| [Prywatna|Przystań nad jeziorem Kalenhad] Ścieżka ku zbawieniu | |
|
Autor | Wiadomość |
---|
Rewarnir Guerrin - dragon age PBF - |
Temat: [Prywatna|Przystań nad jeziorem Kalenhad] Ścieżka ku zbawieniu Sro Cze 22, 2016 11:00 am | |
| Rewarnir Guerrin postanowił pomóc Altarisowi w podróży do Twierdzy Kinloch, w celu odratowania jego ręki. Dziedzic Redcliffe poczynił przygotowania do drogi, kiedy Howe odpoczywał po pojedynku, a medyk czuwał przy nim i rychtował zmiażdżoną kończynę, bowiem czekająca na nią wędrówka wystawi ją na próbę. Krótkowłosy zabrał ze sobą dwutygodniowy prowiant, rozwodnione wino - wyłącznie samobójca piłby samą wodą nie wzbogaconą alkoholem - dwa zrolowane koce, mały toporek do rąbania drewna i parę krzesiw. Ten ekwipunek spoczywał w jukach rumaka. Koniowi rozłożono na grzbiecie, pod siodłem, czerpak z barwami Redfflice. Podróżnik odziany był ciężki pancerz skórzany. Dwa pasy opierścieniały jego biodra - jeden z nich był pasem rycerskim i na nim była zaczepiona pochwa z ukrytym w niej Byczym Rogiem. Płaszcz okalał ramiona i plecy rycerza. Dwa tygodnie minęły wyjątkowo powolnie. Altaris wraz z Rewarnirem starali się, jeśli było to możliwe, zatrzymywać się na noc w zajazdach bądź na wsiach, prosząc chłopów o gościnę w zamian za kilka monet. Niebieskooki zdawał sobie sprawę, że liczyła się każda chwila, dlatego zawsze starał się utrzymywać żwawe tempo w drużynie. Oczywiście, pobudki Rewarnira nie opierały się na czystym altruizmie, Wieża miała swój własny cel w tym zadaniu. Jednakże nie czysty pragmatyzm kierował rycerzem. Dane Howe'owi słowo było równie ważne jak osobiste zamierzenia. Pewnej nocy Rewarnir poprosił Altarisa, aby odłączyli się oni od grupy jego przybocznych z powodu ochoty przeprowadzenia rozmowy w cztery oczy. - Proszę, lordzie - zanim zaczął, podał rozmówcy mały bukłaczek bimbru, który zdobyli z jednej wioski. Gdy Altaris łyknął, uczynił to również Rewarnir. - Kończy się jedenasty dzień drogi. Kiedy dotrzemy do przystani, powołam się na mojego brata, bowiem jest templariuszem. Nazywa się Marcus - tłumaczył twardym, lecz spokojnym tonem. - Niemniej, kiedy templariusze zgodzą się was eskortować do Wieży Kręgu, sam zostanę w karczmie. Mam coś do załatwienia na miejscu, dlatego nie mogę być u waszego boku do samego końca. Spotkamy się ponownie, gdy waszmość powróci. Będę czekał.Piętnastego dnia orszak dotarł do przystani. Stan ręki dziedzica Amarantu pogorszył się do takiego stopnia, że sama wymiana opatrunków narażała kończynę na niebezpieczeństwo. Rewarnir widział przypadki gnicia mięsa na wojnie, nigdy nie kończyły się one dobrze. Pierworodny arla Redcliffe zaprowadził drużynę do karczmy pod Rozpieszczoną Księżniczką. Zapłacił za swój pokój, albowiem spodziewał się, że Altaris pokryje koszty dla siebie i przybocznych. Olbrzym poprosił również gospodarza, aby ugotował on wyjątkowo tłusty rosół, coby napełnić brzuchy wszystkich mężczyzn, przede wszystkim Howe'a. Potrzebował on sił. Rewarnir usiadł na ławie wraz z drużynnikami. Prócz samej zupy czekało na nich drugie danie: tace ze smażonymi rybami, wyłowionymi z wczorajszego połowu. Trzy dzbany z ciemnym, gromkim piwem miały dopełnić cny posiłek. To wszystko postawi z własnej kieszeni niebieskooki, ponieważ poczuł się zobowiązany ugościć Altarisa i jego wojowników, ponieważ znajdowali się w Redcliffe. - Jesteśmy na miejscu. Zamierzacie odpocząć, lordzie czy od razu po posiłku mam zgłosić się do templariuszy? |
| | |
Altaris Howe - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Przystań nad jeziorem Kalenhad] Ścieżka ku zbawieniu Czw Cze 23, 2016 3:26 pm | |
| Podróż była dla niego niezwykle trudna - nie pamiętał, by znalazł się w podobnej sytuacji odkąd uciekł z plaży w Zachodnim Wzgórzu przed pewną śmiercią wraz z Bordem. Teraz żaden z nich nie miał wpływu na to, czy Altaris zostanie uzdrowiony, czy nie - nie znali się tak dobrze na medycynie, by zrobić coś poza ucięciem ręki. Mogli tylko towarzyszyć jemu i Guerrinowi w podróży. Jedyne, co mogli zrobić w tej sytuacji, to zadbać o to, by Altaris przeżył - w końcu taki był cel ich służby. Służyć i chronić. Sam Altaris stawał się cieniem dawnego siebie - nie mógł pozbierać się z tego, że jego obrażenia postępowały w postaci opuchlizny i obumierania całej dłoni. Gdy ktoś pytał go, jak się czuje, zbywał to błahymi żartami i dowcipami o tym, że do rządzenia nie potrzebuje obu rąk, a i z jedną poradziłby sobie z każdym przeciwnikiem. Prawda jednak była taka, że jego wewnętrzne zniszczenie postępowało, bo nie był niczego pewien, a i sam nie był pewien, co powinien zrobić. Bał się. Bał się śmierci. Bał się bólu. Bał się osamotnienia i tego, że nikt nie będzie w stanie mu pomóc. Poczucie braku bezpieczeństwa to ostatnie, na co był gotowy. Był całkowicie odsłonięty - przed postępującymi ranami nie ochroni go ani miecz, ani tarcza. Ale, czy słowo Guerrina to zrobi? Gdy dojechali do gospody, która była celem ich podróży, mimowolnie się uśmiechnął, poklepując swojego konia po boku. Spojrzał po swoich wojownikach i przyjrzał się bacznie Rewarnirowi. Zmarszczył brwi. Zanim wjechali, podjechał bliżej Borda - swojego największego z przyjaciół, być może jedynego prawdziwego przyjaciela. Nachylając się ku niemu, wyszeptał - Gdyby coś się stało. Wiesz, na przykład ręka... To pamiętaj, że to Howe zawsze musi rządzić Amarantem. Jeśli nie ja, to moja siostra - pokiwał głową pokrzepiająco, jakby próbując zanegować poważny i smutny ton swojego głosu. Widząc jedzenie kiwał uśmiechnięty, opierając ręce o stół, wyczerpany po najprostszej podróży. Włosy jego, chociaż nadal długie i szlacheckie, teraz posklejane były potem, który wyszedł na bledsze niż zazwyczaj czoło. Trochę błądzącym wzrokiem spojrzał na swojego towarzysza w tej podróży i ściągnął brwi, oddychając ciężej - Nie ma czasu na odpoczynek, mój lordzie - zaakcentował na sam koniec i przymknął powieki, ze smutkiem wpatrując się w Rewarnira - Cieszę się, że mam przed sobą Guerrina, a nie swojego pobratymca. Chociaż kocham swoją ziemię, swój ród i swoich ludzi, to czyny mego ojca doprowadziły, że nasze słowo jest cały czas podważane. Twego zaś nikt nie śmiałby podważać. Jak to Guerrina - dokończył, sięgając po piwo. Alkohol to główna sprawa, która teraz zaprzątała jego umysł. To on pozwalał mu na zapominanie. Zatapiając swoje obawy w alkoholu, uśmiechnął się do zupy. Chłop, lord, król. Nie ważne. Jeśli nadchodzi kwestia rosołu, wszyscy jesteśmy sobie równi. Nie zważając na etykietę, kiedy nadal sobie zupę do miski, podniósł ją ze stęknięciem i zaczął obficie siorbać, wlewając w siebie tłuszcz z widocznym pożądaniem. Strużki zupy leciały po zaroście, który wyrósł mu w ciągu tej podróży - krótki, kujący, ciemny. Taki zaniedbany wygląd nie przystoi prawdziwemu, obeznanemu w świecie szlachcicowi. Ale rycerzowi Fereldenu - już bardziej. Rycerzem nie był. Ale spoglądając na Rewarnira czuł, że marzenia jego i Serafina miały szansę na spełnienie. Przyboczni zaczęli jeść to samo. A w sumie wszystko, co było na stole, popijając piwem. Zaczęli jednak to robić dopiero po tym, gdy Rewarnir napełnił swój kufel, miskę, talerz, czy z czego tam jadali w Redcliffe. |
| | |
| [Prywatna|Przystań nad jeziorem Kalenhad] Ścieżka ku zbawieniu | |
|