Rasa: człowiek | Frakcja: najemnik | Rodzinne strony: Rivan, Llomeryn
PREDYSPOZYCJE
CIAŁO: • Krzepa (standardowy) • Walka bronią drzewcową (ekspert) UMYSŁ: • Łganie (ekspert) • Historia i język ojczysty (nowicjusz) • Znajomość języka obcego - wspólny (standardowy) • Odczytywanie emocji (nowicjusz) • Medycyna (standardowy) DUCH: • Magia pierwotna błyskawic (mistrz) • Magia pierwotna lodu (standardowy) • Demonologia (standardowy) • Magia krwi (ekspert) • Wiedza o pustce (nowicjusz)
EKWIPUNEK
• Fulgur – kostur wykonany z dziwnego, jakby poskręcanego kawałka ciemnego drewna, własnoręcznie pookręcany przez Theriona rzemieniami, posiadający kilka żółtych kamieni wprawionych tu i ówdzie dla lepszego wyważenia. Wzbogacony na jednym końcu w ostrze kojarzące się typowo z włócznią, na drugim o kamienną kulę, • Atrament, pióro oraz oprawiona w skórę księga, w której opisuje ciekawsze ze swoich magicznych dokonań oraz niektóre wydarzenia będące jego udziałem (zabezpieczona zaklęciem magii krwi, ujawnia na kartach swoją zawartość tylko wtedy, gdy spadnie na nią kilka kropel krwi właściciela), • Dwie fiolki lyrium, • Zakrzywiony nóż z kościaną rączką wiszący w pochwie u pasa, • Kradzione magiczne księgi, które czyta, zapamiętuje istotne fragmenty, a następnie pali, • Tevinterski amulet Katriny noszony pod ubraniem, • Materiał na opatrunki, fiolka leczącej mikstury w razie, gdyby przesadził z upuszczaniem sobie krwi.
CHARAKTERYSTYKA
Człowiek nadający sobie wiele imion w końcu zapomni, kim był, gdy matka wydała go na świat. Niewiele już pozostało w Therionie z tego nieśmiałego chłopca, który z zazdrością podglądał lekcje magii swojej siostry bliźniaczki. Siostry wybranej przecież, by nieść dalej wieszczą spuściznę szczególnych kobiet Rivanu, przynosić pożytek społeczeństwu i swoim życiem ulepszać rzeczywistość dookoła siebie. A on? On wedle rodziny przewodzonej przez babcię i matkę powinien zapomnieć o darze, który nie był mu do niczego potrzebny, siłą oraz fizyczną pracą zapewniając bliskim byt. Z perspektywy czasu sam Therion nie rozumiał, czego właściwie od niego w tej sytuacji oczekiwano – że na pstryknięcie palcami wyciszy w sobie wezwanie mocy pełgającej tuż pod skórą i stanie się taki jak większość dzieci biegających po llomeryńskim porcie? Tylko jednego był pewien, dramatycznie różne traktowanie i faworyzowanie siostry przez matkę na każdej możliwej płaszczyźnie sprawiło, że szybko znienawidził je obie, posłusznie wykonując jednak wolę rodzicielki. Jaki miał bowiem inny wybór? Tematu magii nie mógł mimo wszystko ignorować, eksperymentując ze swoim darem w zaciszu miejskich zaułków, skąd w razie kłopotów łatwo było uciec i wtopić się w tłum. To szczęśliwy przypadek chciał, by jeden raz, gdy nie zdążył przesadzić skrzyń stojących na drodze, osobą która wykazała nim zainteresowanie, nie był templariusz a inny mag – Katrina, pani magister w sile wieku, osiadła na pewien czas poza Tevinterem. Spełniając chwilową zachciankę, wzięła chłopaka pod swoje skrzydła, nauczyła go czytać, pisać, wykładała podstawy magii i opowiadała o świecie, jakiego nie dane było oglądać zwykłym śmiertelnikom, jako jedyną zapłatę przyjmując uwielbienie w młodzieńczych oczach. A tego nigdy nie brakowało, podobnie jak zaangażowania i gotowości na wykonanie każdego polecenia, byle nie utracić zainteresowania kobiety, która otwierała przed nim zupełnie nowe możliwości, wyciągając z formy mającej ukształtować go na wzór kolejnego, szarego pracownika portu. Kobiety, która fascynowała Rivańczyka na wszystkie możliwe sposoby. Być może Katrina zmieniłaby swoje plany i uznała, że jednak przyda się jej w Tevinterze pełnoprawny uczeń, ale podczas kłótni rozdmuchanej z jakiejś drobnostki kazała chłopakowi wynieść się ze swojego domu i więcej nie wracać – młody Therion ciężko zniósł to wydarzenie, zaciągając się na pierwszy lepszy okręt, który zacumował, nie informując o tym swojej rodziny. Wszystko, byle raz na zawsze opuścić Llomeryn. Pierwszy raz zmienił wtedy imię, zapoczątkowując długą serię kłamstw, które z coraz większą finezją opowiadał napotykanym po drodze ludziom, a co niejednokrotnie pozwoliło uniknąć kłopotów większych, niż cała sprawa mogła być warta. Statek okazał się być piracką jednostką, co w pierwszej chwili może i zmroziło młodego Rivańczyka, w drugiej jednak wypełniając tym specyficznym rodzajem podniecenia wzburzającym krew oraz nakazującym z uwagą patrzeć w przyszłość. Z Theriona jak się okazało pirat był cokolwiek kiepski – nie potrafił zabić nikogo, oddając za burtę zawartość żołądka, gdy kompani spod bandery wyżynali inne załogi. Zirytowany tym kapitan nie kazał mu pomaszerować po plance tylko dlatego, że w odpowiednim momencie ujawnił swoje magiczne zdolności, oferując uszkadzanie wskazanych statków z pewnej odległości. Kontrolowane burze z piorunami szybko stały się jego specjalizacją, dając piratom ogromną przewagę gdziekolwiek nie postanowili się udać, z najmniej użytecznego członka załogi robiąc kogoś, kogo zdecydowanie nie chciano się pozbyć. Problem w tym, że nagła uwaga wcale się młodzieńcowi nie podobała, podobnie jak i kontrola tego, gdzie chodził oraz z kim zadawał się w kolejnych portach – ucieczka po raz kolejny w jego życiu okazała się jedyną możliwością uwolnienie od niesprzyjającego losu. Mając w pamięci nauki magister Katriny, Therion pierwszy raz otworzył sobie żyły w antivańskim porcie, używając magii krwi, by wpłynąć na umysły włóczącej się za nim dwójki kompanów z załogi i zbiec. Wstręt do zabijania nie pozwalał mu pozbyć się ich w bardziej permanentny sposób niż poprzez zaszczepianie sugestii, że nigdy nie istniał. Ukrywanie się do czasu, gdy statek nie opuścił portu było trudne, naprawdę trudne, kiedy wszędzie rozwieszono twoją podobiznę z informacją o pieniężnej nagrodzie, ale z drobną pomocą magii nie niewykonalne. Znów był wolny – a wolność oznaczała benefity w postaci decydowania, gdzie się udać, co zrobić, jak zagospodarować posiadany czas. Therion robił więc dużo rzeczy: najmował się do całego szeregu przeróżnych prac, bywał osobistym ochroniarzem, zdarzało mu się też kilkukrotnie ubezpieczać odwrót znajomego Kruka, ale choć żył na przyzwoitym poziomie z dala od slumsów, wciąż coś było nie tak, czegoś brakowało. Młody apostata ruszył więc w podróż po Thedas, szukając miejsca, które w ten specyficzny, niezwykle jasny sposób zaszczepiałoby mu w głowie myśl, że tutaj mógłby poczuć się jak w domu i odnaleźć cel dla swojej egzystencji. Przez chwilę myślał o pozostaniu przy boku jednej z dobrze urodzonych panien nie szczędzących złota kochankowi z niższych sfer, na które bez wątpienia działał urok wysokiego, postawnego Rivańczyka o żółtych oczach sowy. Ale tylko przez chwilę, niewola w jakiejkolwiek formie nie wchodziła przecież w grę. Szuka więc dalej i ma nadzieję znaleźć.
Uwagi dla Mistrza Gry: • Therion Meran to któreś z kolei miano, które wymyślił dla siebie (nie jest pewien, ile ich było i nie pamięta wszystkich, gotów na zawołanie wymyślić cały stos nowych i po raz kolejny sfabrykować swoją przeszłość). Matka Ilya, bliźniacza siostra Crellia i magister Katrina są jedynymi potencjalnie ważnymi osobami, które pamiętają i wiedzą, że naprawdę nazywa się Cornell, • Nie jest w stanie własnoręcznie zabić żadnej rozumnej istoty (człowieka, elfa, krasnoluda, qunari). To ograniczenie, którego nigdy nie rozumiał, ale nie potrafi go przezwyciężyć nawet w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, • Fulgur to jedyna rzecz, z której stratą nie mógłby się pogodzić.
Ostatnio zmieniony przez Therion Meran dnia Wto Cze 21, 2016 10:48 pm, w całości zmieniany 1 raz
Być może powoli zbliża się czas, w którym Therion w końcu znajdzie swoje miejsce na świecie i nie będzie zmuszony do ukrywania się czy ucieczki. Niemniej jednak lepiej będzie nie afiszować się zbytnio kosturem. Może i wygląda jak włócznia, ale gdy przypatrzeć się uważniej, to zwykły najemnik nie posiadałby w niej klejnotów. Templariusze mają nosa do takich szczegółów. A przecież zaciągnięcie do Kręgu to najgorsza forma więzienia, dla apostaty.