lordowi. Cóż by był za nietakt... - uśmiechnął się szerzej wiedząc, że Sharian faktycznie nie miała wyjścia - jej odmowa sprawiłaby, że lord Biafra wypadłby zdecydowanie źle, a ona jeszcze gorzej. Że be. Muzyka stała się jakby na rozkaz żywsza, a Bord zajął miejsce Altarisa przy stole. Dwójka mabari wstała i usiadła jakby wyprostowana przy dawnym krześle ich pana, a ich wielkie łby łypały ponad krawędzią stołu na chcącego tańczyć Howe'a. Maegor zaś, który stał na przeciwko Syriusza, nie przypatrywał się zbytnio Aeryn, chociaż przysłuchiwał się każdemu słowu. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, słysząc tą rozmowę, po czym zmierzył stojącego na przeciwko niego ochroniarza od stóp do głów. Kobieta zdziwiła go bardzo, chociaż nie tak bardzo, jak sir Vance. Wziął głęboki oddech i zapytał wprost Ładna zbroja. Czym na nią zarobiłaś? - zapytał olbrzym, samemu zatykając obie dłonie za pas, gdzie przy jednym boku zwisał mu długi miecz. Na plecach zaś, co teraz dało się zauważyć, pod płaszczem schowaną miał tarczę. Kto nosi tarczę w zamku? Dodatkowo, Maegor musiał chyba niedawno podróżować gdzieś, może po plaży, albo kamieniołomie, bo spod jednego jego buta wysypało się trochę piasku - białego, granulowanego piasku. Widocznie niedawno musiał chodzić po ciężkim gruncie. Muzyka grała głośniej, a lada chwila miano wprowadzić owe dziki - danie główne tego przyjęcia, zorganizowanego przez Orlezjan w Amarancie. Altaris oczekiwał odpowiedzi, słuchając muzyki, która nagle się urwała, zbierając oklaski i pochwały niektórych z biesiadujących. Nastąpiła wymiana muzyków, gdzie weszła nowa trupa, męska orkiestra z różnymi bębenkami i dziwnymi instrumentami z dzwonkami i wieloma strunami. Kilku miało coś, co przypominało drewnianą kotwicę, na którą ktoś naciągnął kilka strun. Jeden z instrumentów również przyciągał wzrok - jakby litera U, podobna trochę do harfy, ale z jednej strony otwarta i trochę rozciągnięta - pomiędzy końcami litery U przeciągnięte było kilkanaście mniejszych strun, z jedną, grubszą na zewnątrz, by utrzymać solidność instrumentu. Z grupą grajków na balkon wkroczył chyba ich przewodzący, barwniej ubrany, z chyba mandoliną i szerokim, kolorowym płaszczem, który zakrywał całą jego sylwetkę. W sumie ładny, nie przystojny. Długie, złote włosy i błękitno-zielone oczy, które oświetlają delikatną, różową cerę podatną na słońce. Bord siedział nieopodal, a Maegor czekał przy Syriuszu. Gdzieś na sali biesiadnej zadzwonił dzwonek, zwiastujący nadejście głównego dania tego przyjęcia - w Amarancie były dziki, więc starczy jego daru natury dla wszystkich. |
| | |
Sharian Vance - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Czw Cze 09, 2016 11:51 am | |
| - Nie rozumiem, lordzie. Jeśli musisz porozmawiać z lordem Couslandem, z pewnością będziesz miał do tego dzisiaj okazję. Nie rozumiem jednak związku pomiędzy moim pochodzeniem, a koniecznością rozmowy z nim -Vance często mówiła to, co myślała. Często dostawała za to burę od Biafry, ale jakoś nigdy jej to szczególnie nie przeszkadzało. A i pozwalało to zaoszczędzić wielu nieporozumień. A jeśli ktoś uznałby ją za bezczelną... z taką buźką zazwyczaj uchodziło jej to na sucho. - Niepokoić się o lorda to jedno z moich zadań, ale nie wiem czy powinnam szukać go i przeszkadzać. Nie wiem w jakiej sytuacji bym go zastała... um, pardon. Nie powinnam była tego mówić, skoro zniknął z twoją siostrą, lordzie. Powinna ugryźć się w język. Ale i nie była tak obyta na salonach jak powinna. Nie spędzała czasu na balach, nie ucinała sobie pogawędek ze szlachtą. To nie do końca była jej bajka. Ale w końcu nadszedł czas, żeby się nauczyła - jak widać do tego wniosku doszedł Cousland, skoro zaczął ją zabierać na wszelkie wyjazdy. - Taniec? Lord proponuje mi ... taniec? -widok jej zaskoczonej buzi, bezcenny. Była gotowa na wszelkiego rodzaju ataki, na próby asasynacji Biafry, na zasadzki. Ale tego się nie spodziewała. Czy Altaris chciał ją publicznie upokorzyć? - Lordzie Howe -zaczęła bardziej oficjalnie.- jestem rycerzem. Taniec jest mi znany jedynie z ostrzami podczas walki. Nie mam odpowiedniego stroju. Jestem pewna że jest wiele bardziej odpowiednich osób, które dotrzymałyby ci towarzystwa podczas tańca. Mabari się podniosły. Vance mimowolnie się wzdrygnęła. |Może lepiej zgodzić się i zatańczyć, żeby nie rozgniewać ich pana? Odłożyła swój topór nieopodal mabari, a wymagało to od niej nie lada odwagi. Chcąc, nie chcąc, zdjęła skórzane rękawice i podała dłoń Altarisowi. - To będzie widowisko... -mruknęła pod nosem. Dała się poprowadzić na parkiet, czy raczej część w której nie było stołów i można było tańczyć. Była niesamowicie spięta. Przydałby się masaż. Rozejrzała się dookoła. Jeszcze nie zaczęli się błaźnić, a już znaleźli się w centrum uwagi. Kobieta w pancerzu szykująca się do tańca. Do tego dziedzic Amarantu. To nie mogło być niezauważone. Vance czuła na sobie spojrzenia siedzących przy stołach orlezjan, fereldeńczyków i całej reszty. O ile bardziej wolałaby teraz walczyć na śmierć i życie z całym oddziałem!
Vance nie umiała tańczyć, dała się więc prowadzić Altarisowi, chociaż przychodziło jej to niezwykle trudno. Niemalże na samym początku nadepnęła mu na stopę, a jej buty nie należały do najlżejszych. Szybko przeprosiła. Raz, drugi, trzeci. Ciekawe, czy Altaris będzie mógł chodzić po tym całym tańcu.
Mimo tego, że w swoje żałosne podrygi, musiała Vance włożyć wiele wysiłku i uwagi, była w stanie jednocześnie rozejrzeć się po sali i to tak, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Rzucała spojrzeniami na stoły, przy których siedzieli wrogowie jej ojczyzny, sympatycy wrogów czy też inni. Paradoksalnie, widziała teraz więcej, niż gdy siedziała przy stole i rozmawiała z lordem. W końcu zauważyła coś, co wcześniej jej umykało. Tak wielu gości na uczcie ubranych było zupełnie nieadekwatnie, tak jak ona. A ona ubrana była tak, jak do walki... Muzyka skończyła się a grajkowie zeszli ze sceny robiąc miejsce nowej grupie. Vance stanęła w miejscu, po raz kolejny nadeptując na stopę dziedzica. Aż otworzyła usta patrząc na muzyków i ich instrumenty. Nie była wykształcona muzycznie, dlatego też gdyby ktoś ją zapytał o nazwy, podałaby tylko te podstawowe. Ale znała się na broni. A to, co muzycy wnieśli na scenę wyglądało jej na kusze i łuki. Spojrzała na Altarisa, a później znów na muzyków. Znów na Altarisa. Rozejrzała się dookoła. Chyba nikt nie zauważył tego, co ona. Ani goście z Orlais. Ani jej rodacy. Krople zimnego potu spłynęły jej po karku, wpłynęły pod pancerz i zawędrowały w dół po krzyżu. Znów spojrzała na Altarisa, usta nadal miała na wpół otwarte. Nie wiedziała co powiedzieć. Zapytać wprost, czy może od razu biec ostrzec Couslanda? Wryło ją w parkiet. Dobrze że stała przodem do grajków i przodem do Altarisa, stał się więc dla niej żywą tarczą. Pasowało jej to. A z drugiej strony, jakiś cichy głosić wewnątrz niej, cieszył się. Nie musiała dłużej tańczyć. A i może zrobi się ciekawie. A i postanowiła zagrać w otwarte karty, nie była bowiem przyzwyczajona do knucia i gier politycznych. - Co zamierzasz, lordzie? -pytając znów spojrzała w stronę orkiestry. Powinien domyślić się o co jej chodzi. Zerknęła też za siebie i przeanalizowała ilość ruchów, jakie musiałaby wykonać. Doskoczyć do broni. Prawdopodobnie rzuciłyby się na nią mabari. Dobiec do wyjścia. Prawdopodobnie utorować sobie drogę, ale mając w ręku topór, poszłoby jej to gładko. Odnaleźć Biafrę. Bezpiecznie go wyprowadzić. Brzmiało to jak plan. A wszystko zależało od tego, jaką odpowiedź usłyszy. Bo jednego była pewna, Howe z pewnością wiedział co się święci. Był przecież Howem. |
| | |
Biafra Cousland - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Czw Cze 16, 2016 12:01 am | |
| Trzeba było przyznać, że słuchając Aeryn nie sposób było się nie uśmiechnąć. Powodów ku temu było wiele i pewnie każdy człowiek wynalazłby swoje własne. Biafra uśmiechał się z serdeczności oraz szczypty wesołości, gdyż to o czym opowiadała wydawało mu się nawet zabawne. Trudno było wyobrazić sobie szlachciankę zamkniętą w jednej ze skrzyń na statku odbijającym z portu, jednakże Biafra oczami wyobraźni wyraźnie widział, jak młoda Howe'ówna zgrabnie wskakuje do jednej z nich i płynie w nieznane, ku przygodzie, na przekór wszystkiemu i wszystkim. - Niewątpliwe byłaby to nie lada przygoda - odezwał się w końcu - jednakże w Fereldenie pozostało niewiele diamentów i byłaby wielka szkoda tracić jeszcze jeden z nich. Poza tym w naszej pięknej, acz surowej ojczyźnie pozostaje jeszcze wiele dziwów i sekretów. Dalej można odnaleźć przygodę, moja pani. Trzeba tylko wiedzieć gdzie i jak szukać.
Odwrócił głowę oraz wzrok w jej kierunku, uśmiechając się nieco serdeczniej, niż miał to w zwyczaju. Mógł sobie na to pozwolić, tak przynajmniej sądził. - Oczywiście, że jest to zaproszenie. Koniecznie porozmawiaj na ten temat z ojcem oraz bratem. O ile Altaris najpewniej będzie ci towarzyszył, o tyle obecność arla Howe byłaby dla nas zaszczytem. A dla ciebie, moja pani, wyprawa do Wysokoża może być właśnie jedną z takich przygód.
Cóż, może nie byłaby to taka przygoda, o której marzyła młoda dziewczyna, aczkolwiek wyrwanie się z Amarantu na pewno było czymś, co pobudziłoby jej emocję. W końcu wyprawa w nieznane zawsze niesie ze sobą pewnego rodzaju ekscytację. - Wysokoże to urokliwe miejsce - odpowiedział na jej ostatnie pytanie. - Ma w sobie dzikość Fereldenu, która to idealnie komponuje się z pewnego rodzaju łagodnością i ciszą. Różni się od Amarantu pod tym względem. Ale czy zamek jest faktycznie tak wielki, będziesz musiała ocenić sama, moja pani.
Biafra póki co jeszcze w całości skupił się na Aeryn, pozwalając by Syriusz dbała o jego plecy. W końcu taka była jej praca, za to płacił. Dlatego też nie ingerował w większym stopniu w to, co działo się za nimi. Myślami jedynie co jakiś czas wędrował do Sharian zastanawiając się, czy pani rycerz radzi sobie sama w otoczeniu szlachty. |
| | |
Aeryn Howe - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Czw Cze 16, 2016 12:38 am | |
| - Albo z kim szukać. Weszła Biafrze w słowo, nie mogąc się oprzeć wrażeniu, że w pewnym momencie ich myśli błądziły ku tym samym, nieco odległym miejscom, aby finalnie pozwolić temu, co miało być niedopowiedziane, pozostać owiane nutką intrygującej tajemnicy i powrócić na szczyt serca Amarantu. Im dłużej słuchała dziedzica Couslandów, tym silniejsze odczuwała pragnienie dowiedzenia się ile w jego słowach jest szczerości, a ile wyuczonej uprzejmości. Może to naiwne, ale skrycie miała taką cichą nadzieję, że Biafra nie karmi ją ładnymi słowami, jak pierwszą lepszą młódkę. Że nie rozmawia z nią tylko i wyłącznie dlatego, że nazwisko i rodowód siła rzeczy narzucało Aeryn pewną rolę. Że naprawdę chciał pokazać jej Wysokoże. Jej, a nie anonimowej córce arla. - Masz moje słowa, Lordzie, że poruszę czym prędzej kwestię zaproszenia do Wysokoża z moim ojcem oraz Altarisem. A Aeryn Howe nie rzucała słów na wiatr, co być może zdradzał ton jej głosu i błysk w oku, który od dłuższego czasu nie gasł. Będziesz musiała ocenić sama. Wiele z całkowicie nie planowanej rozmowy w chmurach Aeryn zachowa w pamięci i prawdopodobnie nie raz, kiedy znów zostanie sama w wielkich murach, z półuśmiechem przywoływać będzie z zatartych wspomnień, podobnie zresztą jak uśmiech Biafry, który wydał się jej kruszyć na co dzień surowe oblicze dziedzica Couslandów. Ale to już będzie ich małą tajemnicą. - Już sam sposób w jakim mówisz Lordzie o Wysokożu zdradza, że miejsce to musi być intrygujące… Jej smukłe palce, które prześlizgnęły się po murze, zdecydowanie zbliżyły się do rąk mężczyzny, podobnie jak sama Aeryn, kiedy wraz z kolejnymi słowami, jej głos przybierał brzmienie konspiracyjnego szeptu. Aby do końca było to możliwe, musiała ona wesprzeć się na ramieniu Couslanda, wspiąć na palce i szepnąć w okolice jego ucha, choć też nie do końca, pamiętając, że nie każdy może przychylnym okiem patrzeć się na tak gwałtowne przekroczenie przestrzeni osobistej. - … Mogę mieć prośbę, Lordzie? Wolałabym, abyś mówił mi po imieniu, jeśli mogę sobie tego życzyć. Nie chciałabym, abyś zapamiętał mnie jako Lady Howe, a Aeryn. Aż mam ochotę spytać, czy często dajesz się porwać z oficjalnych przyjęć. Jeśli tak, to jutro każę osiodłać konie, aby na nas czekały i z przyjemnością pokażę Ci jaki piękny potrafi być Amarant.
|
| | |
Altaris Howe - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Czw Cze 16, 2016 11:37 am | |
| - Taniec - uciął krótko lord, uśmiechając się do rycerza, kiwając potwierdzająco głową. Poczuł dziwne, miłe smyranie w dole brzuszka, które przeszło ciepłem wyżej, zmuszając go do wzięcia głębokiego oddechu z powodu jakiejś oddalonej i ukrytej myśli. Oboje mieli na sobie pancerze, fakt - Vance nie miała jednak pełnej zbroi, a i pancerz Przebudzonych do najcięższych nie należał. W końcu Gorin musiał w nim umieć swoje czary, a każdy musiał w nim być zdolny do walki i ucieczki. Orkiestra która była na balkonie, zaczęła grać. Z początku trochę nieudolnie, a do tego nie wszyscy z nich grali, ale po chwili muzyka rozbrzmiała przyjemną, Fereldeńską barwą.- Takie piosenki grywało się w szczęśliwych czasach. Obecnie nie jesteśmy w stanie być całkowicie szczęśliwi, ale na tą jedną chwilę, być może ten wieczór, możemy być chociaż radośni - zapewnił o swoich szczerych intencjach sugerujących przedłużenie tańca do lokacji poza parkiet wybiegającej i poprowadził swoją partnerkę, nie zważając na krzywe spojrzenia Orlezjan, jak głównie zauważył. - Dopóki się nie poddamy, zwyciężymy. Wojna nie toczy się tylko na polach bitewnych - zachęcił ją, nachylając się do jej ucha, lekko przyciskając swoją pierś do jej, jakby chcąc być bliżej, by nikt nie usłyszał tego, co do niej mówił. Po czym, uśmiechając ją, nie puścił jej, a przyciągnął pewniej do siebie, jedną rękę kładąc na jej talii, a drugą unosząc do góry, w bok. Gdy zaczął na spokojnie i delikatnie ją obracać, gdyż sam mistrzem w tańcu nie był, nadepnęła go. No chuj. Pomyślał, maskując ból niepewnym uśmiechem i zamkniętymi oczyma, mającymi sugerować rozbawienie, a nie cierpienie - Tylko w tańcu tak brutalnie obchodzisz się z przeciwnikami? - zapytał, nie dając za wygraną, po czym odsunął sir Vance od siebie i zrobił nią piruet, okręcając ją, zanim przyciągnął ponownie do siebie. Spoglądając na nią trzeźwym wzrokiem pokiwał potwierdzająco na jej pytanie, ale tylko uśmiechnął się wymijająco, gdy skończyła się muzyka. Nie puszczając jej jeszcze, zaczął spokojnie, słodkim tonem - Wstałaś. Zauważyłaś. A teraz co myślisz? Jakie zdanie wykształciłaś widząc mnie po raz pierwszy? Fereldeńczycy wykształcają na mój temat zdanie zanim jeszcze zobaczą mnie na oczy. Nie zamierzam tego, co podejrzewasz - Altaris tutaj spojrzał na balustradę z grajkami i kilka chwil walczył z tym, co ma w sumie zrobić. Spojrzenie na Sharian pomogło mu podjąć decyzję. Odsunął się od niej, ujął jej rękę i powiedział krótko - Chodźmy stąd. Czas porozmawiać z lordem Biafrą. Mam nadzieję, że będziesz mi towarzyszyć? - pokazał jakimś gestem ręki gdzieś na balustradę, skąd po chwili popłynęła wesoła, pogodna muzyka - grajków weszło jeszcze kilku z trąbkami i piszczałkami - Poczęstujmy ich Fereldeńskimi brzmieniami. Niech słuchają. A my, chodźmyAltaris, o ile Sharian się nie wyrwie, pokieruje ją trasą obok jej broni, kiwając na swojego ochroniarza, Borda, by ten podążał za nim. Wraz z ochroniarzem wstała dwójka mabari, ale Altaris pokazał swojemu druhowi znak, by trzymał się kilka metrów z tyłu - Nie bój się. Zabijają z łatwością. Ale tylko tych, których uznaję za wrogów. Nie jesteś moim wrogiem, prawda, sir Sharian Vance? - niby zażartował, ale oczekiwał odpowiedzi, uśmiechając się do przechodzących gości, idąc śladem Maegora do miejsca, które przewidywał do miejsca pobytu swojej siostry. To zazwyczaj tam, na balkonach i balustradach, spędzała czas, obserwując odpływające statki. - Pozamiatali by tu - stwierdził krótko, komentując coś do Borda, mijając mały, zbrojny oddział strażników Amarantu, którzy dbali o bezpieczeństwo także w zamku. Uśmiechnął się do nich delikatnie, a oni odpowiedzieli lekkimi ukłonami. W międzyczasie - Czas człowieka dobiegł końca - wyszeptał pod nosem Maegor, przyglądając się teraz bacznie Aeryn i Biafrze, lecz nie wykonał żadnego ofensywnego czy dynamicznego nawet. Ba, prawie żadnego gestu czy ruchu nie wykonał. Altaris zaś, poprowadził Sharian w tym kierunku, zmierzając tu pewnym krokiem, wraz z Bordem i dwójką mabari, by rozmawiać. |
| | |
Sharian Vance - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Sob Cze 18, 2016 11:34 am | |
| Taniec, obserwacja, rozmowa. Tylko trzy czynności, ale w takiej kombinacji sprawiały Vance trudność. Jakby pląsanie po parkiecie było zbyt mało wytrącające z równowagi, to doszło do tego łapanie w talii i szeptanie. Kobieta, która nigdy nie miała problemu z dekapitacją przeciwnika na polu bitwy. Ona, która nie traciła zimnej krwi w obliczu nawet najliczniejszego wroga. Ta, która musiała być twardsza niż skała i silniejsza niż rwący górski potok. Która rzucała się w wir niebezpieczeństwa i śmiała się z wszelkich zagrożeń. A teraz... Ta sama kobieta czuła właśnie jak opuszczają ją i pewność siebie, i odwaga. A wszystko za sprawą dotyku, który poczuła w tali. Przez ramiona, które złapały ją w uścisk i przez usta, które szeptały jej wyzwoleńcze słowa do ucha. Ogarnęło ją dziwne uczucie, którego dawno nie czuła. Rumieniec oblał jej twarz tak, jak to zdarzało się w czasach młodości, gdy miała okazję poznać któregoś z dzielnych rycerzy znanych jej ojcu. Czemu spotkało ją to właśnie teraz? Wzięła głęboki oddech. Starała się nie patrzeć na Altarisa, a raczej prowadzić rozmowę rozglądając się na boki. Zbyt blisko był, by miała sobie poradzić w tej chwili z kontaktem wzrokowym. Już i tak było jej ciepło i wyglądała jak podlotek, co to pierwszy raz tańczy w takim miejscu. Oczywiście, że to był jej pierwszy raz. Bo i kiedy miała wcześniej okazję do takiego zachowania? - Jestem teraz delikatna, lordzie -wykrztusiła w końcu z siebie jakieś słowa. Wcześniejsze jego wypowiedzi wpisujące się w dobrze jej znany wyzwoleńczy ton, pozostawiła bez odpowiedzi. Pokiwała jedynie głową z aprobatą. Muzyka skończyła się. Lord jej nie puścił. Mogła wyrwać się mu z łatwością, bowiem nie stanowił dla niej problemu jako przeciwnik. Ale sytuacja, w której się znalazła była dla niej większym przeciwnikiem, niż sam lord, który ją sprowokował. Wtedy zauważyła nową orkiestrę. Wtedy wróciły do niej wszystkie zmysły. Miękkie wnętrze, które zaczęło wydostawać się na zewnątrz, zostało brutalnie wepchnięte na swoje miejsce i wręcz przygniecione ciężkim buciorem. Spytała o jego plany. A on pytał ją o zdanie na jego temat. - Jesteś z pewnością ekscentrykiem -tak, mówiła tu o tańcu z nią. Nikt jej nie wmówi, że takie zachowanie jest normalne.- Pytasz mnie też o zdanie o sobie, a jednocześnie nie przejmujesz się spojrzeniami tych wszystkich ludzi, którzy nas obserwują. Aż tak zależy ci na zdaniu zwykłego rycerza? Im więcej mówiła, tym bardziej odzyskiwała zimną krew i prawdziwą siebie, którą znała najlepiej. - Częstowałeś mnie też słowami, które miłe są dla mych uszu i fereldeńskiego serca. A teraz... teraz pozwoliłeś mi zobaczyć to, czego inni nie widzą -rozejrzała się jeszcze raz po sali, aby upewnić się w tym, że ucztujący ludzie nie są świadomi zagrożenia, w jakim się znaleźli.- I zapewniasz mnie, że nie zamierzasz nic z tym zrobić. Nie wiem jeszcze, co o tobie myśleć, lordzie Howe. Chwile, które spędziłam w Amarancie w twoim towarzystwie są zbyt krótkie, abym mogła mówić o własnym zdaniu.
Oczywiście. Nadal jej to robił. Złapał za rękę. Uch. Ją. Rycerza. Za rękę. Wspomniał jednak o Couslandzie, więc Vance uznała że zakończył ich rozmowę. Miał w końcu ważniejsze sprawy do załatwienia. Było jej to zdecydowanie na rękę. Na rękę, a w szczególności na dłoń za którą ją trzymał i którą z tego uścisku delikatnie aczkolwiek stanowczo wyrwała, gdy już zbliżyli się do mabari i broni, którą pozostawiła. Jej dłonie o wiele bardziej pasowały do oręża, któremu nie przeszkadzały odciski i szorstka skóra. Ręce lorda były ciepłe i miękkie, nieskażone ciężką pracą. A mabari była ak samo przerażające jak wcześniej. - Wcale się ich nie boję, lordzie -prychnęła starając się zamaskować swój niepokój. Te wielkie łby, te świdrujące oczka, te stalowe szczęki...- Jestem jedynie mieczem. Miecz nie ma wrogów lub przyjaciół. Miecz jest przedłużeniem ręki dzierżącego go człowieka. Na próżno Altaris liczył na zapewnienia o przyjaźni, nawet pod groźbą ataku mabari. Gdy już odzyskała swój topór, była gotowa, aby ruszyć za Altarisem. Niepokój o Couslanda, który tkwił w niej przez cały czas, zaraz miał odejść w zapomnienie, przynajmniej w pewnym stopniu. Szli, szli i szli. Dała się poprowadzić, idąc za Altarisem. Gdzież się schował z tą młodą Howe'ówną jej niemądry lord? |
| | |
Syriusz Äsagore - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Sob Cze 18, 2016 7:52 pm | |
| Stała, po prostu patrząc przed siebie, zbiegiem okoliczności był to również kierunek, gdzie stał jej pryncypał z blond podlotkiem. Cały czas świadoma obecności zwalistego mężczyzny obok siebie, nasłuchiwała - szelestu ubrania, szczęku wyciąganej broni. Było to jak oczekiwanie na sygnał do ataku, który jeszcze nie nadszedł.
- Blut. Krwią. - odpowiedziała beznamiętnie na pytanie Maegora. Kolejne jego słowa, które nadeszły po dłuższej chwili, pozostawiła bez słownego komentarza. Lekko, ledwo zauważalnie przeniosła ciężar ciała na wiodącą nogę. Napięta i czujna trwała, jak strzała umieszczona na naciągniętej cięciwie. Wyraz jej twarzy, ułożenie rąk, w których wciąż trzymała swój hełm nie zmienił się. Przez myśli ochroniarz przebiegły przynajmniej trzy plany obrony Biafry. Ale coś w niej wątpiło, by umyślny Howe'a chciał ryzykować życie skowronka. Murek nie był aż tak wysoki, by nie dało się przez niego przerzucić leciutkiej blondyneczki.
Na razie pilnowała sytuacji, gotowa w każdej chwili puścić w ruch swoje szable. I przydzwonić komuś hełmem w łeb. W myśli się tylko zganiła za własne niedopatrzenie - pancerny płaszcz mogła oddać Lordowi. Byłaby wtedy nieco spokojniejsza. |
| | |
Biafra Cousland - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Wto Cze 21, 2016 10:26 pm | |
| Zatem Biafra miał słowo Aeryn. Aż chciałoby się rzec "a zatem idź, poruszaj tę sprawę czym prędzej" i patrzeć co też ciekawego do powiedzenia na ten temat ma Tarleton Howe. Bo Biafra ufał, że arl Amarantu miałby interesujące rzeczy do przekazania swojej córce. Nie sądził, że tak po prostu rzuci "dobrze, jedź! Pewnie! Pozdrów teyrna jak już będziesz na miejscu". Nie, takie rzeczy się nie zdarzały i chociaż Aeryn wydawała się być osóbką wielce zdeterminowaną, trzeba czegoś więcej niż tylko silna wola, by osiągać swój cel. Nieważne jak bardzo wmawialibyśmy sobie, że jest inaczej. Niemniej Cousland nie zamierzał jej tego mówić, niech wierzy w swoją obietnicę i niechaj wierzy w siebie. Skinął jej jedynie głową, na potwierdzenie, że przyjął do wiadomości słowa, które powiedziała.
Zaraz też jednak zdziwił się nieco, chociaż jego twarz pozostała w głównej mierze niewzruszona - jak zawsze - poza delikatnym ściągnięciem brwi, gdy dziewczyna pozwoliła sobie na tak szybki i bezpośredni kontakt, między nimi. Zupełnie jakby nie dzieliła ich różnica stanu czy chociażby przyzwoitość. Jakby Biafra był dla dziewczyny kimś bliskim, przy kim nie trzeba było się krępować. Kątem oka zerknął na Syriusz i ochroniarza Aeryn, czy aby ten nie uznał tej sceny za nazbyt nachalną i ruszył w ich kierunku, by bronić swoją panią.
- Jesteś kwiatem Amarantu, moja pani - zaczął po chwili, gdy dziewczyna skończyła mówić. - Wielkim niedopowiedzeniem, ujmą wręcz byłoby, gdybym zwracał się do ciebie jedynie po imieniu. Kwiat Amarantu jest wyjątkowy, a zatem nie wybaczyłbym sobie, gdybym zwracał się do ciebie jedynie po imieniu. Wyjątkowa osoba, zasługuje na wyjątkowe traktowanie oraz wyjątkowe miano.
Biafra zdecydował się zrobić krok w tył, uznając, że taki brak poszanowania dla przestrzeni prywatnej mógłby być na dłuższą metę odebrany bardzo negatywnie, zwłaszcza w ich sytuacji. A Cousland nie miał ochoty później się z tego tłumaczyć. Zastanowił się jednak przez moment nad propozycją Aeryn, która widać była coraz bardziej śmiała względem jego osoby. - O ile twoja propozycja moja pani, wydaje się być wielce kuszącą, nietaktem z mojej strony byłoby oddawać się zabawie, podczas gdy przywiodły mnie tu obowiązki. Chwila zapomnienia od trosk codzienności jest miła, aczkolwiek nie mogę sobie pozwolić, by zatracić się w niej całkowicie. Jednakże, mogę zapewnić, że będzie jeszcze nie jedna okazja aby sprawdzić, kto z nas jest lepszym jeźdźcem. Być może nie jutro, ani pojutrze, acz kiedyś na pewno.
Pozwolił sobie na niewielki uśmiech. |
| | |
Altaris Howe - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. Sro Cze 22, 2016 9:51 am | |
| Idąc w spokoju, próbował zatamować uśmiech wypływający na jego usta, aż w końcu usłyszał o tym, że "ona wcale się nie boi". Wypowiedziała to, gdy już wyszli z sali i kierowali się sporymi, przestrzennymi korytarzami, skręcając nagle w mniejszą klatkę schodową. Altaris wybuchnął śmiechem, odwracając się do Borda i kiwając głową w niewiadomym geście. Spoważniał jednak, chociaż nie przestał się uśmiechać - Prawda to, jestem, jak to mówisz ekscentrykiem. Ale, Ty też, musisz to oczywiście przyznać, nie jesteś byle kobietą. Oczywiście, możesz być rycerzem, ale nigdy nie przestaniesz być kobietą. Musisz o tym pamiętać, bo świat nigdy tego nie zapomni. Uczyń z tego swój pancerz, a nikt nie będzie w stanie Cię zranić - teraz przemówił swobodnym, ale pozbawionym cienia uśmiechu tonem, jakby próbował przekazać jej coś ważnego. Ekscentryk. Trudne słowo.
Idąc dalej, wyszli na szersze, długie schody, prowadzące do ich balkonu. Altaris kiwnął głową przechodzącym strażnikom - Wybacz, jeśli Cię do mnie zniechęciłem swoim sposobem bycia, ale po prostu lubię Twoje towarzystwo. Silna kobieta. Znałem kiedyś silną kobietę - tutaj spoważniał jak tylko chyba mógł spoważnieć, a w jego głosie pojawiły się chłodne, gniewne wręcz nuty, jakich u niego nie powinno się spodziewać. Coś, co sprawiło, że zmienił swój światopogląd, nie mogąc wyprostować zmarszczonych brwi - Ale... To było dawno temu - dodał na sam koniec, wychodząc zza winkla.
Maegor uśmiechnął się do stojącej na przeciwko Syriusz, wpatrując się w nią wręcz dobitnie, tylko czasami spoglądając w kierunku Aeryn i Biafry, lecz nie wydawał się jakoś szczególnie zaniepokojony. Na sam koniec tylko zmarszczył brwi bardziej. Wtedy też, wszedł przez wejście lord Altaris, idąc wraz z kobietą-rycerzem, która przybyła wraz z Couslandem, a za nim, dalej, prowadząc dwójkę mabari, Aroda i Garona, szedł w spokoju Bord. Altaris wydawał się rozgniewany i widocznie lekko zasmucony, lecz Maegor nie wiedział, dlaczego - Podobał Ci się spacer? Piachu na plażach Ci u nas dostatek - powiedział jakby oficjalnie Altaris, a Maegor uśmiechnął się tylko, kiwając głową do swojego lorda, a potem na ochroniarza Biafry, pochylając głowę w dół, spoglądając teraz na Syriusz spode łba - Zebrałem też muszelkę - powiedział krótko, stąpając nagle dynamicznie, by zrzucić chociaż trochę piasku, który zebrał mu się na butach.
Altaris nie był do końca zadowolony tym, co zobaczył - mianowicie Aeryn i Biafrę, którzy i tak postępowali zbyt swobodnie, pomimo tego, że Cousland zapewne próbował przestrzegać etykiety. Pokiwał głową, jakby w myślach i postąpił krok do przodu, by minąć Maegora i ochroniarza Biafry, na którego tylko krótko spojrzał - kolejna kobieta. Gdy znów skierował się ku Biafrze, mimowolnie się uśmiechnął. Łysy diabeł. Być może, gdybyśmy nie byli z tych rodów, z których jesteśmy, to moglibyśmy być przyjaciółmi.
- Lordzie Biafro. Wydaje mi się, że tutaj nie dostrzeże nas zbyt wiele oczu, a i uszu których słowa te nie powinny dosięgnąć, a których by dosięgły, nie będzie. Zatem, chcesz rozmawiać, czy masz inny plan na nasze interesy? - zapytał, chociaż podszedł śmielej o kolejny krok, w kierunku swojej siostry, do której, jedynie, uśmiechnął się pokrzepiająco, jakby wcale nie był zły, walcząc z tym, żeby nie ściągnąć brwi. |
| | |
Sponsored content - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. | |
| |
| | |
| [Prywatna|Siedziba rodu Howe] Im gość rzadszy, tym milszy. | |
|