| [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów | |
|
Autor | Wiadomość |
---|
Lusacan - dragon age PBF - |
Temat: [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów Sob Kwi 16, 2016 10:55 am | |
| ~Konflikt Interesów~ Gracze: - Lenre - Varance - EITHNE Przybyłeś zza morza, gdzie żądza srebrnika wytycza kurs twej podróży. Wiatr wieje lekko w żagiel, rozciągając materiał do granic możliwości. Uwypuklony twór ciągnie całość w kierunku wybrzeża na tyle żarliwie, że szalupa łomocze się z lewa na prawo, jednocześnie utrudniając po raz ostatni odczytanie zlecenia, które spisał mistrz gildii. Treść jest jasna, zaś wraz z ostatnią kropką papirus ląduje w morzu, skąd ślad po nim ginie. Przez kolejne kilka godzin żar gorącego giganta kąpie naskórek w strumieniach światła, raz mocniej a raz słabiej, ale zawsze równomiernie. Czas leci przez palce, ginąc pośród obserwowanych ruchów wody, aż w końcu szalupa zadziera o brzeg. Dynamiczny ruch wskazuje na przybicie do brzegu. Jest gorąco, to wybrzeże usytuowane na północny-zachód od miasta Amarant. Są i oni - towarzysze, do których dołączasz zaraz po rozprostowaniu kości. Dwóch najemników czekało na Ciebie nieco w głębi lądu. Znużeni siedzą na granicy lasu i plaży, gdzie pod osłoną drzew chronią bladą skórę przed promieniami słońca. Twoja obecność, jak biczem strzelił, pobudza ich do aktywności. - Witaj! Jestem Mario, a to Aaron - rzucił wyższy. - Czekaliśmy na ciebie, rybaku. Jak poszedł interes? Zaczął rozmowę ciekawski, dostrzegając, że rybak nie ma ze sobą żądnego towaru. W mniemaniu mężczyzny, musiał wszystko sprzedać w Wolnych Marchiach. - Jeszcze nikogo nie ma - dodał niższy - templariusze spóźniają się. Aż dziw, że potrzebują tutaj przewodników . - Nie narzekaj! - wycedził z przekąsem kolejny - przynajmniej zarobimy! - Spoiler:
Treść listu została wysłana na Pw.
Niebawem zza horyzontu wyłoniła się postać smukłej dziewczyny na tęgiej klaczy. Zdrowym krokiem dobiła do trójki mężczyzn, informując, iż od tej pory jest kolejną uczestniczką przedsięwzięcia. O ile rybak mógł mieć pewne obiekcje, o tyle mężczyźni z radością przyjęli wieść o jej dołączeniu. Eithne znała cel swej wyprawy, gdyż poinformował ją o tym sam Martus. Pewnego poranka młodego templariusza obudził gwar rzucanych w pośpiechu zbroi. W kwaterze panowało nie lada poruszenie, a nikt nie wiedział, co jest tego przyczyną. Dopiero popołudniowe godziny, kiedy Varance trafia do gabinetu przełożonego wyjaśniają niejasności. Varance wraz z dwoma starszymi stażem templariuszami muszą udać się na wybrzeże nieopodal Amarantu, gdzie rzekomo bytuje niebezpieczny maleficar. Apostata wymyka się templariuszom od pewnego czasu, zaś osoba liczącego dwadzieścia trzy wiosny nowicjusza ma pomóc w jego przechwyceniu. Naczelnik nie podaje zbyt wielu informacji, lecz wielokrotnie zaznacza, iż mag musi powrócić do kręgu żywy. Podróż minęła stosunkowo szybko. Zakonne konie są wytrwałe i potrafią gonić, niczym wiatr. W dodatku tematyczne rozmowy pozwalały zapomnieć o rutynie translokacji. Towarzystwo nie należy do zbyt wylewnych, są to raczej ci gorliwi wyznawcy Stwórcy, pomimo tego potrafią toczyć konwersację na wiele tematów. Siwy Juranc opowiada historię pojmania jednej apostatki z głuszy, z kolei zbliżony wiekiem do Varence'a Juan, dzieli się się przemyśleniami odnośnie ostatniej katorgi, w której brał udział. Naturalnie wynik był negatywny, co zaowocowało śmiercią maga. I tak w dobie klimatycznej gawędy minęło kilka nocy, aż przyszedł ten dzień. Spakowaliście się z rana, osiodłaliście konie i podliczyliście prowiant, którego wam nie szczędzono. Morską bryzę szło wyczuć z daleka, co więcej skwar północnego wybrzeża sprawiał, że pot ciekł pod masywnym pancerzem. Nie było już przyjemnie, przeto konie poganiano jeszcze bardziej. - Na miejscu czekają na nas najemnicy. Nasz przyjaciel z Amarantu załatwił sprawnych chłopów, którzy znają te ziemię i pomogą nam w pojmaniu uciekinierki. Lepiej nie opowiadać zbyt wielu szczegółów prostakom, bo jeszcze się przestraszą. Komendant Maxius Tolh chce, abyśmy przyprowadzili apostatkę żywą. Nie powinno być ciężko, ale zachowajcie czujność, magowie potrafią być podstępni, zwłaszcza kobiety, psia mać. - Podobno na wybrzeżu mnogo od podmokłych korytarzy, które wnikają w strukturę lasu. To dobre miejsce na skrytkę, pewnie tam ukrywa się nasza zguba.
- Czas pokaże, gdzie jest. Jesteśmy blisko, zaraz będziemy na miejscu. Wio! Gonić konia! Połechtał łydką swą klacz Jurans, wychodząc na czoło szeregu. - Spoiler:
Wasze drużyny jeszcze się nie spotkały, więc odpisy są wyłącznie w obrębie waszych towarzyszy. Obowiązująca kolejka to 1. Mistrz gry 2. Gracz 1 3. Gracz 2
|
Ostatnio zmieniony przez Lusacan dnia Czw Kwi 21, 2016 10:30 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | |
Varence - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów Sob Kwi 16, 2016 7:16 pm | |
| Nareszcie! To był wielki dzień, a właściwie kilka dni, jak nawet nie tygodni. Mag na wolności, a to właśnie jego wybrano do pościgu. Doskonale wiedział, że nie może dać przysłowiowej rzyci. Na szczęście miał przy sobie dwóch, nieco lepiej doświadczonych templariuszy, więc o wpadce nie było mowy. Naczelnik wreszcie się przekona, że ten Varence to jednak kawał porządnego chłopa, który nie da sobie pluć w twarz jakiemuś byle apostacie. Będąc w wieży kręgu, z trudem tłumił szczery uśmiech, jaki w końcu zagościł na jego twarzy, gdy opuścił Twierdzę Kinloch.
Podróż nie była aż tak usłana różami, jak mogłoby się wydawać. Były, ale w mniejszej ilości. Miał od czasu, do czasu problemy by zapanować nad swoim wierzchowcem, co mogło powodować u swoich towarzyszy lekki uśmiech. Varence wychwytując te rozweselone miny, od razu postanowił zwalić wszystko na konia. To nie jego wina, po prostu wydali mu jakiegoś dziwacznego konia, który albo był zbyt dumny, albo zbyt głupi. Nie ważne, trzeba to przeżyć, więc wio. Młody templariusz poczuł się zupełnie nagi przy swoich towarzyszach. Oczywiście nie zapomniał przyodziać spodni. Problemem było to, że nie miał czym się chwalić. Wyjście ze swoim przykrym doświadczeniem, a mianowicie romansem z magiem, mogłoby trwale zepsuć realcje między swoimi bądź, co bądź braćmi. To nie wpływa pozytywnie na prowadzenie dalszych działań, nawet utrudnia. Większość drogi przemilczał, ograniczając się tylko i wyłącznie do krótkiego podsumowania aktualnej pogody, wszakże to temat iście uniwersalny. Co z koniem? Nadal nie potrafił się zgrać ze swoim jeźdźcem, na całe szczęście Varence nie zmuszał swoich kompanów do postojów dłuższych niż norma przewiduje. To, że nie zleciał z tego konia, to był istny cud - wola Stwórcy. - Mam tylko nadzieję, że to chłopstwo nie będzie nam włazić w robotę z ubrudzonymi butami. Nie chcę skupiać się na apostacie i jednocześnie na grupie lokalnych moczymord. - Odpowiedział z lekką obawą, wyczuwalną w głosie. Pierwszy raz zawsze bywa najtrudniejszy, w każdej sferze. - Na skrytkę, albo też na pułapkę. Wątpię, by uciekinierzy z kręgu byli na tyle głupi, by zapominać o pościgu. Pod koniec podróży udało się opanować tego niesfornego konia. Mimo wszystko, wolał zostać na końcu, ale też nie takim odległym. |
| | |
Lenre - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów Sro Kwi 20, 2016 12:21 am | |
| Uwielbiał podróżować. Sprawiało mu to niemałą przyjemność, kiedy mógł wylecieć z gniazda, na powrót rzucając swój cień na wszystkich. Tylko pod osłoną nocy, kiedy nikt nie widział. Bo nie chodziło o to, żeby pokazać swoją wyższość, tylko o to, by wiedzieć o niej. Słońce atakowało falangami, powoli acz skutecznie odbierając kolejne bastiony bladego lica Lenre. I tak z wyrafinowanej, lśniącej cery, przemienił się w głupiego ziemniaka. Symbol chłopstwa, z którym w żadnym wypadku nie chciał być utożsamiany. Nie, nie chciał zapomnieć o swojej przyszłości. Chciał zapomnieć o swoim pochodzeniu, dalej bojąc się swoich wewnętrznych demonów. Tylko, że teraz mógł im zaradzić. Wcześniej nie mógł. - Templariusze - wymruczał do siebie, opierając się o jedną z niewielu ujmujących swą chłodnością desek. Chronił się w cieniu czytając wytyczne. Nie mógł dopuścić do tego, żeby słońce w swojej wręcz chorobliwej ciekawości, posłało swoje spojrzenie tam, gdzie nie powinno być posłane. Jednak Lenre o to nie powinien się martwić. Głębia wód była zawsze łakoma, niczym nienasycony szlachcic, żrąc wszystko, co było pod ręką. Pytanie było jedno i nadawało sens dalszym dumaniom. Jak zrzucić cholernego giganta ze swojego złocistego tronu? Wiatr porwał pergamin, niosąc go coraz dalej. Mewy skrzeczały widząc nowego towarzysza, z radością chcąc konkurować o pokarm. Jednak kiedy ich domniemany przyjaciel odbił się o taflę wody, już z niej nie wrócił. A ptactwo za nim nie tęskniło. Wszak było tylko zwierzęciem. Zupełnie jak człek.
Czuł pod lekką, wręcz prześwitującą koszulą swe mięśnie, które wykonywały niemal nieziemski wysiłek, co rusz pokazując kły i je chowając. Umięśnione ramiona nadawały coraz szybsze tempo, dając do zrozumienia, że niedługo będą na miejscu, mogąc wreszcie ukryć się pod cieniem drzew, z ulgą wzdychając do śpiewu ptaków. Kiedy jego ciało prowadziło ciągle wewnętrzną konwersacje, a kosmyki włosów uparcie atakowały mokre od wysiłku czoło, Lenre trwał niczym niewzruszona góra. Bez żadnych słów poruszał wiosłami, a skomlenie wiatru nadawało mu rytm. Mógł zdać się tylko o potęgę wichrów, czekając aż dopchnął go do upragnionego celu, ale, zupełnie przypadkowo, pojawiało się jedno pytanie. Po co? Skórzane trzewiki uderzyły o piach niemal w tym samym momencie, co łódź, niby to goniąc się z nią o pierwsze miejsce na podium. Żagiel został zwinięty szybko, a szalupa zaciągnięta na żar słońca, piekąc się bez żadnych dźwięków na nim. Bo ona nie miała nic do gadania. Zupełnie jak rybak. Dostał zlecenie i miał je wykonać. Bo karą nie była śmierć, nie. Ona straszyła tylko niedoświadczonych życiem ludzi, chcących jak najwięcej ukraść czasu, odbierając go innym. A on zrozumiał, że to hańba była najohydniejsza. Hańba i zawód w oczach Mistrza. A do tego nie mógł dopuścić. Rozcieńczone piwo szybko przebrnęło przez zaschnięte gardło, dając lepszą ulgę niż niejedna, doświadczona już kurtyzana. Kruk przeczesał włosy dłonią, zsypując drobinki piasku bezczelnie próbujące się tam ukryć. Zarzucił tobołek na umięśnione plecy, uprzednio zakładając skórzaną kamizelę. - Czas zacząć przedstawienie. - Słowo się rzekło, a Kruk zniknął tak nagle, jak się pojawił, ustępując miejsca człowiekowi co dzień walczącemu z morzem. Prostemu rybakowi, który wyczuł szansę na zarobek. Szmaragdowe ślepia wychwyciły ruch, zanim ktokolwiek się poruszył. Wybiegły wprzód, dając całą wiedzę dla właściciela i zbierając najistotniejsze szczegóły. - Aha - skwitował cały wywód dwójki ludzi, którzy ni stąd, ni zowąd zaczęli szukać towarzystwa. Rybak najchętniej ominąłby ich szerokim łukiem, żwawo ruszając do swej chałupy. Ominąłby, gdyby nie to, że chęć pieniądza była silniejsza, zatapiając swe żarłoczne kły w jego biednym ciele. - Rybak - odparł, widocznie próbując spełnić oczekiwania mężczyzn. Nie miał imienia, wszyscy w wiosce wołali go właśnie tak. A jemu to nie przeszkadzało. Wszak był tylko jednym z wielu, dlaczego miał zasługiwać na oryginalną nazwę? - Na mój łeb to pewnie zapodziali się gdzieś na trakcie - powiedział prosto i z sensem. Nieraz spotykał się z półgłówkami w zbrojach, którzy nawet jadąc wydeptaną drogą, dalej potrafili się zgubić. - Nic nie brało - dodał z opóźnioną reakcją, zupełnie jakby jego mózg wybierał najistotniejsze informacje, te mniej ważne puszczając inną, nieznaną ścieżką. Dołączenie kolejnego zbrojnego ubranego w kobiecą otoczkę, ani trochę nie przeszkodziło Rybakowi. Ten przynajmniej miał na co zawiesić oko, nie mogąc skupić swojego spojrzenia na niczym innym. A to, że jego drugie ja, ukryte jestestwo, myślało i robiło zupełnie coś innego, było opowieścią na inny czas. |
| | |
Eithne - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów Sro Kwi 20, 2016 8:55 pm | |
| Języki ognia wesoło pląsały swój ostatni taniec w zagasającym już ognisku. Miękka łuna światła jaśniała w ciemnościach głuszy, emitując zbawienną aurę ciepła dla przemarzniętej na kość zielonookiej. Ta noc była wyjątkowo mroźna. I samotna. Opatulona po samą szyję ciepłym pledem, srebrnowłosa trzymała w chybotających od zimna rękach świstek papieru, którego treść po raz setny uważnie przeczytała. Dyrektywy, jakie otrzymała od tego starego, poczciwego pryka wydawały się być jasne i klarowne. Martus nie przebierał w słowach. Lubiła to. No i żadnych apostatek to ona jeszcze nie ścigała, to mogło być ciekawe. Uśmiechnęła się półgębkiem, szelmowsko. A potem bezpardonowo wrzuciła papierzysko do ogniska i poczekała cierpliwie, aż to spali się na garstkę popiołu. Zadeptała ostatnie tlące się wśród rozpałki płomienie, nakryła się skrzętnie kocem i oddała się w objęcia kolejnego bezsennego koszmaru...
Nazajutrz, osiodławszy swą wierną kobyłę i upewniwszy się, że jej oręż był ostry niczym brzytwa, wyruszyła skoro świt w stronę Amarantu. Zgubiła się co prawda po drodze ze dwa czy trzy razy, ale końcem końców zawitała pod bramami miasta nieco przed południem. Żar dosłownie lał się z nieba i niemiłosiernie piekł ją w podkrążone od braku snu, niechlujnie obmalowane kruczoczarną, roztapiającą się już od gorąca kredką, oczy. Na pohybel Stwórcy za uczynienie z Fereldenu prawdziwego cyrku pogodowego... Po krótkiej przeprawie przez boczne dzielnice Amarantu, Eithne nareszcie dotarła na wybrzeże położone na północny-zachód od mieściny, gdzie miała czekać na nią cała reszta ferajny. W oddali spostrzegła trójkę paplających ze sobą chłopów. Domyśliła się, że to na nich miała w rzeczy samej trafić. Może dlatego, że nie widziała nikogo innego kręcącego się po tej okolicy. Szczyt dedukcji, Eithne, doprawdy... - Hejże, panowie! - krzyknęła z ekscytacją, dojeżdżając do grupki mężczyzn szybkim kłusem. Będąc już na miejscu spotkania, zamaszystym i jednym sprawnym ruchem zsiadła ze swojego wierzchowca, odruchowo poprawiając swojego rozwichrzonego od jazdy koka. Posłała im szeroki, łobuzerki uśmiech, filuternie kładąc ręce na biodrach. - A więc - zaczęła z entuzjazmem, rozglądając się szybko po twarzach zgromadzonych - gdzie są te nasze grube ryby, co? No bo na templariuszy to mi nie wyglądacie, wiecie. No chyba, że to jakaś nowa moda w Zakonie, o której nie wiem. Złap apostatę na haczyk, dosłownie i w przenośni, rozumiecie? - Prychnęła rozbawiona pod nosem, pozwalając sobie na odrobinę humoru. Szybko jednak zreflektowała się i niekomfortowo odchrząknęła, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo kiepska i czerstwa była ta jej gra słów. Pierony siarczyste, ta to jednak wiedziała, jak zrobić "dobre" pierwsze wrażenie... Zamknąwszy już swój dziób na kłódkę, kątem oka spostrzegła bezczelnie gapiącego się na nią zielonookiego rybaka. Ach, pewnie znowu musiała rozpiąć o jeden guzik koszuli za dużo, gdy rano się przebierała? Łypnęła na niego bystro spod oka. - A ty co, kochaniutki? Baby na te swoje modre ślipia nie widziałeś? - zapytała dokuczliwie, jak na złość ostentacyjnie kołysząc na boki biodrami, gdy wzięła swoją Shiral za lejce i poprowadziła w stronę zieleni lasu, aby klacz mogła się tam w spokoju wypaść. |
| | |
Lusacan - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów Czw Kwi 21, 2016 10:07 pm | |
| Obecność zielonookiej kobiety zrobiła sporę wrażenie na prostych chłopach. Jej wjazd można porównać do zakonnej procesji, z której żaden przechodni nie spuszcza oka. Jej dorodna klacz oraz gracja z jaką podjechała sprawiły, że takiej prezentacji nie powstydziłby się najzacniejszy szlachcic. Wyłącznie reakcja rybaka mogła budzić niepokój, był bardzo stonowany i można rzecz, iż trzymał się na uboczu towarzystwa. Nawet próby nawiązania głębszej znajomości, próby rozluźnienia atmosfery nie obudziły w nim mówcy. Po prostu stał i obserwował z boku, jakoby szykował się do ustrzelenia nieświadomej niczego ofiary. Chociaż rybak trzymał język za zębami, to dójka pozostałych towarzyszy, co rychlej wkroczyła w dyskusję. - Lenią się, psia mać. - rzucił Aaron, spluwając na ziemię zieloną breją. - Pierwszy raz? - odparł Mario - są zawsze, gdy trzeba zbierać datki, ale jak splugawiony apostata zagraża ludziom, wtedy templariuszy...
- Templariusze są tam, gdzie ich potrzeba, mocium panie - rozległ się głośno pouczający ton starszego mężczyzny. Słowa wypowiedział starszy z templariuszy - Juranc. Właśnie w tej chwili tęgie ogiery zakonu wspinały się na wzgórze, gdzie chłopi użalali się nad swym losem. Powoli, bez pośpiechu stawiano kolejne kroczki, w taki sposób, że obserwujący przyjazd mogli poczuć się tłamszeni pogardliwym wzrokiem zakonników. Ich oczy, usytuowane z ponad poziomu końskiego łba, niczym pańskie oko infiltrowało mieszczuchów. Pierwszy dojechał Juranc, tuż za nim Juan i najskromniejszy z trójki - Varence. Dowódca szarpnął raptownie za wodzę, ściągając łokcie do tułowia, przeto ogier zaprzestał dalszych ruchów. Sztywny balast, którym ów czas się stał, posłużył za swego rodzaju schody, by za ich sprawą móc zstąpić na zieloną łąkę nadmorskiego wzgórza. Żelwine onuce dowódcy templariuszy gniotą pierwszą falę zieleni, dalej schodzi Juan i Varence. Konie templariuszy stoją w bezruchu, niepotrzebne jest dodatkowe kontrolowanie wodzą, wystarczy, że są obok. Ach, ta zakonna dyscyplina. - Nie za dużo was, państwo? - charczał Juranc - mówiono mi o dwóch, góra trzech przewodnikach. I, o ile wzrok mnie nie myli, to widzę cztery jednostki, w tym kobietę. Ostatnie słowa dodał z przekąsem, jakoby kobiety były gorsze i nie powinny pchać się w zadania takiej wagi. - No, śpiewać mi, ale raz! Ktoś, wy? - Spoiler:
Kolejność dowolna. Przy czym zachowujemy ciągłość. Gracz 1> gracz 2> gracz 3> Mistrz gry. Proszę również uwzględniać odpis poprzednika, aby nie robić rzeczy totalnie odwrotnych/ niezgodnych z podaną wcześniej treścią.
|
|
| | |
Varence - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów Pią Kwi 22, 2016 5:36 pm | |
| - Ja tu czuję spisek. - Rzucił do najstarszego templariusza, zajmując miejsce obok niego. Nie ściszył tonu głosu, przez co mógł go usłyszeć każdy z tej wesołej gromady. To był chyba czas, by zrzucić z siebie ten ciężki płaszcz skromności, a zastąpić go zuchwalszym. Co prawda nadal musiał bardzo uważać i wykazywać się zdrowym rozsądkiem, gdyż jako nowicjusz nie miał zbyt wiele do powiedzenia. Nie od dziś wiadomo, że z książek praktyki się nie wynosi, a tej niestety mu brakuje, ale to tylko kwestia czasu. Jednym z wielu pozytywnych aspektów służby jako templariusz, było niewątpliwie to, że mógł przed każdym puszyć się dumnie jak paw i oślepiać chłopów blaskiem swego pancerza. Co prawda nie było to warte katuszy spędzonych na szkoleniu, które trwało Stwórca jeden wie jak długo. Kiedyś ktoś mądry powiedział, że trzeba cieszyć się z małych rzeczy zanim jakaś duża złamie ci kark. Varence czerpał pełnymi garściami z tej mądrości, dlatego też wypiął dumnie pierś, a niech plebs patrzy i się zachwyca. Każdego zmierzył osobno wzrokiem, będąc przy tym niezwykle dokładnym. Był podejrzliwym człowiekiem, jeżeli chodziło o zaufanie komuś spoza Zakonu. Czasami sam się zastanawiał, czy nie przekroczył granicy między ostrożnością, a paranoją. Kobiecie poświęcił najmniej czasu na przyjrzenie się, a nawet i zgrabnie ją ominął spojrzeniem. Nie żeby jej brzydota była wybitna, po prostu nie chciał wlepiać w nią swoich ślepi. - Nie wiem, nie ufam im. - Tutaj ograniczył się do konspiracyjnego szeptu, którym uraczył jedynie templariuszy. |
| | |
Lenre - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów Sob Kwi 23, 2016 4:42 pm | |
| Patrzył się wciąż, kiedy kobieta zaczęła mówić. Słuchał jej głosu, wsłuchiwał się w każde słowo, zupełnie jakby był rybą rzuconą do kałuży, łaknącą dosłownie każdego skrawka wody. I już chciał przysiąść się pod gruszą, wyciągnąć nogi i wsłuchać się w życie lasu, kiedy tamta dalej kontynuowała swoją gadkę. O co jej chodziło, niewyżyta była, chłopa jej brakowało? Rybak pokręcił tylko głową, powstrzymując się przed śmiechem z niezbyt zabawnego żartu. Nie, on był śmieszny, ale zielonooki nie mógł dopuścić do siebie myśli, że to właśnie kobieta zostałaby głównym obiektem zainteresowania. Choć... mogła. W nocy, grzejąc łożę każdego z mężczyzn. To tego była stworzona, właśnie do tego Stwórca pozwolił wyjść jej na ten parszywy świat. Machanie mieczem, kto to widział... - Ino żeby jakaś ryba w ciebie nie wpłynęła, złotko - wymruczał niby do siebie, jednak tak dobitnie tonując głos, by i reszta towarzystwa go usłyszała. Wszak wśród tak wesołej gromadki, trzeba było się dzielić. A kiedy usłyszał dalsze słowa ich "centrum", machnął tylko na nią dłonią, niechybnie szykując się do usadowienia swojego rybackiego tyłka na ziemi, gdyby nie głos. Głos jednak nie pochodząc od żadnego bałwana z towarzystwa. Rybak podskoczył jakby rzeczywiście się przestraszył, odruchowo chyląc czoło nisko i zaciskając swoje trawiaste ślepia. Słyszał kiedy koń cicho prychał, jak drugi niecierpliwie tupał kopytem, a trzeci - zupełnie jak niedawno przybyła kobieta - szukał jakieś niepotrzebnej atencji. O tak, zielonooki co nieco wiedział o tych paskudnych kobyłach. A dokładnie to, że nie wolno było się do nich zbliżać. Prawie tak samo jak do dziwek w portach. Prawie, bo jednak ladacznice umywały się od tych wrednych, czterołapczastych diabłów. Trzymał dalej pochyloną głowę, naprężając swe mięśnie, kiedy usłyszał wzmiankę o ilości uczestników. A to osły jedne, niewydymane ropuchy, cholerne, niech ich Stwórca w garncu wielkim spali, psie syny! Chcieli pewnie wykorzystać i jego, i niewiastę wątpliwej niewiastowatości, by następnie wziąć wszystko dla siebie i skoro świt uciec z obozu! Takich Rybak też znał. Gorsi od dziwek portowych, gorsi. Ale dalej konie były górą, oj tak. - Pa... milordzie, wasza wysokość... - zaczął niepewnie, z każdą chwilę nabierając coraz więcej pewności i kierując swój wzrok na zakute w metal, stopy templariusza. - Stwórca zapewne i dla niej przygotował rolę jakąś. Chyba, że, nie wiem... bo dla każdego Stwórca przygotował cel. - Uszy stanęły mu w ogniu, a kark płonął jasnym, niezachwianym niczym płomieniem. Pląsy wyskakujące na jego licu byłyby aż za dobrze widoczne, więc Rybak dalej sztywno trzymał swoją siłę, choć już czuł, jak ta mu drętwieje. I najważniejszą, a zarazem najlepszą decyzją dzisiejszego dnia było to, jak zamknął się wreszcie, pozwalając by pan wymierzył mu karę. |
| | |
Lusacan - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów Sro Kwi 27, 2016 10:58 pm | |
| - Prawdę powiadasz, rybaku - odparł najstarszy ze zbrojnych. Konwergencja interesów ściągnęła w ten nadmorski kurort rozmaite osobowości, z której jednym przypisywał słuszny cel - praworządność i wiara w Stwórcę, zaś innym - żądza pieniądza. Słowa Verence jakoby echem odbite, zignorowano. Idea takowego zachowania ze strony Juranca mogła wynikać z faktu, iż nie celował w konflikty z nowo poznanymi, a wręcz przeciwnie, celował w relację opartą na zaufaniu, by czym prędzej odkryć położenie zbiegłej apostatki. - Szukamy kobiety o czarnych, jak węgiel włosach z blizną pod okiem. To szarlatanka, zbiegła z kręgu w Orlais. Przykaz odgórny, co rychlej ją schwytać, ale uważajcie, bo jest przebiegła! - dodał dramatycznie.
W tym momencie drugi z templariuszy sięgnął do pancerza. Spod płyty wyciągnął skrawek papieru, na którym zilustrowano wybrzeże. - Zajrzyjcie tutaj - zawołał, nakłaniając resztę do przyjrzenia się mapie. Od razu wiedział, iż nie wszyscy w ogóle pojmą sztukę kartografów, dlatego poirytowany ślęczącymi nad nim głowami, wziął mapę i błyskawicznym ruchem przybił ją sztyletem do najbliższego drzewa. - Zatem... - rozpoczął wykład.
Mapa prezentowała kilka miejsc, w których potencjalnie mogła skryć się kobieta. Nade wszystko brano pod uwagę nadmorskie wybrzeże skaliste, które leży jeszcze dalej na zachód. Jest ono pełne skał, wybojów, ale także małych wgłębień, gdzie można się skryć, a kto wie, czy nie prowadzą one do swego rodzaju dziupli w większych tworach skalnych. Inna lokacja, o której wspomniał templariusz, to rozciągający się na południowy-wschód las. Nadmorski gaj z pierwotnie ubogą roślinnością, jaka rozwija się postępowo, im dalej od plaży. Wspomniano też o trakcie prowadzącym do Amarantu. Inną opcją, wielce prawdopodobną zdaniem Juranca było powędrowanie wzdłuż rzeczki, która odbijała na wschód, powoli wpajając się w strukturę lasu. Wiele opcji sprawia, że wybór nie jest oczywisty. Uczestnicy wyprawy mają swoje typy i będą bronić racji, gdyż każdemu zależy na schwytaniu aostatki. - Spoiler:
Problem polega na wyborze odpowiedniej lokacji, gdzie uważacie, że znajduje się apostatka i przekonanie do swojej racji reszty zespołu. W tym odpisie kolejka zostaje zaniedbana i można wymienić więcej niż jeden post. Dopiero po pewnym czasie mistrz gry zdecyduje, czyje słowa i pomysł zasługują na aprobatę całego zespołu. Powodzenia ;)
|
|
| | |
Varence - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów Czw Kwi 28, 2016 1:05 pm | |
| - Według mnie, najlepszym możliwym rozwiązaniem jest trakt prowadzący do Amarantu. - Zaznaczył palcem linię na mapie, a ton jego głosu przybrał iście profesorską barwę. - Już tłumaczę... - Ciągnął dalej, energicznie przy tym gestykulując i kolejno pokazując na poszczególne obszary kartograficznego dzieła. - ... skaliste wybrzeże to strzał w kolano. Ślepa uliczka. Zapewne roi się tam od olbrzymich pająków. Jeden apostata ma zerowe szanse na przeżycie w takich warunkach, bo jak wiadomo, na jednej bestii się nie kończy. - Spojrzał po wszystkich zgromadzonych na miejscu, rzucając spojrzeniem istnego znawcy. Co jak co, ale szkolenie na temat tropienia magów całkiem dobrze mu poszły, więc miał się czym chwalić. - Nie zapominajcie, apostata to kreatura myśląca. Doskonale wie, że aby ustrzec się przed ogonem, musi znajdować się w nieustannym ruchu. Las i wybrzeże to tak zwany ślepy zaułek. - Jego palec dalej przemierzał obszary, którym początek dała kartograficzna kreska. - Droga wzdłuż rzeczki jest również ślepa, spójrzcie! O tutaj! - Wskazał na miejsce, gdzie ów rzeczka kończy swoje istnienie pośród lasu. - Zostaje droga do Amarantu, a to idealne miejsce, by spokojnie uzupełnić zapasy i udać się w dalszą drogę. Wątpię, by apostatka poczuła w sobie duszę myśliwego i własnoręcznie polowała na pożywienie. - W końcu cofnął swoje ślepia od mapy, na sam koniec splatając dłonie za plecami. - Wydaje się to dosyć oczywiste, ale wiadomo, że najciemniej jest zawsze pod latarnią. - Uśmiechnął się na koniec, będąc niemal pewnym, że jego plan jest idealny. Uważał, że to co powiedział, to jedyna droga do złapania apostatki. W razie jakiegokolwiek sprzeciwu ze strony tej rybnej hołoty, gotów był skoczyć do gardła, gdyż to co mówi templariusz jest święte. Tak przynajmniej to sobie wyobrażał. |
| | |
Lenre - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów Nie Maj 01, 2016 1:59 pm | |
| Rybak przytaknął, z niemym lękiem spoglądając na mężczyzn przywdzianych w wielkie zbroje, dosiadając przy tym jeszcze większych rumaków. On nigdy takiego nie miał, ba, nawet siadać nie próbował. Po prostu nie ufał im, były zbyt diabelskie, wyglądające jak sam potwór z czeluści studni. - Aha. - Słysząc o szarlatance, rozejrzał się dookoła, niby to nadając swojemu głosu nutkę spokoju, jednak w ciele chcąc jak najrychlej uciec stąd. Czary były czymś złym, niepotrzebnym i co najgorsze - niekontrolowanym. Tylko panowie templariuszowie mogli ich w jakiś sposób uratować. Oni i ich wielkie miecze. - Ja żem myślał tak trochę nad tymi jaskiniomi - - dodał, drapiąc się, jego zdaniem, ukradkiem po tyłku. - I wygląda to tak, że w ten precedeńsik musiałby być wplątane więcej potworów wcielonych. Bo przecie tam nikt sam nie przeżyje, daleko od wszystkiego, zgubić się można, a i jedzenie szybko zielenieje, bo powietrze mokre - mówił dalej, siląc się na ton dość mądry, ale nie za mądry. Matula mu mówiła, że lepiej się nie wychylać poza szereg. I jeśli żaden z wielkich panów go nie uderzył metalową rękawicą w łeb, to kontynuował: - Nie sądzi mi się też, że do Arta... Aramantu poszła. Bo niby najciemniej pod dupą elfa, ale jednak coś by mi tu nie pasowało. Ryziko za duże, jakbym to ujął zgrabnie. - Przerwał na chwilę, chcąc nadać swojej wypowiedzi, możliwe, jak najbardziej dramatyczny ton. - Tak se czuję, że mogła pójść wzdłuż rzeki. Wiadomo przecie, że woda zjada zapach więc i psy się na nic nie zdają, droga prosta, bo i na pewno się przy niej nie gubi, a i zwierzyna zawsze obok wody se chadza. Więc ona prędko by tam poszła i swój czarny łebsztyl właśnie tam schowała. Rybak skończył i popatrzył na domniemaną, kolejną towarzyszkę tej wspaniałej wyprawy. To było pewne; jeśli ona pójdzie, to on dostanie mniej pieniędzy. Możni nie byli nigdy chętni do dawania, a już w szczególnie - do dawania wszystkim darmogębowskim w okolicy. |
| | |
Lusacan - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów Wto Maj 03, 2016 11:05 pm | |
| "Olbrzymie pająki" - wielce się te słowa nie spodobały kobiecie, gdyż obfity grymas gości na jej twarzy. Czoło jest zmarszczone, zaś kąciki ust zsunięte ku dołowi. Wypatrujące ślepia towarzyszy, którzy czekają na jej reakcję, co najwyżej potęgują skrępowanie. Eithne, powoli cofa lewą nogę, jakoby unikała fali spojrzeń. Subtelnym krokiem sunie w kierunku wierzchowca, o którego niebawem zaczepi barkami. A gdy nastał ten moment, ochoczo zwraca się do towarzystwa. - No bo - zaczęła skrępowana - doszłam do wniosku, że te wszystkie pająki i czarownice, to oni, oni mnie w ogóle nie interesują. Raptownie dosiadła rumaka, wcześniej wrzucając nogę w strzemię. Podciągnęła się za siodło, by będąc na górze, dalej wygłosić usprawiedliwienie. - Poza tym, to jest męska robota - rzekła cicho - ja, wolę coś innego i ... Żegnajcie! Koń pogonił z kopyta, kiedy skrawek pięty pogłaskał go po brzuchu. Wiadome było, że strach wziął górę i wieloosobowa kampania zmalała, zanim w ogóle wystartowała. - Kobiety, psia mać - podsumował przewodzący eskapadzie.
- Z kolei jam słyszał, że różne zbiry w skałkach tutaj się chowają - wtrącił jeden z gachów. - Prawda! - potwierdził drugi - Łatwo się ukryć i zakamarków pełno. - Panowie - podjął mądry głos - jeszcze jakieś pomysły?
- Spoiler:
Eithne, opuszcza wątek. Wciąż pozostaje walka o drogę, dlatego dyskutujcie bez ograniczeń.
|
|
| | |
Sponsored content - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów | |
| |
| | |
| [Prywatna|Wybrzeże] Konflikt interesów | |
|