First topic message reminder :
Nawet miąższ spływał majestatycznie po jego brodzie, niby to chcąc sięgnąć dalej - na jego tunikę - lecz w ostatniej chwili przytomniejąc i zatrzymując się na samym krańcu podbródka. A tam już nie było litości; bawełniana chusteczka mieniąca się purpurą w kaskadach promieni słońca, skutecznie rozbijała jakikolwiek opór, na powrót przywracając nieskazitelną czystość na bladym licu.
Pogoda była niemym błogosławieństwem skierowanym wprost od Stwórcy - tak przynajmniej sądził Bastien, kiedy z samego rana został przebudzony nie przez sługę, a właśnie nieśmiały dotyk jaśniejącego giganta. Już wtedy wiedział, co będzie robić, wdziewając szybko ubiór. Lecz nie salonowy, gdzie wyglądałby w nim niczym rajski ptak. Przywdział spodnie z ciemniejszego materiału, buty z wysoką cholewą oraz wspomnianą już tunikę - granatową, z wyhaftowanym złotym lwem na piersi. Pochowa z mieczem była przytroczona do pasa, wraz ze swoim mniejszym bratem - sztyletem znajdującym się po drugiej stronie. Nieraz pełniącym służbę tylko w wyglądzie, teraz mającym za zadanie pomoc. Jeśli takowa byłaby potrzebna.
- Księżniczka Natharia jest w komnacie? - padło pytanie, kiedy Valmont dostrzegł pierwszą lepszą służkę. Wiedział, że jest lepiej poinformowana od niego, nawet, jeśli nie służyła księżniczce. Nie zastanawiał się nad tym. Przepływ informacji w zamku był niebywale sprawny i konsekwentnie dążący do tego, by przegonić w wieściach najsławetniejszych szpiegów. Co było najlepsze; nieraz już się to udawało.
- Panienka właśnie wstała - odparła, posłusznie chyląc czoło, czekając na dalszy bieg wydarzeń. Bastien już się do tego przyzwyczaił. Czekali. Nie wiadomo na co, ale czekali. Miast zająć się swoimi sprawunkami, dalej ślęczeli przy nim, nierzadko tracąc całe sekundy na pustym wpatrywaniu się w coś-na-dole.
Nie odpowiedział już, tylko ruszył dalej, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że nogi - zupełnie wbrew jego woli - poruszały się szybciej. Zupełnie jakby podświadomie dążyły do spotkania się z Natharią.
- Nat… Księżniczko Nathario? - zaczął, potrząsając głową i pukając dwukrotnie w drzwi z ciężkiego drewna. Cała ta sytuacja, podekscytowanie i chęć zrobienia czegoś “więcej”, napawała go niezdrowym optymizmem, który - znowuż nieświadomie - przekazywał dalej. Nawet nie przejął się tym, że służka mogła zacząć znowu szeptać. Już widział jej uśmiech, jak opowiada reszcie służby o księciu biegnącym wprost do swojej ukochanej. Mogli mówić. Dopóki mieli o czym.