| [Prywatna|Zamek Wysokoże|Sala spotkań] Pan każe, sługa musi. | |
|
Autor | Wiadomość |
---|
Rhan Tarafal - dragon age PBF - |
Temat: [Prywatna|Zamek Wysokoże|Sala spotkań] Pan każe, sługa musi. Pon Cze 20, 2016 4:19 pm | |
| Rhan poklepała siwą klacz po szyi, patrząc na oddalone miasto i górujący nad nim zamek. - Poznajesz, Myszo? Dawno nas tam nie było... - Nie spodziewała się odpowiedzi od konia, ale nie doczekała się też żadnej zmiany zachowania. Jeśli Myszka pamiętała tutejsze okolice, pozostawała niezmiennie spokojna. Niosła swoją właścicielkę, jedynie od czasu do czasu przecinając ogonem rozgrzane, letnie powietrze, by odgonić się od natrętnych much. Rhan natomiast nie była tak opanowana. Czuła nieprzyjemny uścisk w żołądku na myśl o postawieniu nogi na Wysokożu. Jakby spodziewała się bury od starych nauczycieli i niechęci w spojrzeniach dworzan, a przecież minęło tyle lat. Nie była tą samą osobą, nie była już nawet dzieckiem. Wiele się zmieniło, wiele, ale nie jej niechęć wobec życia, od którego uciekła.
Kiedy dotarła pod bramy zamku minęło już południe. Choć w końcu zerwał się wiatr, lniana barwiona na błękit koszula, kleiła się do jej pleców, co jedynie potęgowało dyskomfort całej podróży jak i dotarcia do celu. Pozwoliła młodemu chłopcu stajennemu zabrać Myszkę do stajni. Była ciekawa, czy któryś ze starych koni nadal tam jest i jak zareaguje na obecność siwki. Gdyby nie okoliczności, pewnie poszłaby za nim, by to sprawdzić, ale ostatecznie uznała, że zapach potu i konia, który jej teraz towarzyszył i tak nie był odpowiedni na salony, by doprawiać go jeszcze wonią rozgrzanej stajni. Z ociąganiem więc skierowała kroki do zamku. Głowę trzymała wysoko i patrzyła jedynie na wprost, co z pozoru mogło wyglądać na pewność siebie, a w praktyce było jedynie strachem, by w tłumie ludzi nie zobaczyć znajomej twarzy. Pragnęła, by nikt jej nie rozpoznał, by nikt nie skojarzył splecionych w warkocz złotych włosów i błękitnych oczu z małą Rhan, która żyła tu przed laty. Może faktycznie pozostanie nierozpoznana? Blizna szpecąca policzek, ubranie nietypowe dla szlachcianki i sprężysty chód żołnierza w niczym nie definiował krnąbrnego podlotka jakim była. Rozmawiając ze służbą, przedstawiając się, miała wrażenie, że patrzą na nią dziwnie, ale nie miała co do tego pewności, dlatego starała się zachować zimną krew. Byle tylko schować się już przed oceniającymi spojrzeniami. Gdy w końcu ruszyła korytarzami na spotkanie z Biafrą, w duchu odetchnęła z ulgą. Co z tego, że teraz musiała zmierzyć się z inną formą dyskomfortu?
Od lat nie mieli okazji porozmawiać, nie tak naprawdę. Rhan sądziła, że być może dziedzic Couslandów nie był zachwycony z wyprawy do Zachodniego Wzgórza i dlatego nie zdecydował się na bardziej kameralne spotkanie jak zrobiła to jego siostra. Rhan nie miała mu tego za złe. Właściwie nawet nie mogła mieć. To jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że dawne czasy nie miały wpływu na teraźniejszość. A może właśnie miały? Może to dlatego, że nie lubił jej gdy byli dziećmi, teraz wydawał się tak odległy? Jakiekolwiek było jego stanowisko, Rhan łapała się na tym, że odbiera wszystko bardzo personalnie, a to błąd w obliczu szlachty. Miała przeświadczenie, jakoby wysoko urodzeni, mieszkający w zamkach, parający się polityką, nie darzyli uczuciem innych ludzi. Wszystko było dla nich jedynie grą. Była uprzedzona. Myśląc o tym przemierzała znajome korytarze w towarzystwie jednego ze służących. Tak naprawdę sama trafiłaby do sali spotkań, ale nie oponowała, kiedy mężczyzna, na którego plecy teraz patrzyła, stał się jej przewodnikiem. W milczeniu pokonywała kolejne kroki, dopóki służący nie otworzył drzwi do sali. Podziękowała mu wtedy niewyraźnym bąknięciem i weszła, próbując wyglądać godnie w zmęczonym przez podróż stroju. Za sobą usłyszała dźwięk zamykanych drzwi. Była tu kiedyś, zwiedziła większość komnat zamku, jeśli nie legalnie, to dzięki doskonałym kontaktom ze służbą. Zapewne rozejrzałaby się szukając zmian jakie zaszły w pomieszczeniu przez lata, ale jej uwagę przykuła sylwetka dziedzica Wysokoża, najwyraźniej poinformowanego o jej przybyciu na tyle wcześniej, by mógł znaleźć się tu przed nią. Przez chwile przyglądała się jego obliczu, podświadomie doszukując się negatywnych emocji, ale nie znalazła na nim nic, co chyba jedynie bardziej ją frustrowało. Czy Biafra zdawał sobie sprawę jak wiele kosztował ją powrót do tego zamku? Nim przemierzyła całą odległość jaka dzieliła ją od męzczyzny, ukłoniła się sztywno, po męsku. - Lordzie Cousland. - Wyprostowała się i podeszła. Podarowała mu jeden ze swoich uprzejmych, pełnych dystansu uśmiechów. Biafra musiał znać ten grymas, tak zachowywali się ludzie, którzy czuli dyskomfort w towarzystwie szlachetnie urodzonych. - Przybywam zgodnie z prośbą. Ufam, że to nie nagłe złe wydarzenia są powodem, dla którego się tu znalazłam? - Rzeczowy ton miał pomóc jej przełknąć niezręczność tej sytuacji. Nie przywykła do takich wezwań, nie przywykła do bycia kimś odpowiedzialnym, i w końcu nie przywykła do rozmów twarzą w twarz z głowami rodów. Z tego, co zdążyła się już dowiedzieć, teyryn coraz mniej ingerował w politykę, więc coraz więcej obowiązków spoczywało na barkach jego jedynego syna. Stąd zapewne rozmawiała teraz z nim, a nie starym Couslandem, a przynajmniej tak sobie to tłumaczyła. Nie wiedziała przecież dlaczego została wezwana aż do siedziby władców Wysokoża. |
| | |
Rewarnir Guerrin - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Zamek Wysokoże|Sala spotkań] Pan każe, sługa musi. Wto Cze 21, 2016 1:37 pm | |
| Towarzysz Vance bez żadnego sprzeciwu przystał na jej prośbę. W odpowiedzi uśmiechnął się - bardziej przypominał on grymas paskudny - do niej serdecznie, przyjacielsko. Kiedy rycerze byli gotowi do drogi, wyruszyli ku Wysokoża. Ciepły wiatr powiał z zachodu, niosąc nowinę o nadchodzącym lecie. Pojedyncze chmurki przemieszczały się leniwie po niebie. Jedna z nich ukryła słońce. Promienie światła przecisnęły się przez szpary w bielistej materii, oświetlając niewielkie obszary ziemi. Niebieskooki okazał się dobrym kompanem do rozmowy. Głównie poruszał tematy zupełnie neutralne, dotykające pięknej pogody, znamienitych dań rybnych z Redcliffe, opowiastek o chłopskich zabobonach i urody Vance. Rewarnir, jak na mężczyznę przystało, delektował się obecnością kobiety, która była w jego guście, a objawiał to okolicznościowymi komplementami. Oczywiście, jeżeli Sharian zakomunikowałaby sprzeciw pochlebstwom, dziedzic arlatu zaprzestałby. Piesza podróż znacząco opóźniała dotarcie do celu. Wieczorem podróżnicy rozbili obóz nieznacznie oddalony od traktu. Skryli się oni wśród starych brzóz, rozpalili mały ogień. Rewarnir podzielił się swoim prowiantem z towarzyszką, aby napełnili brzuchy przed snem. Melodia świerszczy niosła się po polance, czasem sowa wzbogacała swym hukiem śpiew owadów. Guerrin siedział na kamieniu. Krzemieniem pieczołowicie ostrzył miecz. Wyglądał na zmęczonego. - Mam prośbę, sir. W mieście jeszcze zachowajmy pozory mojej domniemanej przynależności do niższego stanu. Nie chcę, aby orlezjańskie pizdy domyśliły się, że odwiedzam waszego seniora. - Wspomnienie o cesarskich pomiotach wyostrzyło słownictwo rycerza, który przez chwilę zapomniał o zachowaniu kultury. Wieloletnie mordowanie żabojadów wykreowało w olbrzymie skrajną nietolerancję do okupantów. Męską część postrzegał jako bydło do ubicia, natomiast żeńską jako mięso dla żołnierzy. Rewarnir w oczach wrogów mógł uchodzić za zwykłego skurwysyna, niegodnego swego nazwiska, ponieważ zupełnie nie szanował narodu i kultury Orlais. To była jego ciemna strona charakteru. - W zamku już się ujawnię. Razem wjedziemy na dziedziniec, żeby strażnicy nie mieli wątpliwości, kim jestem. Potem wyruszę do lorda Biafry - wytłumaczył już spokojniejszym głosem. Wstali wczesnym rankiem. Po skromnym śniadaniu zgasili ognisko, spakowali się i wznowili wędrówkę. Rewarnir groźnie, z przymrużonymi oczyma spoglądał na północ, ku Wysokożu. Wiele spraw należało przedstawić Biafrze, przede wszystkim poruszyć kwestię prawdopodobnego sojuszu rodzin. Guerrinowie potrzebowali solidnego wsparcia, pewnych sprzymierzeńców, którzy przybędą na pomoc, gdy wybije godzina wyzwolenia. Zamek Redcliffe zbyt długo trwał w niemocy, kawalerowie niczym pijawki wysysali z jego skarbca monety. Przodkowie przewracali się w grobach, widząc słabość w swych potomkach. Mury fortecy łaknęły krwi nieprzyjaciół, Rewarnir zamierzał rozgrzać zimne kamienie juchą. Teraz trza to zaplanować. Bez wyzwolenia Redcliffe, Ferelden nie odzyska wolności. Po kolejnej nocy spędzonej już na terytorium Couslandów, rycerze przybyli do Wysokoża godzinę przed nastaniem pory popołudniowej. Rewarnir kazał Vance usiąść na siodle konia, coby przekroczyła miastową bramę godnie jak na możnego przystało. Jeśli Sharian zaprotestowała, niebieskooki twardo nalegał na spełnienie jego woli. Mężczyzna szedłby wtedy za jeźdźcem, udając zbrojnego sługę. Głowę skrył w kapturze brązowego płaszcza, nieco przygarbiony dotrzymywał tempa narzucanego przez wierzchowca. Czasem, gdy jakiś Orlezjanin rzucał się w oczy, zakapturzony wrogo łupał na niego wzrokiem. Miasto śmierdziało miastem. Na zabłoconych ulicach buty skazano na obcowanie z gównem zmieszanym z innymi nieczystościami. Czym bliżej aglomeracji ściśniętych do siebie budowli mieszkalnych, tym bardziej wrażliwe nosy odczuwały smród. Owszem, architektura miasta była godna pochwały, ale każde piękno zabije woń nieczystych, ludzkich ciał. Zdarzało się, że konie po prostu srały na ulicę i nie zawsze znajdował się chętny, który posprzątałby po zwierzęciu. Odór orlezjańskiego łajna był znacznie silniejszy i dominujący wśród mieszaniny wszelakich wonni. To on doprowadzał mężnego rycerza do bladości. Zamek na szczęście nie cuchnął zamaskowanymi pomiotami. Jeśli Vance zrealizowała plan, Guerrin bez większych przeszkód przekroczył granicę i wszedł na obszar zarezerwowany wyłącznie dworzanom i sługom teyrna. Tam natychmiast odkrył głowę i zaczepił najbliższego służącego. - Stój, człowieku! - hukną mu niemal do ucha. - Jam jest Rewarnir z rodu Guerrina, czym prędzej ogłoś moją wizytę. - Po tym rozkazie, sługa zniknął, coby poinformować Biafrę. Obecnie rycerz ubrany był w tani strój podróżny wykonany ze skór. |
| | |
Sharian Vance - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Zamek Wysokoże|Sala spotkań] Pan każe, sługa musi. Sro Cze 22, 2016 1:01 am | |
| Podróż upłynęła im spokojnie i bez zbędnych wzruszeń. Może to Rewarnir specjalnie kierował rozmowę na tematy proste i przyjemne, aby nie dostarczać Sharian kolejnej porcji adrenaliny. Może i poglądy mieli podobne, co już zdążył wcześniej zauważyć, ale poruszając tematy ważne ludzkim sercom, nawet najmniejszy gest może zostać źle zrozumiany i zaprószyć ogień. Vance nie miała powodu, aby nie zgodzić się na prośbę Guerrina. W zasadzie przeprowadzenie go przez miasto i potajemne odprowadzenie do zamku uznała za swój obowiązek. Wszak podróżował, aby spotkać się z jej lordem i to nie tylko Guerrin nadstawiał głowę w takiej sytuacji. Couslandom też by się oberwało, gdyby orlezjanie dowiedzieli się o ich prawdopodobnych intrygach... bo i jak inaczej zrozumieć i nazwać potajemne spotkanie? Dosiadła więc Adonisa w pewnej odległości od miasta i wjechała do niego podczas gdy Rewarnir szedł za nią. On spuszczał swój wzrok i jedynie piorunował kogoś wzrokiem od czasu do czasu, natomiast Vance całkiem jawnie rozglądała się dookoła, ni to sprawdzając co się zmieniło od jej ostatniej wizyty, ni to strzegąc porządku. Tak naprawdę wybierała drogę, najmniej zapełnioną orlezjanami. Guerrin nie wyglądał teraz na lorda, ale nadal był bardzo wysokim mężczyzną. Nawet garbiąc się, był dobrze widoczny. A spojrzenia, które serwował wrogom, mogły go zdradzić. Dlatego Sharian prowadziła go tak, aby jak najmniej okazji miał do mijania się z parszywymi żabojadami. Gdy dotarli na zamek, a Rewarnir pierwszemu napotkanemu słudze zaczął wyjawiać swą tożsamość, szybko zsiadła z konia i stanęła obok Guerrina. Pokiwała głową potwierdzając słowa Rewa, więc zaczepiony przez Rewa sługa pobiegł, jak gdyby się paliło. - Dziękuję za tak przyjemną podróż -mogła zamienić jeszcze kilka słów z lordem, zanim ruszył na spotkanie z Couslandem. Uśmiechnęła się promiennie. W policzkach pojawiły się małe dołeczki.- Twoje towarzystwo było mi bardzo miłe, lordzie. Pozwól, że na pożegnanie zaprowadzę cię do mojego lorda. Sługa pobiegł zawiadomić Biafrę o przybyciu Rewarnira. Mogła więc spacerkiem zaprowadzić go przez dziedziniec i zamkowe krużganki wprost do komnat, w których zwykł urzędować młody Cousland. Adonisa oddała pod opiekę stajennego. Zostawiła też broń przytroczoną do siodła. Nie była jej tu potrzebna a i nie miało tu prawa nic zginąć. Wkrótce dotarli na miejsce i rola Vance się skończyła. - Jest mi przykro, że czas podróży minął tak niespodziewanie -było jej faktycznie smutno, bowiem towarzystwo ponurego i budzącego postrach wojownika paradoksalnie cieszyło ją. A i pod koniec podróży śmiało można było rzec, że kij w tyłku w towarzystwie Guerrina zniknął. Dobra zmiana. - Życzę ci owocnej rozmowy, lordzie. Skinęła mu na pożegnanie. Jako, że Cousland jej nie wzywał, nie miała zamiaru wchodzić w zasięg jego wzroku. Szepnęła dwa słowa pierwszemu napotkanemu słudze, aby zadbał o Guerrina w czasie jego oczekiwania na spotkanie z Biafrą. Potem ruszyła w swoją stronę, czyli z powrotem do stajni. Adonis był już oporządzony i radośnie przeżywał dobrego gatunku siano. Sharian dała stajennemu srebrną monetę. Z kim jak z kim, ale z ludźmi dbającymi o jej wierzchowca lubiła być w dobrych stosunkach. Zabrała swoje rzeczy i ruszyła do swej miejskiej kwatery. Czas podróży minął i nadeszła pora odpoczynku.
/zt |
| | |
Sponsored content - dragon age PBF - |
Temat: Re: [Prywatna|Zamek Wysokoże|Sala spotkań] Pan każe, sługa musi. | |
| |
| | |
| [Prywatna|Zamek Wysokoże|Sala spotkań] Pan każe, sługa musi. | |
|