CHARAKTERYSTYKA
Magia istnieje po to, by służyć człowiekowi, a nie nad nim panować - wielkie słowa w ustach klechów niepojmujących ich znaczenia. Aldor przyszedł na świat jako drugie dziecko w ubogiej rodzinie Dun'Kelów z obcowiska Val Royeaux. Wychowywała go wdowa Laren - piękna kobieta o bursztynowych oczach, które odziedziczył po niej Aldor. Ongiś była dumną Dalijską elfką, której wolność odebrano przemocą i gwałtem. Podczas ataku na jej klan, kiedy była ciężarna, została pojmana i wrzucona do obcowiska, a jej partyzanckiego męża ścieli na miejscu. Imała się różnych prac i zawodów, ale ciężko było wyżywić dzieci w tak skrajnym ubóstwie. Najczęściej oferowała w zamian swoje ciało szlachcie, która doceniała jej urodę na tyle, by za nią płacić... Mogli ją również zgwałcić, ale wyniosła z domu sporo cennych umiejętności bojowych. Aldor wychowywał się zatem w niełatwych warunkach, gdzie liczył się każdy grosz, ruderę nazywał domem, a zapach ekskrementów powietrzem. W tej całej niedoli uchodził w społeczeństwie, jeszcze za nim zdradził talent magiczny, za kogoś wyjątkowego. Stare elfy nazywały go dziedzicem starszej krwi - elfem Arlathanu co miało tłumaczyć jego wzrost i mocarną posturę. Wygląd współczesnych elfów odzwierciedla ich upadek, natomiast starożytne były potężne i takoż też wyglądały. W Aldorze jakimś sposobem dziedzictwo odrodziło się i choć nie zdaje sobie z tego sprawy linia Dun'Kelów jest zbiegiem okoliczności jedną z najczystszych w całej rasie.
Od małego zatem otoczony był niejaką czcią starych i nienawiścią zazdrosnych rówieśników, jakby nie wystarczająco jej smakował ze strony podłych Orlezjan. Miał jednak coś, czego innym elfom notorycznie brakuje... Dobre serce. Nie pozwoliło mu one jak innym karmić się wyłącznie rozgoryczeniem, dostrzegał rzeczy zapomniane przez złamane społeczeństwo. Rodzinny dom zawsze go wspierał i doceniał wszystko, co mu los dostarczył. Kochał matkę, mimo że była kurwą, bo w końcu to dla niego i brata oddawała się za pieniądze. Magiczny talent ujawnił się gdzieś w okresie zalążków dojrzewania i wydawało się, że z marszu trafi do Kręgu. Może w zdrowych normalnych warunkach, tak sprawy by się potoczyły, ale nie w największym, zapominanym przez Stwórcę obcowisku. Tutaj ludzie przychodzili tylko w niecnych zamiarach, a strażnicy i templariusze byli równie rzadko widziani co deszcz na pustyni. W tej społeczności chował się kolektyw, a nawet apostaci. Jeden z nich nauczał go potajemnie arkanów magii, by uchronić przed niebezpieczeństwami, jakie ze sobą niosła. Kierując się własnymi motywami, uczył jako jedynego wyłącznie kreacji, zupełnie jakby podążał jakimiś śladem jakichś ideałów. Wprawdzie nie miał nigdy okazji, ale winien mu za to dzisiaj podziękować.
W tych potajemnych zajęciach brało udział jeszcze kilka urwisów. Pośród nich wybijała się pewna dziewczyna o imieniu Ashri, w której się zadurzył. Dla jego młodzieńczego serca była spełnieniem wszelkich oczekiwań. Ku jego szczęściu odwzajemniała uczucie i zakochali się w sobie, snując marzenia o lepszym jutru poza tym niewolniczym padole rozpaczy. Dorastał skrupulatnie, kryjąc swoją tożsamość przed światem wewnętrznym, nauczył się skromności, dyscypliny, zaradności oraz niechęci do shemów. Nie każdemu takie trudy wychodziły na dobre, Ashri jak nikt inny pragnęła zemsty i wolności, nie tylko dla siebie, ale wszystkich elfów. Te niebezpieczne poglądy rozlały się jak plaga wśród kończących edukację uczniów, którzy zaczęli ukradkiem sięgać po magię krwi. Aldor niepokoił się jako jedyny, zachował milczenie na prośbę Ashri, acz rozum podpowiadał mu inaczej. Stronił od ich planów, preferował zajmowanie się codziennością, którą było leczenie innych. Elfy szanowały go za dobroć i ryzyko, jakie podejmował, używając magii publicznie. We własnym zakresie szkolił się w sferze bojowej, wykorzystując swoje wrodzone predyspozycje. Posiadał spiżowy tors, zahartowane mięśnie i imponującą posturę. Budził strach i respekt bowiem mierzył niemalże siedem stóp wzrostu. Nie brakowało mu również przystojności, jego atrakcyjna aparycja i złote włosy z krwistymi końcówkami miały w sobie nieodparty urok.
Sympatia miała inne plany, zamierzała upokorzyć Orlezjan, poprzez zniszczenie ich pięknego miasta. Magowie krwi zamierzali rozedrzeć zasłonę i wpuścić do miasta hordy demonów, kompletnie nie licząc się z ofiarami wśród mieszkańców obcowiska. Zapomnieli również, że nie wszyscy ludzie są shemami, a dzieci nawet nie wiedzą, o co toczy się konflikt. Zaczynał wtedy dostrzegać jakim potworem stała się jego oblubienica. Próbował przemówić jej do rozsądku, przekonać ją, że ta masakra nie zmieni niczego poza nimi samymi. Uznała jego postawę za słabość, twierdziła, że nie jest tym samym butnym magiem, którego znała przed laty. Bardzo przeżywał rozstanie, ale nie mógł pozwolić na koszmar, który zamierzali wywołać. Nie mógł też powiadomić templariuszy z obawy przed swoim losem i potencjalną czystką. Zebrał się na samotną walkę z wynaturzeniami, ukształtowanymi przez ten zwyrodniały świat. Apostaci nie spodziewali się jego zdrady, toteż miał po swojej stronie element zaskoczenia. Przerwał rytuał i zmusił ich do konfrontacji. Batalia tryskała od emocji i wymagała wiele wkładu elfa w pokonaniu przeciwników. Swą magię wykorzystywał wyłącznie do leczenia i chronienia się przed wrażymi czarami, śmiertelne ciosy zadawał swoim młotem bojowym, który dał mu przewagę nad magami, nie umiejącymi walczyć bez czarów. Zabijał dawnych przyjaciół, kamratów w niedoli... Najgorsze dopiero było przed nim. Konfrontacja z Ashri była czymś, co zabiło w niego szanse na ponowną miłość. Starcie przesiąknięte zostało żalem i goryczą. Dziewczyna nie widziała nic poza zemstą, uświadomił sobie, że za jej stan jest poniekąd odpowiedzialny, nie zdołał bowiem zawczasu dostrzec jej pogarszającego się stanu. Zwyciężył tylko dlatego, że Ashri zawahała się przed zadaniem śmiertelnego ciosu... Aldor nie miał takich skrupułów i wykorzystał okazję. Jej zwłoki spoczęły w jego twardych ramionach, po polikach spływały łzy, a w głowie przewijała się myśl
Magia istnieje po to, by służyć człowiekowi, a nie nad nim panować.
Wydarzenia te odcisnęły na nim takie piętno, że nie mógł dłużej pozostać w obcowisku. Opuścił je, nim zainteresowały się zamieszaniem władze i nigdy nie powrócił w rodzinne strony z obawy przed templariuszami. Koczował w dalszych latach od wioski do gościńca, podając się za najemnika. Ukazywał swe oblicze tylko, gdy było to konieczne i zawsze w celu ochrony oraz leczenia potrzebujących. Miał dobre serce i nie potrafił podzielać nienawiści swoich braci do wszystkich ludzi. Wciąż ich nienawidził, ale nie miał klapek na oczach... Żadna rasa nie jest idealna. Przysiągł, że nigdy nie splugawi się magią, która stworzona została wyłącznie do krzywdzenia innych, toteż cały swój wysiłek skupił na magii kreacji. Przeniósł się z czasem do Fereldenu, by uciec, choć częściowo przed zepsuciem Orlezjan. Ostatecznie wstąpił do Nieregularnych Blackstone'a, udając czystego wojownika, chcąc poprawić swój byt. Wydawała mu się to najkorzystniejsza opcja, zważywszy na to, z czego mógł żyć.
Uwagi dla Mistrza Gry:• MG może się odnosić do jego przeszłość, ale bez przymusu. Ważne, by tworzył przygodę na miarę swojego pomysłu i chęci bez nacisku z mojej strony. Pełna swoboda.
• Nosi ze sobą pierścień Ashri jako pamiątkę swojej porażki i przypomnienie, do czego potrafi wpędzić magia krwi.
• Piękny uśmiech może tego nie zdradzać, ale Aldor jest napiętnowany katorgą i nieszczęściem, które pozostawiło po sobie głębokie blizny.
• Chciałby wrócić do Val Royeaux i sprawdzić co się stało z jego bratem oraz matką, po jego odejściu.
• Jest spragniony dostatku w życiu, zawsze musiał zmagać się z biedą i chciałby to w końcu zmienić.
• Ma bardzo brutalny i krwawy styl walki, zupełnie niepodobny do pełnych wdzięku elfów.