• Żądło - lekki, krótki łuk ze względu na dość niewielki zasięg niezbyt nadaje się do polowań, natomiast doskonale sprawdza się w przypadku z góry zaplanowanych zasadzek. Jest dość sztywny i trudny do naciągnięcia, rekompensuje to jednak zaskakująco wysoką precyzją strzału. Umiejętności łucznika wciąż są istotne - tym bardziej, że utrzymanie naciągniętego Żądła wymaga sporej kontroli nad własnym ciałem i oddechem - tym niemniej wśród elfów mających styczność z tym łukiem broń mimo wszystko uchodzi za wygodniejszą od innych modeli tego typu. We wprawnych rękach umożliwia wystrzelenie dwóch strzał na raz, zachowując mniej więcej taki sam tor lotu obu. • Kąsacz - niewielki, zakrzywiony nóż jest jednym z dwóch, jakimi zwykła posługiwać się Zilyana. Skromne rozmiary sprawiają, że skala zadanych nim obrażeń zależy nie od włożonej w atak siły, ale od precyzyjnego wyboru atakowanego miejsca. Nietypowy kształt ostrza oraz obecność zaostrzonego końca czynią z Kąsacza broń do ofensywy finezyjnej, nie prymitywnej, polegającej na cięciu gdzie popadnie. • Świetlik - pod tą słodką nazwą kryje się prosty, najczęściej przez Zilyanę używany nóż skrytobójcy. Pozbawiony niepotrzebnych zdobień, jest dokładnie tym, czym ma być - narzędziem pracy. Nie należy do najdroższych, jest jednak wykonany solidnie, tak, by nie męczyć sobą posiadacza. • Zestaw dwunastu noży do rzucania. Nic szczególnego, podobnie jak Świetlik są to po prostu narzędzia pracy Zilyany, nie arcydzieła. • Lekka, wzmacniana zbroja skórzana, nie tyle sama w sobie chroniąca przed obrażeniami, co gwarantująca pełnię ruchów i tym samym umożliwiająca unikanie wszystkiego, czego należałoby uniknąć. Jej główną cechą jest wygoda - Zilyana twierdzi, że jej pancerz jest właściwie jej drugą skórą, po założeniu niemal go nie czuć. Zaopatrzony w kilka rozmieszczonych w różnych miejscach kieszeni umożliwia zabranie ze sobą całego rynsztunku oraz akcesoriów dodatkowych, takich jak chociażby fiolki z kupionymi truciznami czy precjoza odebrane zamordowanym. • Pas na fiolki z truciznami. Sama Zilyana nie wyrabia żadnych wywarów, czy to trujących, czy leczniczych, natomiast czasami zdarza jej się w takowe zaopatrzyć, jeśli zlecenie tego wymaga. Buteleczki mocuje wtedy na specjalnie dlań przeznaczonym, niezbyt szerokim pasie - umożliwia on zabranie ze sobą pięciu fiolek standardowych rozmiarów, a dodatkowe warstwy materiału między miejscami na kolejne buteleczki sprawiają, że szkło nie brzęczy niepotrzebnie przy każdym kroku. • Tribet, fereldeński ogier. Niezbyt temperamentny, ale nie jest przecież wierzchowcem bojowym. Gdy trzeba, przedrze się wprawdzie przez linię wroga, tym niemniej Zilyanie służy głównie jako środek transportu. Sama elfka nie darzy go jakąś szczególną miłością - ot, koń jak każdy. Strata bolałaby ją zapewne przez chwilę, o większej żałobie trudno byłoby jednak mówić. Zi posiada również lekki, skórzany rząd dla wierzchowca, który ze względu na swój szczególny krój wymaga oswojenia się z nim, zanim ruszy się na dalsze wyprawy. Nieobciążające wierzchowca siodło wygląda na zupełnie niewygodne, Zilyana nie ma z tym jednak problemu. I tak najważniejsze jest zresztą to, że rząd nie jest dla Tribeta ciężarem, a przez to - nie spowalnia wierzchowca. • Zestaw do pielęgnacji broni. Noże Zilyany zawsze muszą być ostre jak brzytwa a cięciwy łuku sztywne jak nowe. Rozumie się więc, że elfka poświęca sporą część swego czasu na pielęgnację swojego rynsztunku. W średniej wielkości skrzyni spoczywają starannie poukładane wymienne elementy broni, jak cięciwy czy choćby materiałowe pasy do owijania twardych rękojeści, osełki, oleje i pasty, zapasowe rzemienie i skórzane łatwy - dosłownie wszystko, co jest niezbędne, by zachować broń i zbroję w jak najlepszej formie. • Kilka kruczych piór barwionych błękitną farbą. Zilyana wplata je we włosy i zawsze ma kilka sztuk w zapasie. Ponadto posiada również pojemniczek z błękitnym barwnikiem, którym czasami tworzy na swej twarzy proste barwy wojenne - podkreślając ostre kości policzkowe czy zadarty nos. • Zestaw małego podróżnika: hubka i krzesiwo, futrzany śpiwór, płaszcz przeciwdeszczowy, zależnie od okoliczności także namiot i odpowiednia ilość racji żywnościowych. • Zestaw akcesoriów codziennych: ubrania, kosmetyki, pojemna torba, zestaw sakw różnej wielkości, słowem - wszystko, co może się przydać.
CHARAKTERYSTYKA
Mówi się, że dalijskie elfy są samotnikami w znacznie mniejszym stopniu niż ich miejscy pobratymcy - i z pewnością tak jest. Zachowanie niezależności klanowej nie idzie w parze z niezależnością jednostek a dobro wspólne wymaga poświęcenia dobra tylko i wyłącznie własnego. Małych dalijczyków od małego uczy się, że szczęśliwe będą wtedy, gdy dołożą swoją cegiełkę do dobrobytu całego klanu - bo to przecież ona, podróżująca rodzina, zapewnia im bezpieczeństwo. Z Zilyaną nie było inaczej, podobnie jak jej rówieśnicy, inne młode Wilki, słuchała tych nauk, skulona przy łowieckich ogniskach. Z szeroko otwartymi oczyma poznawała kolejne opowieści mające nie tylko bawić, ale także edukować kolejne pokolenie, czyniąc z nich przydatnych członków klanu. Drobna, kruczowłosa dziewczynka zawsze siadała jak najbliżej, zawsze świdrowała myśliwych i starszyznę najbardziej głodnym wiedzy spojrzeniem. Była pilną i pełną ciekawości, chciała wiedzieć wszystko, absolutnie wszystko, co współplemieńcy mogli jej przekazać. Czy chodziło o opowieści typowe dla myśliwych, czy o bardziej tajemnicze, niejasne historie klanowych magów - Zi nie tylko przyswajała, ale wręcz pożerała wszystko, co rodzina miała jej do zaoferowania. A jednak wraz z dorastaniem zaczęła odstawać. Choć z pewnością zapoznała się ze wszystkimi tradycyjnymi naukami i zapewne całkiem dobrze je przyswoiła, nie poskutkowało to wyrobieniem u niej postawy podporządkowania. Na ścieżkę dorosłości wkroczyła wprawdzie w sposób oczekiwany, już jako nastolatka dołączając do myśliwych klanu Elgarfen, to tak naprawdę wcale nie widziała tam dla siebie miejsca. Ani pierwsze samodzielne polowanie, ani późniejsze spojrzenia pełne wdzięczności i podziwu, jakimi zwykło witać się powracających myśliwych, ani też angażowanie jej w kolejne przedsięwzięcia, jak chociażby nauka młodych elfów - nic z tego nie było w stanie sprawić, by czuła dobrze. Oczywiście, swej rodzinie nie mogła niczego zarzucić - klan dał jej przecież wszelkie podstawy do samodzielnego życia, umożliwił jej dorastanie w poczuciu przynależności i posiadaniu własnego miejsca - ale nie potrafiła się też z nią związać. Dalijskie lasy, te, które wciąż przecież kochała, szybko stały zbyt ciasne, wydeptane ścieżki zbyt dobrze znane a samo życie w klanie - zbyt nużące. Nie powinno więc dziwić, że Zilyana któregoś dnia po prostu odeszła. Żegnając się kolejno z każdym, kto rzeczywiście mógł podobnego pożegnania potrzebować - ojcem, myśliwym i matką, klanową uzdrowicielką; z przyjaciółmi i tymi, z którymi nie rozstawałaby się, gdyby potrzeba opuszczenia rodzinnych ziem nie była tak silna; z dziećmi, które podczas nauk zdążyła już pokochać jak swoje; wreszcie z Opiekunem, który udzielił jej niemego pozwolenia na opuszczenie klanu, choć o błogosławieństwo takie teoretycznie nie prosiła - po raz ostatni zasiadła przy doskonale znanym ognisku, by kolejnego ranka ruszyć swoją drogą. Nie oglądając się za siebie - bała się, że gdy to zrobi, nie da rady podążyć za wołającym ją z oddali głosem - wkroczyła na ścieżkę, której nie znała, która mogła powieść ją do marnego końca, której jednak nie potrafiła się oprzeć. Podobnie jak wszyscy dalijczycy, Zilyana chowana była w niechęci do ludzi i pogardy do elfów miejskich, żadnego z tych uczuć nie przyswoiła jednak w takim stopniu, jak jej pobratymcy. Ograniczyła się tak naprawdę do nieufności, nie będąc jednak skorą do tak ostrego oceniania jednostek, których przecież nie znała. Historie o tym, jak to elfy padały ofiarami shemlen nie były jej obce, tym niemniej Zi nie była skora do zbyt szybkiego odcinania się od ras innych niż jej własna. Tak naprawdę chęć poznania ich i wyrobienia sobie własnego zdania była jedną z tych rzeczy, która popchnęła ją w drogę. Bo Zilyana była przecież nieprawdopodobnie ciekawa świata, każdego jego oblicza - także tego, które mogło ją skrzywdzić. W efekcie nie miało dla niej znaczenia, gdzie prowadziły ją ścieżki - miasta ludzkie ciekawiły ją tak samo jak elfijskie obozowiska, a perspektywa bycia pogardzaną i wyśmiewaną w żaden sposób nie rewidowała jej planów... Nie, nie planów, tych jako takich przecież nie posiadała. Jedynym, co nią kierowało, była tęsknota za czymś, czego nie potrafiła nazwać, a co z perspektywy czasu było po prostu wolnością, niezależnością tak skrajną, że nie potrafiła dać jej ani rodzina, ani też żadna inna społeczność, z którą Zilyana się stykała. Nie inaczej było z Krukami. Zrzeszenie specjalistów od brudnej roboty nie było pod tym względem wyjątkowe - także narzucało zasady, których należało się trzymać i także wymagało posłuszeństwa. Mimo tego było najbliższe wyobrażeniu tego, co Zilyana rozumiała pod pojęciem swobody. Choć stawiali żądania, swym członkom płacili najbardziej cenioną przez elfkę walutą - umiejętnościami. Jasne, pieniądze były ważne, ale dalijka ponad wszystko przedkładała zdolność samodoskonalenia się. I antivańczycy jej to dali. Do łuku i noża, posługiwania którymi nauczyła się jeszcze w rodzinnym klanie, dodali mniejsze ostrza do rzucania i umiejętność tańca cieni. Oczywiście, nie nazywało się to w ten sposób, ale Zi tak właśnie to zwała. Kolejne akrobatyczne sztuczki, wyciszenie kroku do niemal niemożliwego do usłyszenia, wygładzenie ruchów i nadanie im zachwycającej płynności, wreszcie przyzwyczajenie mięśni i stawów do szybkości wymykającej się często świadomemu działaniu - to wszystko składało się w oczach Zilyany na obraz swego rodzaju przedstawienia, nagrodą za które nie były jednak brawa, a brzęk monet zdobytych zakończonym sukcesem zleceniem. Oczywiście, pewnym problemem był sam charakter pracy Kruków. Po raz pierwszy ocierając się o nich po raz pierwszy w Jader, a ostatecznie dołączając w jednej ze wsi Zachodnich Wzgórz, Zi nie do końca zaakceptowała to, czego od niej wymagano. Uczyła się chętnie, na ćwiczenia z pobratymcami poświęcając naprawdę wiele czasu, gdy jednak przyszło jej za to płacić - wahała się. Bo choć od początku wiedziała, czym Kruki się zajmują - naprawdę trudno było nie wiedzieć - to utożsamianie się z ich pracą odwlekała tak długo, jak tylko mogła. Aż do pierwszego zlecenia, które wpadło jej w ręce, a które musiała wykonać chcąc pozostać nie tylko w organizacji, ale w ogóle przy życiu. I wykonała je, oczywiście, zrobiła to koncertowo, po raz pierwszy uświadamiając sobie, że śmierć przychodzi dokładnie tak samo zarówno w przypadku zwierząt, jak i ludzi czy elfów. To nie był brak empatii - w duchu Zilyana długo odchorowywała kolejne zlecenia, choć każde następne coraz mniej intensywnie - ale reakcja obronna. Surowa ocena mająca zapewnić jej utrzymanie zdobytej roli, zachowanie odnalezionego miejsca w życiu. Naturalnym porządkiem rzeczy potem wszystko zrobiło się proste i akceptowalne. Życie u boku Kruków zapewniało jej dogodne życie oraz wystarczającą porcję adrenaliny, by Zi przestała zastanawiać się nad słusznością swoich poczynań, skupiając się na czymś zupełnie innym. Zlecenia stały się tłem dla samodoskonalenia się, te zaś miało doprowadzić ją do... No właśnie. Kiedyś usłyszała legendę. Legendę o nożu, pożeraczu magii. Nóż ten miał chronić przed każdym rodzajem mocy, niezależnie od jej siły i specyfiki. Miał być ostrzem na magów, ich przekleństwem i w pewnym sensie także przeznaczeniem. Nóż ten nazywał się Eregtal i stał się obsesją Zilyany już od pierwszego zetknięcia się z dotyczącą go opowieścią. Obok wielu motywacji kierujących poczynaniami dalijki ta jedna - pragnienie odnalezienia mitycznego ostrza - stała się najsilniejszą, najtrudniejszą do ignorowania. W ostatecznym rozrachunku doprowadziła zresztą do tego, że po każdym zleceniu jedynym pytaniem, jakie dominowało myśli elfki było nie to, kim był zamordowany - Zilyana nigdy nie chciała wiedzieć o ofierze więcej, niż musiała - ale to, czy mógł cokolwiek o nożu wiedzieć. Czasem jednak nawet to pytanie usuwało się w cień, nie wytrzymując konkurencji ze... szczęściem. Zwykłym szczęściem i satysfakcją, jaką dawało elfce udowadnianie swych zdolności. Na przykład tak, jak wtedy, gdy zlecony przez Biafrę Couslanda mord - ten wymagający wyprawy do Orleais i dobrania się do wyperfumowanych elit - stał się przedmiotem zakładu. Bo Kruki lubią się bawić i rywalizować, lubią droczyć się i udowadniać, kto wart jest więcej. Choć więc - a może właśnie dlatego? - zadanie zlecono Samphenionowi, jej bratu w boju i jednemu z najbliższych towarzyszy, Zilyana bez wahania rzuciła mu wyzwanie. Założysz się, że zrobię to lepiej? Założył się, a ona rzeczywiście zakład wygrała. Sukces ten zaś przyniósł nieoczekiwane skutki, bo gdy dalijka stawiła się po odebranie nagrody zamiast przyjaciela, pierwsza irytacja zleceniodawcy - w porządku, nie każdemu podobało się traktowanie jego polecenia jako zabawy - szybko przerodziła się w coś zupełnie innego. Ofertę pracy. Ofertę, której sama Zilyana wcale nie zamierzała przyjąć, którą jednak przyjęto za nią. Stały kontrakt u Couslandów był przecież nieustannie płynącym strumyczkiem pieniędzy - naprawdę ktoś sądził, że Kruki by coś takiego odrzuciły? Choć więc dla samej Zi praca taka była degradacją - nie była pokojowym pieskiem ani damą na wyłączność, do cholery, była skrytobójcą, w dodatku całkiem niezłym! - to niewiele miała do powiedzenia. Antivańczycy podpisali umowę a dalijce nie pozostało nic innego, jak przenieść się do włości Biafry i tam służyć mu swym łukiem czy nożem. Inne zlecenia przestały dla niej istnieć, bo teraz - ku jej szczeremu niezadowoleniu - stała się ostrzem Couslanda, tylko jego. Jedynymi problemami, jakie miała dotąd rozwiązywać, były problemy Biafry. Wrogowie mężczyzny mieli stać się jej wrogami, a jego przyjaciele - jej przyjaciółmi. I choć to w sposób zupełnie irracjonalny raniło jej dumę, uderzało w jej poczucie własnej wartości, to podporządkowała się. Zaakceptowała odgórne polecenie i... Cóż, z czasem chyba nawet mogła tę decyzję docenić.
Uwagi dla Mistrza Gry: • Pamięta nazwiska wszystkich, którzy zginęli z jej ręki. Nie jest to jednak w żaden sposób zależne od jej woli, Zilyana nie traktuje tej listy nazwisk jako czegoś, czym mogłaby się chwalić. Tak po prostu wychodzi, miana zamordowanych same wsiąkają w jej pamięć. • Jej obsesją jest znalezienie Eregtala, noża mającego być opornym na działanie magii i jednocześnie udzielającego tej oporności posiadaczowi. Pragnienie zdobycia przewijającego się w mitach ostrza ściśle koreluje nie tylko z zainteresowaniami Zilyany, ale także jej planami na własny rozwój - elfka zamierza stać się ostrzem na magów, niezależnie od ich zdolności. Dalijka jednak nie obnosi się ze swoimi zamiarami i wiarą w mityczne ostrze - boi się nie tyle wyśmiania, co tego, że w przypadku faktycznego istnienia Eregtala ktoś może ją ubiec i zdobyć go przed nią. • Jej znakiem rozpoznawczym są barwione na błękitno krucze pióra. Będąc zazwyczaj ozdobą jej kruczych włosów, czasem stają się też swoistym podpisem - tu byłam. Jeśli zakończone sukcesem zlecenie w szczególny sposób podkreśla zdolności Zilyany, elfka z dużym prawdopodobieństwem zostawi na miejscu jedno sugestywne pióro. Bo dalijka lubi się chwalić i być docenianą, nawet, jeśli w perspektywie czasu przysporzyć ma jej to dodatkowych wrogów. • Jest lesbijką, jeśli więc kiedyś ktoś doprowadzi do niezrealizowania przez Zi przyjętego zlecenia, z pewnością będzie to kobieta.
Andrasta
- dragon age PBF -
Temat: Re: Zilyana Wto Maj 03, 2016 10:06 pm
KARTA ZOSTAŁA ZAAKCEPTOWANA
Wolnych punktów: 0. I chociaż bardzo chciałbym się przyczepić, to nie widzę ku temu powodów. Interesująca dalijka o typowo "niedalijskim" usposobieniu. Pełna ambicji, w pogoni za wymarzoną marchewką, wyczekuje na moment, w którym w jej dłoniach zagości mityczny artefakt. Od niedawna związana z rodem Couslandów. Wszelkie sprawy, pytania lub chęć rozpoczęcia wątku z mistrzem gry ustalaj drogą prywatnych wiadomości. Powodzenia w świecie Thedas!