CHARAKTERYSTYKA
Zachodnie Wzgórze, rodzinny dom Rhan, jak wiele wiekowych budowli może poszczycić się bogatą historią, ale jedna kwestia szczególnie zasługuje na wspomnie ponieważ miała duże znaczenie dla rodu dziewczyny.
Podczas wojen o zjednoczenie Fereldenu toczonych w Wieku Świętych pomiędzy klanami Alamarri, Zachodnim Wzgórzem władał arl Tenedor. Służył mu wtedy sir Forannan, którego giermkiem był Kalenhad Theirin. Podczas oblężenia fortecy przez arla Myrddina pretendującego w tych czasach (jak wielu innych arlów) do miana króla, Tenedor i Forannan zginęli. Myrddin zaś został pokonany w pojedynku przez dzielnego Kalenhada, który darował mu życie, za co ten poprzysiągł mu służyć. Właśnie dzięki temu zdarzeniu Kalenhad został władcą Zachodniego Wzgórza, można więc rzec, że od niego rozpoczęło się zjednoczenie Fereldenu.
Bannorn nad fortecą i przyległymi do niej ziemiami przodek Rhan, sir Asheris, otrzymał właśnie od pierwszego z Theirinów za zasługi w bitwach o zjednoczenie. Od tamtej pory na proporcach Zachodniego Wzgórza górującego nad jedną z zatok Morza Przebudzonych widnieje herb Tarafalów - Białe skrzydło rozłożone na błękicie. Z początku ród Rhan nie miał takiej renomy jak w latach późniejszych swojej świetności. Zyskał ją dzięki sprawiedliwym rządom, lojalności wobec korony i waleczności w bitwach. Niestety mężowie Tarafalów nie mieli szczęścia do potomków. Rodziło się niewielu chłopców, przez co ród zwyczajnie zaczął wymierać, by w obecnych czasach być jedynie strzępkiem poprzedniej świetności.
Rhan przyszła na świat w murach fortecy w roku 8:26 Błogosławionego jako córka banna Tyberiusa Tarafala. Wychowała się bez kobiecej ręki i to widać. Z resztą, tak naprawdę ojciec też jej nie wychowywał, nigdy go nie poznała, nawet, kiedy wykreowała już własny pogląd na życie, miała za sobą kilka naprawdę trudnych lat i otrzymała ku temu możliwość. Matka Rhan, Sigrid z rodu Corthar, zmarła niedługo po urodzeniu swojego pierwszego, a więc i jedynego dziecka, dlatego dziewczyna nie ma rodzeństwa w czystej linii. Rhan nigdy nie dociekała czy ojciec później kogoś miał i czy gdzieś po świecie nie chodzą ludzie, którzy również mają w sobie jego krew. Dla niej wspólnie spędzone lata, poświęcenie i walka ramię w ramię ma większą wartość niż więzy krwi. Każdy mógłby być jej bratem bez względu na to jakie ma nazwisko. No chyba, że ów ktoś przejawia bardzo niepożądane przez nią cechy, jak brak poszanowania dla życia, brak honoru lub pociąg do zdrady. Rhan nie ma skrupułów, zdążyła się tego nauczyć jeszcze zanim została wcielona do wojska, więc nie waha się podnieść ręki na tych, którzy na to zasługują.
Nie pamięta tego, ale w około cztery lata po śmierci matki, ojciec oddał ją na dwór swego zwierzchnika, gdzie miała nauczyć się jak być przykładną i uroczą damą. Tak dziewczynka trafiła pod oko Couslandów jako jedna z dwórek.
Oczywiście nic nie poszło po myśli ojca i ona już o to zadbała. Co prawa w pierwszych sześciu latach życia starała się sprostać oczekiwaniom, ale najwyraźniej nie była stworzona do życia na dworze. Bardziej niż do tańców i wyszywania ciągnęło ją do wycierania się po okolicznych polach i lasach. Nie płoniła się na widok zboczonych pachołków, nie brzydziła się żabami i błotem, a w zabawach niegodnych szlachcianki przodowała i to z największą przyjemnością. Potrafiła urządzać sobie regularne zapasy z chłopcami stajennymi, które kończyły się zwykle masą siniaków, podartą i brudną sukienką oraz paskudną karą od opiekunów, ale to jej nie powstrzymywało. Rosła, nabierając przeświadczenia, że nie chce być jedną z panienek, na które chucha i dmucha cały zamek. Nic więc dziwnego, że nie miała przyjaciół na dworze. Więcej ich miała wśród służby niż dam. Była pyskata i brakowało jej ogłady pomimo starań nauczycieli i srogich kar, a właściwie te ostatnie tylko bardziej ją rozwścieczały. Nie chciała się ugiąć. Marzyła o tym, by wyrwać się ze szponów konwenansów.
Przełomem w jej życiu okazał się miesiąc po ukończeniu czternastu lat, kiedy jej ufność do ludzi została wystawiona na próbę. Pomimo wszystkich swoich przywar Rhan wyrosła na bardzo piękną dziewczynę i już nie tylko błękitne oczy z zadziornym błyskiem, czy włosy w barwie dojrzałych łanów zbóż były jej atutem. Szybko zyskała stadko smalących do niej cholewki chłopców, niestety nie takich z wyższych sfer.
Rosła ona i rośli jej przyjaciele. Dwóch braci, którzy zajmowali się końmi, córka kucharki, cała masa służek i służących. To właśnie jeden z nich pewnej lipcowej nocy zaciągnął ją do stajni i zafundował okropny „pierwszy raz”. Ku większemu nieszczęściu zostali przyłapani przez jednego ze strażników i wtedy rozpętało się piekło. Opiekunowie dziewczyny w strachu przed tym, że mogła zajść w ciążę, ściągnęli lekarza, który nafaszerował ją środkami, po których jej trzewia rozpaliły się bólem. Nigdy nie zapomni tego cierpienia i upokorzenia jakie musiała wtedy znosić. Krwawiła przez prawie dwa tygodnie, a gdy wszystko ustało i teoretycznie wróciło do normy, przez kolejne miesiące krew nie pojawiła się już ani razu. Rhan straciła możliwość posiadania dzieci. To zadziałało jak zapalnik. Już nic jej nie trzymało. Nie mogła stać się żoną, nikt bowiem nie będzie chciał bezpłodnej kobiety. W pewien sposób ucieszyła ją ta nowina. W kilka miesięcy później, jakieś pół roku przed szesnastymi urodzinami zabrała się w sobie, by zupełnie zmienić swoje życie. Zdecydowała się zaciągnąć do zbrojnego ramienia Fereldenu. Sprawa nie była jednak prosta. Nikt nie pozwoliłby jej na taki krok. Nawet pomimo bezpłodności nadal była kobietą i szlachcianką, a to na wstępie stanowiło ogromną przeszkodę. Dopięła swego jedynie dzięki odwadze, uporowi i poświeceniu. Rhan zwyczajnie uciekła, zostawiając za sobą bezpieczne Wysokoże. Zabierając ze sobą konia, skromne zapasy i tyle pieniędzy ile udało się jej uzbierać, obrała kierunek na Denerim. Nim jednak w ogóle zaciągnęła się do wojska, najpierw przeżyła długie trzy lata na szlaku. Trzy lata, które miały duży wpływ na kształtowanie jej charakteru.
W drodze po swoje marzenia i wolność, o której zawsze marzyła, poznała kogoś, kto zdecydował się przekazać jej tajniki szermierczej sztuki, co miało być pierwszym krokiem na ścieżce wojownika.
Victor był typowym najemnikiem, przemierzającym wraz z dwójką swoich przyjaciół trakty Fereldenu. Podejmował się każdego, dobrze opłacanego zajęcia, bez względu na to czego dotyczyło. Wyznawał zasadę, że żadna praca nie hańbi jeśli jest dobrze płatna. Był od Rhan starszy o prawie dziesięć lat, odznaczał się nieprzeciętną aparycją i gładkim językiem. To, że zgodził się wziąć pod swoje skrzydła krnąbrną szesnastolatkę i to, że w ogóle się z nią spotkał, nie było przypadkowe. Jak dziewczyna dowiedziała się po około trzech latach wspólnych wędrówek, ojciec wynajął najemników, by ją odnaleźli i mieli na nią oko. Rhan nie przyjęła tego faktu ze spokojem. Victor, będący też pierwszą poważniejszą miłością dziewczyny okazał się przecież kłamcą. Zwodził ją tyle czasu, a za pragnieniem ochrony ukochanej stały jedynie pieniądze. I choć w końcu przyznał się do tego, właśnie pragnąc być szczerym, ona oskarżyła go o zabawę jej uczuciami i po raz drugi uciekła, pozostawiając za sobą tym razem niebezpieczne, najemnicze życie, a wraz z nim młodzieńczą miłość. Od tamtej pory zmieniła podejście do tego wzniosłego uczucia. Nie patrzyła na mężczyzn jak na potencjalnych kochanków, z premedytacją dławiąc w sobie poczucie osamotnienia, jeśli się pojawiało. Mężczyźni stali się dla niej jedynie niewygodnym elementem, na tle którego pragnęła zabłysnąć.
Gdy dotarła do Denerim miała już wprawę i odpowiednie obycie, by ubiegać się o stanowisko rekruta. Wprawdzie życie w dużym mieście, planowanie w nim przyszłości nie było sprawą łatwą, ale przyświecał jej cel spełnienia własnych marzeń. Pragnęła w końcu sama decydować o swoim losie, a to wraz umiejętnościami jakie posiadała sprawiło, że przyjęto ją w szeregi armii.
Choć życie w koszarach z bandą nieokrzesanych ludzi przeraziłaby nie jedną niewiastę, Rhan czuła się jak ryba w wodzie. Doskonale odnalazła się w nowym życiu, nawet jeśli nie było przyjemne, a treningi okazały się cięższe niż sądziła. Przez kolejne dziesięć lat swego życia hartowała ciało i ducha. Miała doskonałe predyspozycje do walki, którą z resztą bardzo lubiła. Miecz był przedłużeniem jej ręki, a i samą ręką potrafiła nieźle przywalić. W końcu uwolniła się od niechcianego życia, mogła robić to, co chciała i kochała… o ile wykonywała rozkazy. Z tym miewała kłopoty jako, że nigdy nie wyrzekła się buntowniczej natury, ale i to z czasem zdołała wypracować. W wojsku zaszczepili w niej także prawdziwą miłość do ojczyzny, która od tamtej pory rosła z kolejnymi wydarzeniami jej historii. Bowiem nim dotarła do Denerim okupacja Orlais nie wywierała na niej żadnego wrażenia, niemal jej nie dotyczyła. Urodziła się przecież gdy cały bitewny zgiełk ucichł i Ferelden wylizywał rany.
Koszarowe życie odcisnęło na Rhan swoje piętno, to prawda, ale zawsze była chłopczycą. Może gdyby poznała swoją matkę i miała większy kontakt z kobietami, teraz byłaby inna, jednak wychowali ją mężczyźni. To oni zaczęli kształtować w niej cechy, które teraz wykazuje. Dumę, konsekwencję w działaniu, siłę i stanowczość. Od początku musiała być silna żeby nie dać sobie wejść na głowę tym, którzy regularnie jej dokuczali stawiając gdzieś pomiędzy mężczyzną i kobietą.
Pomijając kilka nawiedzających ją demonów przeszłości, Rhan jest osobą wzbudzającą sympatię. Całkiem pogodna, śmiała i skora do wygłupów. Nie stroi fochów, ciężko ją zawstydzić, a jak porządnie ją wkurzyć, to można liczyć na śliwę pod okiem. Jak określają ją koledzy "równa babka". I pocieszy i da w mordę, jeśli trzeba.
Ogólnie jest niezwykle ogarnięta życiowo. Nie ma problemu z wykonywaniem rozkazów, całkiem szybko przyswaja sobie nową wiedzę. Po czasie dyscyplina stała się jej drugim imieniem, choć nie jest przy tym sztywna. Po prostu wie na co może sobie pozwolić i w jakich okolicznościach. Wprawdzie nie można powiedzieć, że ma w sobie dużo ogłady, ale nie jest też niewychowanym gburem. Co tu dużo mówić, jest dobrym żołnierzem z zadatkami na przywódcę, gdyby tylko chciała nim zostać. Jedną z jej ułomności jest strach przed odpowiedzialnością za innych ludzi. Między innymi dlatego właśnie nie przyjęła promocji na stanowisko oficerskie, woląc pozostać szeregowym żołnierzem.
Co również warte wspomnienia, ma bardzo pozytywne nastawienie do innych ras, ale do elfów pała wyjątkową sympatią pomimo ogólnej niechęci jaką darzą ich inni ludzie. W sposób, którego sama nie chce roztrząsać, po prostu ją fascynują. To przekłada się na niekiedy dziwne zachowanie wobec wyżej wymienionych, wynikające z mieszanki nieśmiałości połączonej z fascynacją. To kompletnie nie pasuje do obrazka silnego, odważnego żołnierza, dlatego jest tak bardzo wyraźne na jego tle. Nie raz była przez to obiektem złośliwych docinków, a niekiedy nawet i pogardy.
W dziesiątym roku swojej służby, kiedy sądziła, że dawne życie, o którym na dobrą sprawę zaczęła zapominać, już nigdy się o nią nie upomni; dostała list od swojego ojca. Nie miała pojęcia jakim cudem ją odnaleziono, tym bardziej, że od ucieczki z Wysokoża nigdy nie przedstawiła się swoim prawdziwym nazwiskiem. Mimo to list miał pieczęć rodu Tarafalów. Ojciec zwracał się w nim do niej jako ostatniej z rodu, będącej jedyną nadzieją na utrzymanie dobrego imienia ich przodków. Prosił o szybkie spotkanie ze względu na trawiącą go chorobę.
Decyzja o wyruszeniu do Zachodniego Wzgórza miała kilka powodów. Jednym z nich była kończąca się służba, kolejnym zaś znudzenie wojskową rutyną. Największym i najważniejszym natomiast, poczucie, że dostała szansę aby zadośćuczynić umierającemu ojcu wszystkich trosk jakich przysporzyła mu przez popełniane w życiu błędy. Niestety nie zdążyła przybyć wystarczająco wcześnie, aby pojednać się z nim. Umarł kilka dni przed jej przybyciem. Pozostała więc zupełnie sama, biorąc na barki ciężar odpowiedzialności za swoje dziedzictwo nawet jeśli nie należała do świata polityki.
Tu właśnie zaczyna się dalszy ciąg jej historii jako jedynej dziedziczki rodu Tarafal.
WYGLĄD
Rhan nie wpisuje się w kanony kobiecej urody, choć na pewno znajdą się i tacy, którym będzie się podobać. (O ile szpecąca policzek blizna amanta nie odstraszy). Rhan po prostu nie ma w sobie typowej dla kobiet delikatności. Przez lata służby sukcesywnie się jej pozbywała, razem z tą delikatniejszą częścią swojej natury.
Kobieta jest dość wysoka i postawna. Jej ciało ma cechy właściwe dla żołnierza - wyraźnie zarysowane mięśnie, a co za tym idzie niezbyt dużo tkanki tłuszczowej, która mogłaby nadać sylwetce łagodnych krągłości. Nie ma więc ani zbyt dużych piersi, ani też szerokich bioder. Gdy ma na sobie zbroję, od tyłu można by było pomylić ją z mężczyzną gdyby nie sięgające połowy pleców blond włosy, zwykle splatane w ciasny warkocz. Także sposób poruszania się, gestykulacja czy nawet wysławianie się jest ukształtowane przez służbę. Widać w jej ruchach zdecydowanie właściwe ludziom, którzy szybko muszą podejmować decyzje.
Mimo żołnierskiej otoczki przydającej jej twarzy nieco ostrości, siłą rzeczy nie jest ona pozbawiona typowych dla kobiet cech. Rhan ma duże oczy, które są bez wątpienia atutem jeśli chodzi o wygląd. Mają barwę jasnego błękitu, idącą w parze z przenikliwym spojrzeniem. Takie zestawienie sprawia bardzo korzystne wrażenie i przydaje się - tak w zastraszaniu jak i uwodzeniu, (o ile Rhan w ogóle zdecydowałaby się rzucać uwodzicielskie spojrzenia). Usta dziewczyny są pełne, niezbyt szerokie. Można nawet pokusić się o stwierdzenie "ładny uśmiech" gdy już to robi, i nie są to ironiczne uśmieszki, a prawdziwy, szczery uśmiech.
Ubiera się luźno, wygodnie. Od dzieciństwa nie miała na sobie sukienki, więc nie trudno wywnioskować, że ich nie lubi. Nie podąża za modą. Pod względem ubioru jest typową chłopczycą.
Jako całokształt, Rhan sprawia wrażenie silnej (nie tylko fizycznie, ale i psychicznie), zdecydowanej kobiety, i jest to wrażenie idealnie oddające jej charakter.
Za wszystkie błędy szczerze przepraszam. ♥
Uwagi dla Mistrza Gry:• Brak.