| [Prywatna - retrospekcja|Wioska przy wielkim, wielkim lesie] Czy ktoś tu wzywał Straż? | |
|
Autor | Wiadomość |
---|
Lenre - dragon age PBF - |
Temat: [Prywatna - retrospekcja|Wioska przy wielkim, wielkim lesie] Czy ktoś tu wzywał Straż? Nie Maj 01, 2016 3:14 pm | |
| - No jak tutaj stoję, tak i widziałem! - Ślina pryskająca we wszystkie strony, łapska starające się strącić niewidzialne muchy i oczy wypełnione niesłychanym oburzeniem. - Mówię, panie złoty, że widziałem bydle wielkie! Niedźwiedź to przy nim bryłkowiec, ot! - dalej kontynuował swój wywód, wcale nie zważając na to, że już i tak większość koneserów trunku znakomitego machnęła na niego ręką, wracając do swoich, jakże przecież ciekawych, kufli. - Od niedźwiedzia? - dopytał raczej z grzeczności niźli ciekawości nieznajomy, spoglądając na czeluść swego naczynia. Pił wino, wytrawne, można było przyznać. Zachowane dla gości niezwykłych, niestety, rzadko się pojawiających. - No tako na oko był! - Czarnogrzywy mężczyzna wystrzelił w górę, wreszcie uradowany tym, że ktoś zwrócił na niego uwagę. Co z tego, że o mało nie legł na stare deski karczmy. Ważne, że ktoś wreszcie uwierzył mu na słowo. Wywrócił krzywe krzesło, ale to się nie liczyło. Wskazał dłonią na, zresztą - również krzywy sufit, gestykulując zawzięcie. - Do sufitu sięgałby tutaj, tak to właśnie widziałem! - Lorenc, siadaj na tyłku i nie strasz mi klientów! - rozległ się dźwięczny, choć nieco już stwardniały głos zza szynkwasu, działając, mimo początkowej miny mężczyzny, niczym bat. Tamten usiadł i popsioczył coś pod nosem, wskazując kciukiem w kierunku głosu. - Widzisz, panie złoty? Kobita to zawsze umie uziemić każdego. Nawet pewno pomiota by pokonała, gdyby to na jej korzyść było! - mówiąc to wszystko, zniżył zadziwiająco nisko głos, brzmiąc raczej jak niedźwiedź, niźli rasowy, bezużyteczny pijak. - Ludzie się boją, wie pan. Raz owca zniknie, raz psa znajdą bez łba, a ostatnio dziecko nawet zniknęło. - Mimo odoru taniego piwska wychodzącego zza, zadziwiająco białych zębów, nieznajomy nadstawił nieco bardziej ucha, choć po jego zachowaniu nie można było tego dostrzec. Po prostu słuchał uważniej niż zwykle. - Sprawa głośna nie była, bo się martwimy, że panicz na Wzgórze przyjeżdżający się przestraszy i nie będzie tu już przybywać. - Zielonooki niemal od razu wywołał obraz wielkiego, pięknego domostwa rozciągającego się na wzgórzu, zaraz nieopodal lasu. Okrążonego przez, o dziwo, czystą rzeczkę, stojącego nieopodal wioski. Nieźle to wszystko wyglądało, można by powiedzieć, że sam nie powstydziłby się tutaj zamieszkać. Choć na te kilka dni. - Ale szaraki i tak podobno się dowiedziały i niedługo ma ktoś od nich z kwitkiem przybyć i się rozejrzeć, pan rozumie. - Chciał nawilżyć zeschnięte gardło piwskiem, jednak z nieukrywanym zdziwieniem dostrzegł, że takowe już dawno wychlał. - Jeszcze jedna kolejka - powiedział spokojnie nieznajomy, wiedząc, że karczmarka i tak go usłyszy. Zadziwiająco było to, że wiedziała kiedy zignorować wołanie pijaka, a kiedy dosłyszeć brzęk monet w sakwie. - Mów waść dalej, bom ciekaw - zachęcił czarnogrzywego, czekając aż kobieta doleje mu piwska. - No, ach... - mlaskał, a złocisty trunek spływał mu po brodzie. - No właśnie, właśnie! Wszyscy myślą, że to pomioty jakieś wyszyły, wie pan i chcą wszystkich zjeść. Ale ja mam na to inną tero... teyo... - Teorię. - Właśnie, terorię! Tak jak mówiłem, myślę, że to ten wielki, owłosiony stwór! Może jakiś magiczny on jest? Pojęcia nie mam, ale, no wie pan, ja to oko do takich rzeczy jednak posiadam. - Znowu opróżnił kufel, a zielonooki już wiedział, że więcej się nie wywie od tego zacnego jegomościa. Prawdę mówiąc, nie podobała mu się tylko obecność Szarych Strażników, którzy mogli zacząć węszyć w jego kierunku. Jednak dopóki ich nie było, dopóty mógł nie narzekać. - Lorenc, a powiedz mi, co z tym szlachcicem? Często tutaj przybywa, że się tak o niego martwicie? - A jakże, a jakże! Zawsze wykupuje kilka beczułek wina, dziewek trochę zabierze i sio! Nie ma go na parę dni dobrych. A nierzadko po nocach słychać krzyki, ale wie pan, nie takie straszne. - Lorenc mrugnął, uśmiechając się porozumiewawczo i dopiero wtedy nieznajomy odkrył, że nawet go polubił. No, tylko trochę. Jednak to zawsze były jakaś perspektywa. - Rozumiem, rozumiem. Teraz jednak nic nie słychać, więc pewnie go nie ma, zgadza się? - zapytał niby od niechcenia, wyciągając jeden ze swoich sztyletów i zaczynając z nim grzebać w swoich - i tak już czystych - paznokciach. - Nie, nie! Wykluczone, bo przybył dzień temu, skoro świt zawitał do karczmy i na wóz zabrał wszystko, co brał zawsze. Teraz pewnie śpi, pijak jeden, a dopiero jutro zacznie swoje przyjęcia. Nieznajomemu to wystarczyło. Uśmiechnął się delikatnie do swojego nowego przyjaciela, zostawiając jednego srebrnika na stole i wstając z krzesła, uprzednio upijając resztki wina. - Nie przepij wszystkiego, Lorenc - odrzekł na pożegnanie, ruszając w stronę drzwi. Skinął tylko jeszcze głową do karczmarki, niejakiej Salei, dając znać, że może wreszcie zająć się swoim czarnogrzywym koleżką. - Dziwny ten gość, oj dziwny - mruknął Lorenc, kiedy wreszcie zobaczył, że Lenre stanął przy drzwiach, zapewne chcąc wyjść z tawerny. Ale to go już nie interesowało. - Salelei, złotko, poproszę cały garniec tego przecudownego trunku! |
| | |
Nevyril - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna - retrospekcja|Wioska przy wielkim, wielkim lesie] Czy ktoś tu wzywał Straż? Nie Maj 01, 2016 9:39 pm | |
| Szarzy wszędzie mieli swoje oczy i uszy. Komendantka Arenai od zawsze dbała o to, by nie umknął jej nawet najdrobniejszy szczegół, ale ostatnio jej wrażliwość przechodziła wszelkie pojęcie. Nevyril rozumiała, że jako Strażnicy, których zadaniem było chronić świat przed Plagą, musieli trzymać rękę na pulsie, jednak to już było zbyt wiele. Nie narzekała. Przynajmniej zawsze było coś do roboty, nowe miejsca do odwiedzenia i odkrycia, stwory i bandyci do wybicia, bo niebezpieczeństwo, do którego byli wzywani, rzadko kiedy było pomiotami, a jedynie kłopotem, z którym nie mogli poradzić sobie prości ludzie. Do uszu Straży dotarły niepokojące pogłoski o pomiotach na zachodzie Orlais. Właściwie każdy wątpił w ich prawdziwość, niemniej jak zwykle postanowili na wszelki wypadek to sprawdzić. Nevyril od dobrych kilku tygodni bezmyślnie snuła się po korytarzach i dziedzińcach twierdzy Gryfie Gniazdo, dlatego była wdzięczna, że wreszcie może się wyrwać na parę chwil, nawet jeśli miałoby to być pozbawienie łba grasującego w lesie niedźwiedzia. Wysłano ją do pewnej zaszytej w lesie wioski. Była w końcu elfem - dla niej zadanie jak znalazł. Kilka dni drogi konno z Montsimmard. Osiodłała wierzchowca i bez zająknięcia ruszyła w wyznaczonym kierunku. Jej zadaniem było zorientowanie się w sytuacji, zwalczenie zagrożenia, jeśli leżało to w zasięgu jej umiejętności lub wezwanie posiłków do uporania się z nim, gdyby potrzebowała wsparcia. Wjechawszy do wioski elfka natychmiast skierowała swojego konia tam, gdzie najlepiej zasięgnąć języka - do karczmy. Zostawiła wierzchowca przy wodopoju na zewnątrz, wręczając miedziaka stajennemu, coby miał oko na jej rumaka. Postawiła kaptur swojego lekkiego płaszcza i pchnąwszy ciężkie, drewniane drzwi, które jęknęły w zawiasach pod jej dotykiem, wsunęła się do zatęchłego wnętrza tawerny. Natychmiast uderzyło ją przesiąknięte tytoniowym dymem i ciężkim zapachem trawionego alkoholu powietrze, wstrzymała więc oddech na kilka sekund i zlustrowała uważnym spojrzeniem całe wnętrze. Zajęła stolik w rogu, nieopodal opowiadającego coś z wielkim przejęciem, przysłuchującemu się jegomościowi. Gestem dłoni przywołała do siebie karczmarkę i zamówiła kieliszek porzeczkówki, żeby smród tego zacnego przybytku trochę mniej dawał jej się we znaki. I potem kolejny. Nie była tu jednak, żeby balować, tylko pracować. Więc obracając w palcach naczynie nadstawiła swoje długie uszy i starała się wyłapać każde słowo, wszystkie szczególiki. Intuicja dobrze ją poprowadziła, bo najwyraźniej właśnie rozmawiali o owym problemie, w związku z którym się tu pofatygowała. Nevyril uśmiechnęła się pod nosem, a kiedy tajemniczy pytacz wstał, ona zrobiła to samo, zapłaciła i udała się za nim, by tuż przy drzwiach lekko dotknąć jego ramienia i dać do zrozumienia, że chce zamienić z nim kilka słów. - Wyglądałeś na całkiem zainteresowanego tą sprawą - zagadnęła miękko, posyłając mu uśmiech spod kaptura. Wydawał się coś wiedzieć. A wieśniaków zawsze zdąży wypytać, postanowiła zacząć więc tutaj. Mierzyła go uważnym, świdrującym spojrzeniem przez chwilę. Chciała zorientować się kim jest, dojść do szybkich konkluzji. Czego mógł chcieć w takiej zapyziałej, zabitej dechami wsi pośrodku niczego? - Przejdziemy się? - zapytała jeszcze niewinnie, wskazując drzwi. Nie chciała zwracać na siebie specjalnej uwagi, a powrócenie do stolika w momencie, w którym mężczyzna kierował się do wyjścia, niewątpliwie byłoby dość dziwaczne. Na razie wolała pozostać incognito, wliczało się do tego również nieujawnianie swojej tożsamości zaczepionemu przez nią jegomościowi, choć podejrzewała, że prędzej czy później będzie musiała uchylić rąbka tajemnicy, by się czegoś dowiedzieć. Najpierw chciała jednak zorientować się trochę w sytuacji - kilka lat w Szarej Straży nauczyło ją, że choć organizacja, do której należy poważana jest w całym Thedas, to dla niektórych rasa wciąż miała pierwsze miejsce. |
| | |
Lenre - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna - retrospekcja|Wioska przy wielkim, wielkim lesie] Czy ktoś tu wzywał Straż? Nie Maj 01, 2016 11:02 pm | |
| Zgiełk mu dokuczał, chciał uwolnić się z tej wylęgarni stanowiącej jednocześnie sam środek wioski, miejsce spotkań wszystkich mieszkańców obgadujących najważniejsze sprawy w okolicy. A to krowa umarła, a to stary Han sprzedał zepsute mięso - tematy były doprawdy ciekawe, a jeszcze kiedy jakiś nieznajomy przybywał do tego zadupia - przez kilka dni o niczym więcej się nie gadało. Najpierw jednak naczelni szpiedzy musieli wyłapać co ciekawsze osoby z takiego tłumu, by następnie zwinnie wymyślić kilka równie wspaniałych, co absurdalnych historyjek, ku uciesze gawiedzi. Dlatego nieznajomy wolał się nie wychylać, porozmawiać z pijakiem któremu i tak nikt nie uwierzy, a następnie ulotnić się, zanim znajdzie go jakiś bystrzak. Tym razem mu się nie udało. Mięśnie mimowolnie mu się napięły, jednak on nie zareagował. Stanął w przejściu, przepuszczając ostatnią grupę zmęczonych życiem rolników, by następnie spojrzeć na zachód słońca. Właśnie teraz karczmarka miała najwięcej roboty, bo wszyscy skończyli swoje wymyślne sprawunki; począwszy od wypasu owiec, na rąbaniu drewna kończąc. - Sądzę, że nie mógłbym odmówić damie towarzystwa - odrzekł, choć doprawdy nie obchodziło go to, z kim miał do czynienia. W jego umyśle dominowała tylko samokrytyka i cholerna świadomość, że mógł dostrzec tego kogoś już wcześniej. A później przyszła myśl, która złowieszczo zapukała w jego wrota: Lenre, starzejesz się. Gówno prawda. Wyszedł na świeże powietrze, czekając aż jego nowo poznała przyjaciółka zrobi to samo. Zamknął ciężkie, prawie-wcale-nie-skrzypiące drzwi, ciesząc się choć chwilową wolnością. Nie miał jednak zamiaru czekać na kobietę, ruszając wzdłuż głównej ulicy, niechybnie chcąc, by i ona ruszyła wraz z nim. Nie wlepiał się w nią jak poczciwy głupek, po prostu zerkał uprzejmie, niby to czekając na stosowne wyjaśnienia. Lico jej skrywał głęboki kaptur, jednak i tak zielonooki wychwytywał szczegóły, które rejestrował i odkładał na rozmaite półki. Kiedyś mu się to przyda. Wciągnął świeże, nasycone łajnem, pomyjami i ludzkimi śmieciami powietrze, spoglądając na wszystkie domy. Nie było w nich różnicy, był jeden schemat - jedna droga prowadząca przez środek, tawerna stojąca pośrodku i wszystko dookoła niej. Typowy, wiejski klimat, za którym w ogóle nie tęsknił. Po prostu czasami czuł jego zew, ignorując go i skrupulatnie wypełniając luki w swojej tarczy ignorancji. - Potwór większy od niedźwiedzia, plaga, Szara Straż. No proszę, to chyba za dużo na tak spokojne miejsce - zaczął, niby od niechcenia zarzucając temat. Wiedział, z kim ma do czynienia. Kto inny interesowałby się właśnie tym? Kto inny o zdrowych zmysłach, rzecz jasna. Dlatego Lenre miał to totalnie w dupie, mimo tego, że sprawa wydawała się godna uwagi. |
| | |
Nevyril - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna - retrospekcja|Wioska przy wielkim, wielkim lesie] Czy ktoś tu wzywał Straż? Pon Maj 02, 2016 10:43 am | |
| Uśmiechnęła się pod nosem na słowa nieznajomego. Tak jak myślała, nie miała do czynienia z kolejnym prostaczkiem. Wskazywał na to nie tylko jego strój, a przede wszystkim sposób wypowiadania się. W końcu każdy głupi może zarzucić na siebie jakieś fikuśne łaszki i wszem i wobec obwieścić, że jest szlachcicem. Ten tutaj nie tylko nie wyglądał jej na przebierańca tego typu, ale również wysoko urodzonego. Jasne, strój to było jedno. Najczęściej jednak paniczykowie z dobrych domów zachowywali się zgoła inaczej - natychmiast nie omieszkali zaznaczyć, z kim ma się przyjemność, sypiąc tytułami i roszczeniami na wszystkie strony. Mężczyzna wzbudził ciekawość elfki, a to nie wróżyło dobrze. Nie da mu spokoju, póki nie dowie się wszystkiego. Opuściwszy karczmę Nevyril odwiązała swojego wierzchowca i prowadząc go za wodze, podążyła za zaczepionym wcześniej nieznajomym, by szybko zrównać się z nim krokiem. - A jednak nie tylko Szara Straż się tym zainteresowała - odparła lekko, jak gdyby nigdy nic. Mężczyzna również miał trochę w głowie i szybko łączył fakty. Dobrze, mogła to wykorzystać. W końcu to nie ona miała tu coś do ukrycia, mógł sobie więc przejrzeć ją na wylot. - To zastanawiające - rzuciła znów, tym razem jakby w eter, patrząc się w zachodzące słońce. - Co taki ktoś jak ty - obrzuciła go znaczącym spojrzeniem - robi w takim miejscu jak to - wolną dłonią wykonała łuk, wskazując otaczającą ich wioskę. Musiał przyznać, że było to wszystko odrobinę podejrzane. Choć naprawdę mało ją interesowały jego pobudki, mógł mieć jakiś związek z tymi domniemanymi pomiotami, a to już była jej sprawa. Ani na chwilę nie spuszczała z niego świdrującego spojrzenia, chcąc wyłapać nawet najdrobniejsze zmiany w jego ekspresji, wszystko, co mogło mieć jakieś znaczenie, albo naprowadzić ją na jakiś trop. Chciała wiedzieć, jaki biznes ma tak dobrze ubrany młodzieniec w zapomnianej przez świat wiosce. Coś jej mówiło, że jest bardziej zainteresowany wspomnianym przez Lorenca szlachcicem, niźli tym całym tajemniczym stworem, w przeciwieństwie do niej. |
| | |
Lenre - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna - retrospekcja|Wioska przy wielkim, wielkim lesie] Czy ktoś tu wzywał Straż? Czw Maj 05, 2016 11:11 am | |
| Zielonooki prychnął pod nosem patrząc na człapiącą nieopodal kobyłę. Nie lubił ich zbytnio; wolał swoje własne, niezawodne nogi. Nie zrzucające go z siodła, gryzące znienacka i robiące wielkie, śmierdzące gówna. Nie rozumiał zachwytu tymi zwierzętami. Doprawdy, powozy były dobre - tak to prawda - ale co za przyjemność robiło siedzenie w siodle, obolały tyłek, wiatr smagający lico i później tygodnie bolączki pleców? Na słowa zakapturzonej, po prostu zareagował uprzejmym uśmiechem. Wyrażał zainteresowanie, ba, chciał, by ona mówiła. Mówiła i coraz więcej zdradzała o sobie. Bo w przeciwieństwie do nie, nieznajomy chciał pozostać nieznajomym. Kiedy jednak znowu podjęła próbę zaatakowania prywatności zielonookiego, ten z zaciekawieniem na nią spojrzał, wcale się z tym nie kryjąc. Interesowało ją kim był czy raczej po co tutaj przybył? Możliwe było też, że nie należała do nieuprzejmych brutali, którzy szwendali się po świecie, mówiąc wprost i bez żadnej ogłady, czego chcą. Tacy byli dobrzy na wojnie, nie w świecie pokoju i miłości. - Pani - zaczął, nieofensywnym tonem łagodząc jej i tak już spokojne nerwy. - Cieszę się niezmiernie, że taki ktoś jak ty, interesuje się taką personą jak ja. - Przerwał, napawając się spokojem i dalekimi odgłosami dziczy znajdującej się w karczmie. Brutale, a pfu. - Jednakowoż, nie mam nic ciekawego do zaoferowania. Przybyłem tutaj w... interesach, interesach prywatnych. - Oczywiście, że tak. Był wszak synem handlarzyny któremu ów szlachcic był winien określoną, dość tłustą sumę pieniędzy. A rodziny zielonookiego - tak z reguły - odbierała swoje długi. Nawet jak były zapisane w miedziakach. - Możliwe, że nietaktem będzie z mojej strony, jednak ciekawość zwyciężyła odkąd cię zobaczyłem, pani. Czemu ze mną rozmawiasz? - Nie chciał się spoufalić, ba, niechęć wzbierała się w nim, kiedy tylko przeszedł na nieoficjalny ton. I to nie było przez to, że nie chciał poznać zakapturzonej osóbki o głosie słodkim niczym miód. Najzwyczajniej na świecie - nie chciał mieć żadnej odskoczni od sprawy, która go tu przywiodła. A ta kobieta taką właśnie mogła być. Rozpraszaczem, który mógłby później zawadzić. Dochodzili już do końca ulicy; słońce zostawiało ich dyskretnie samych sobie, dając możliwość naczelnemu szeptaczowi, księżycowi, by teraz on objął swą wartę, bezczelnie wlepiając swe srebrzysta ślepia w dwójkę nieznajomych. Jednak nie to winno ich zainteresować. Ciszę na obrzeżach wioski rozdarło szczekanie psa, zapewne zwyczajnego kundelka, jednak na tyle obdarzonego przez naturę, że jednak potrafiącego zaryczeć niczym raniony niedźwiedź. A one potrafiły rozedrzeć wszystko. Brutalnie i permanentnie. - Ciekawe jaki lis podkrada się do kurnika - rzucił ukrytą propozycję, niechcący skazując się na dłuższe towarzystwo z kobietą. Choć... może dzisiaj mógł. Może praca zacznie mu się dopiero jutro, kiedy biały gigant zakończy swoją wartę. A teraz miał czas na siebie, na swoje dumania, samolubne zachcianki i towarzystwo osoby, której nie powinno tutaj być.
Ostatnio zmieniony przez Lenre dnia Wto Maj 10, 2016 11:27 am, w całości zmieniany 1 raz |
| | |
Nevyril - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna - retrospekcja|Wioska przy wielkim, wielkim lesie] Czy ktoś tu wzywał Straż? Sob Maj 07, 2016 9:46 pm | |
| Prychnięcie pełne niechęci i dezaprobaty nie umknęło uwadze jasnowłosej, choć udała, że go zupełnie nie zauważyła. Domyślała się, czym mogło być spowodowane, toteż na jej usta wypłynął protekcjonalny, wredny uśmieszek, którego jednak nieznajomy nie miał możliwości dostrzec. Kiedy zaś młodzieniec uśmiechnął się i znów zaczął rzucać ogólnikami, elfka mimowolnie przewróciła oczami. Doprawdy, czy musiał tak kręcić? Nie była głupia i trochę więcej było potrzeba, aby ją spławić. - Prywatne interesy... - ziewnęła. - Trzeba było coś wymyślić i skłamać. Pogłaskała idącego za nią rumaka po chrapach, przebiegając mu po nosie zgrabnymi, długimi palcami i nie spuszczając wzroku z jej towarzysza. Według niej błędem było mówić coś takiego. Teraz mogła snuć wszelkiego rodzaju domysły. Cóż takiego mógł chcieć, aby to zatajać? Odpowiedź była prosta - A skoro tak... Albo chcesz zabić tego szlachcica, albo coś na nim wymusić, albo trochę zastraszyć, bo wplątał się w coś niebezpiecznego przez kontakty z niewłaściwymi ludźmi, którzy teraz mają do niego jakiś interes - mruknęła, wzruszając ramionami. - Co, rzecz jasna, zupełnie mnie nie obchodzi. Nie zamierzam ingerować, to nie mój problem. Nevyril parsknęła głośno śmiechem, słysząc jego kolejne słowa i ściągnęła z głowy kaptur, potrząsając uwolnioną, jasną grzywą. - To nie ciekawość, oboje wiemy - zaśmiała się lekko, podając mu dłoń. - Szara Strażniczka Nevyril, jestem tu w związku z tymi pomiotami. Jak na razie jesteś jedyną podejrzaną istotą, jaką tu zobaczyłam, więc jednocześnie moim jedynym tropem. Co oznacza, że moje motywy są niezbyt wyszukane. Zwyczajnie prowadzę śledztwo. Uśmiechnęła się do niego lekko. Wątpiła, by był powodem tegoż zamieszania i właściwie go nie podejrzewała. Po co miałby sam wypytywać mieszkańców wioski, gdyby był za coś odpowiedzialny? Poza tym, najwyraźniej dopiero zaczynał robić swoje, toteż, gdy tego się dowiedziała, nie było sensu ukrywać dalej swojej tożsamości. Bez kaptura i po przedstawieniu się powinna wzbudzać większe zaufanie, a fakt przynależności do Straży może wywrze na nieznajomym jakieś wrażenie i uczyni jej rozmowę z nim łatwiejszą. To był odpowiedni moment na porzucenie tajemniczej otoczki, przynajmniej do pewnego stopnia. Elfka ściągnęła brwi, kiedy jej długich uszu dobiegło, przeszywające wieczorną ciszę, szczekanie psa. Instynktownie zwróciła spojrzenie w tamtym kierunku. Być może miało to związek z grasującymi tu pomiotami? Nie zdziwiłaby się, gdyby te pomioty były rzeczywiście tylko wyjątkowo upierdliwą gromadą lisów. - Och, widzę, że chcesz to sprawdzić - wyszczerzyła się do mężczyzny, na powrót zwracając ku niemu twarz. - Chodźmy, skoro tak. To rzekłszy przywiązała swojego konia do najbliższego płotu i skradając się, pierwsza ruszyła ku źródłu szczekania, oglądając się co chwila, czy jej towarzysz jeszcze nie postanowił się ulotnić, gotowa go ścigać, gdyby tak się stało. |
| | |
Lenre - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna - retrospekcja|Wioska przy wielkim, wielkim lesie] Czy ktoś tu wzywał Straż? Wto Maj 10, 2016 3:48 pm | |
| Głowa mimowolnie się obróciła, kiedy nieznajoma zaczęła znowu mówić. Lewa brew uniosła się ku górze, a w zielonych oczach coś błysnęło. Przez twarz przebiegł mu cień uśmiechu, zbyt wątły by go pochwycić i zbyt wielki, by go przeoczyć. Chciał splunąć na ziemię, w jednym momencie pozbywając się całej otoczki szlachetności i tym podobnego syfu, jednak powstrzymał się w ostatnim momencie. Mogła myśleć, że coś wie. Tak będzie lepiej dla sprawy, dla niego. - Cóż za niezwykła dedukcja na osobę, która nie interesuje się sprawą - koń prychnął, a mimo to zielonooki kontynuował - zajmujesz się tym w wolnym czasie czy po prostu masz taką... manierę? - Spokojny głos przeczył złośliwości, twarz nawet nie próbowała wywołać na sobie łagodnego uśmiechu, a oczy pozostawały oceanem traw. Kiedy kaptur opadł, a dłoń została wyciągnięta, zmierzył i ją, i właścicielkę wzrokiem. Ostroucha, tego to się nie spodziewał. Zaskoczyła go, co w niemal namiętny sposób, próbował zatuszować, odwracając wzrok i wbijając go w ścianę drzew otaczającą wioskę. - Bzik - mruknął w tej samej chwili, kiedy już się wydawało, że nic nie powie. Nie podał dłoni; uważał to za zbędną manierę, protokół, który w każdej możliwej chwili unikał, a który aż za często go spotykał. Szczególnie we wsiach otoczonych kamiennymi murami, zwanymi dumnie miastami. Cicho nabrał powietrza, kiedy ostroucha ruszyła wraz z koniem do... płotu. Mógł uciec, miał taką możliwość. A jednak został, zwabiony obietnicą niczego i żądzą rychłej potyczki z czymkolwiek. Dawno już nie smakował krwi, dawno nie czuł jej na swoim ostrzu. Brakowało mu tego. Cholernie brakowało. - Chodźmy - powtórzył, idąc posłusznie za kobietą. Niczym giermek, człapiąc za swoimi rycerzem na pewną śmierć. Obracała się, to fakt. A on zawsze tam było. Do któregoś razu, kiedy zbliżali się do źródła dźwięku. Nie byli nawet dziesięć metrów od celu, kiedy po prostu zniknął, zostawiając za sobą tylko pustkę. Odgłos szczekania coraz bardziej się nasilał, zagłuszając skutecznie wszelakie odgłosy, a cień stodoły pokrywał całą okolicę. Dziwnym trafem, z budynku nie dobywał się żaden odgłos, a coś tam przecież musiało być. Pies powinien zadziałać niczym bat, a jednak w zabitej dechami dziurze, było cicho i spokojnie. Nieznajomy zniknął, jednak to nie to powinno martwić ostrouchą, która odważywszy się podejść sam na sam do psa, zauważyła jak ten uparcie wpatruje się w pobliskie drzewa, szczerząc swoje pokaźne kły i kładąc się powolutku na ziemię. Rozmiary kundla też do najmniejszych nie należały; w kłębie miał dwie stopy, co skutecznie powinno odstraszyć większość rzezimieszków czy niesfornych, rudych kuzynów. Jednak nie to było najdziwniejsze, bo kiedy tylko kobieta zbliżyła się do niego, ten skulił uszy, wskazując swym pyskiem ścianę drzew. I wcale nie wyglądał na uradowanego. Nikt by nie wyglądał, kiedy wyczułby coś takiego jak to. Oczu rozjarzyły się w ciemności, wlepiając się w elfkę, a wręcz kolosalnych rozmiarów kształt zamajaczył w oddali. Warto było umierać dla paru kur? |
| | |
Sponsored content - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna - retrospekcja|Wioska przy wielkim, wielkim lesie] Czy ktoś tu wzywał Straż? | |
| |
| | |
| [Prywatna - retrospekcja|Wioska przy wielkim, wielkim lesie] Czy ktoś tu wzywał Straż? | |
|