CHARAKTERYSTYKA
Nad rozległymi błoniami wokół pogorzeliska zachodziło słońce. Ale wielki obóz rycerstwa dumnych kawalerów Orlais ni w myśl, nie kładł się do snu. Przeciwnie. Po burzliwym dniu, nadchodziła nie mniej burzliwa noc. Przeprawy przez główny szlak handlowy strzegli herbowi gwardziści, z białą lilią na tarczowych naramiennikach. Rzeka niczym fosa, znaczyła granicę obozowiska. Purpurowa kula zachodzącego słońca, odbijała się w ciemnozielonej wodzie. Nurt kołysał się łagodnie, budząc uczucie błogości i stagnacji, zupełnie tak, jakby woda zapraszała delikatnymi falami do spoczynku i przerwy od służby. Strażnicy trzymali się jednak dalej, nie zwracając uwagę na znój i styranie obowiązkiem. Musieli być czujni. Wiedzieli, że od tego zależało zbyt wiele. Gdy płonna kula zniknęła za horyzontem, w jednej zaledwie chwili, świat ogarnęła ciemność. Matka Noc, swoimi zimnymi ramionami ogarnęła wszystko w około, dając jasno do zrozumienia, że nadszedł jej czas czuwania. Nikt nie zwrócił uwagi na porwanie słońca, bo w tej samej chwili potężne obozowisko rozjarzyło się setką świateł. Ogniska i pochodnie jedne po drugich rozświetliły mrok. W czarnych brzuchach kociołków bulgotały polewki. Na długich rusztach giermkowie obracali zające, odganiając węszące za strawą psy. Słudzy przemykali między taborami, a namiotami swych dowódców, niosąc beczułki piwa i zamknięte woskiem dzbany wina. Tu i tam, wśród jaśniejszych świateł rozbrzmiewały pieśni, jeszcze nie śmiałe, jeszcze zbyt trzeźwo trzymające się głosa.
Niekończące się pole jasnych płacht namiotów, choć zdawać się mogło jednym obozowiskiem w istocie było podzielone jak kraj. Gdzieś tam siedzieli le Gramontowie, obok Montoire'ów Salmowie, zaś na zachodzie d'Aumontowie. Wszyscy skupieni wokół własnych chorągwi, tworzyli małe wysepki politycznego podziału. Między wysokimi namiotami głów rodzin, baronów, kawalerów, markizów, chodzili duchowni Zakonu, niosąc symbol słońca Andrasty wymawiali kolejne modlitwy i zbierali ciała poległych w boju. Palili je na wzgórzu, tak by drażniący nozdrza swąd nie przeszkadzał zwycięzcą w sielankowej uczcie.
Na wysokim szczycie, gdzie rozpościera się widok na cały obóz stoi mężczyzna, znany jako Garçon La Fayette: dowódca okupacyjnej armii sił zbrojnych Orlais, wybrany z woli Namiestnika Armiela d’Aboville'a, mianowany przez samego Cesarza na l'officier général de l'armée occupative. Swoim zimnym wzrokiem piwnych oczu spoglądał na pozostałości pola bitwy. Miejsce gdzie zbierające się partyzanckie siły pod przewodnictwem jednego z dawnych szlachciców fereldeńskich jeszcze niespełna cztery godziny temu przyjęły ich wyzwanie do walki na otwartym polu. Głupcy. Oddając się patriotycznej, zdaniem ich małych, niepojętnych móżdżków chwalebnej sprawie, uznali, że Stwórca jest po ich stronie. Widząc mały oddział zwiadowczy zechcieli wybić go w pień, licząc na szybką zdobycz i zgubienie pościgu. Nie wiedzieli jednak, że pościg dawno już czyha na nich od wschodu, ze strony leśnego traktu. Ukryta konnica, stojąca w szyku dużo wcześniej nim jeszcze partyzanci, czy nawet zwiad zdążył się tutaj pojawić. Kawaleria uderzając w bok rozbiła kolumnę, później była to już wyłącznie rzeź niewiniątek. To z resztą nie była regularna armia, pozostałości dawnego wojska i butne chłopstwo, a to łatwa zdobycz.
Fereldeński proporzec kołysał się w rytm poruszeń wiatru, wbity w twardą glebę, zakrwawiony bratnią krwią.
- Mości l'officier général! Ciała poległych prawie całe spalone. Pozostała kwestia jeńców - młody doradca wszedł lekko na wzgórze, spoglądając w stronę swojego kapitana, chociaż znał i spodziewał się odpowiedzi to wojskowa suplika nakazywała spytać o rozkazy.
- To co zawsze Hevett, obiecać wolność za informację, po wszystkim poderżnąć gardła i na stos, jak reszta - La Fayette nawet nie odwrócił się w stronę żołnierza, dalej spoglądając na kołysaną chorągiew - Podarunek łaski to przywilej Stwórcy, kimże jesteśmy by się z Nim równać?
________________________________________________
Garçon La Fayette urodzony w Val Chevin nigdy nie należał do zamożniejszej części Orlais. Wychowany w szlacheckiej rodzinie, o militarnych tradycjach i bogatej wojskowej historii zrobił to czego oczekiwał od niego wyrodny i wymagający ojciec: dołączył do Académie de Chevaliers. Chociaż koszty wykształcenia były wysokie, La Fayettowie mogli pozwolić sobie na to dzięki własnym koneksjom, a co za tym idzie, zmniejszonym kosztom nauki. Długie lata nauki kunsztu rycerskiego opłaciły się wykształceniem młodego Garçona na człowieka o dużym mniemaniu o sobie i silnym kręgosłupie moralnym. Będąc nie tylko zdatnym szermierzem, ale także strategiem i dowódcą zyskał sobie dużą przychylność nauczycieli i nadzieje na szybki wojskowy prestiż. Oczywiście już w samej akademii młody chłopak podchodził pod liczne spekulacje, twierdzące, że La Fayette jest osobą o sadystycznych skłonnościach i brutalnej naturze samego bycia. Pogłoski te, słusznie odzwierciedlały charakter kawalera.
Garçon La Fayette nigdy nie był dobrym mówcą i dyplomatą. Gardząc całkowicie ogólnym pojęciem "Wielkiej Gry" i jej zasadami zasłynął jako wielce temperamentny i nierozsądny szlachcic, kiedy podczas balu w Val Royeux uderzył z pięści jednego z markizów, czyniącego sobie głośne żarty z wojskowego obycia Garçona. Tak nie odpowiednie zachowanie w oczach dworzan równało się jako akt słabości i nieokrzesania, które wymagało słusznej kary. La Fayette został wysłany do okupacyjnej armii na terenach Fereldenu, gdzie pod rozkazami seneszala Amarantu miał pilnować lokalnych wsi w drobnym garnizonie. Los chciał, że właśnie w tym czasie fereldeńska partyzantka rozpoczęła atak na posterunek, wyżynając orlezjan, biorąc przy tym jeńców. Jednym z nich był La Fayette.
Torturowany, bity i męczony nie powiedział nic co buntownicy mogli wykorzystać przeciwko Orlais. Podczas katorgi stracił dwa palce, lewę oko i genitalia. Ostatecznie uratowany przez orlezjański wywiad.
Wydarzenia te wpłynęły mocno na kawalera. Przenosząc swoją pełną nienawiść w kierunku Fereldenu, otwarcie pokazuje wrogość i niechęć do każdego przedstawiciela wschodniego państwa. Skacząc po szczeblach wojska zdobył uwagę Namiestnika Armiela d’Aboville, który poznając go osobiście mianował swoim l'officier général. Aktualnie Garçon posiada bardzo wysoką renomę wśród wojsk okupacyjnych, znany jako osoba bezlitosna i bezprecedensowa, nieznosząca sprzeciwu. Traktowany jako kat, który wysyłany przez namiestnika ma jeden główny cel - zakończyć ruchy wyzwoleńcze okupowanego państwa.
Uwagi dla Mistrza Gry:• Ranga L'huissier istniała w średniowiecznej Francji. Na tym bazuje Orlais, wiec uznałem, że to nic złego. Jest to osoba, która nie tylko pełni rangę dowódcy wojsk, ale także może podejmować rolę kata i kolektora podatkowego. Jeśli to nie odpowiada to zmienimy
• Nie obrażę się jak La Fayette zginie, z założenia chce utrudnić rozgrywkę fereldeńskiej szlachcie, przypomnieć im, że wyzwolenie kraju wcale nie będzie takie proste.
• Postać to strateg, więc sesje bitewne zawsze spoko. Walki rycerskie też byłyby ok. Polityka i intryga - jasne czemu nie, proszę jednak pamiętać, że Garçon gardzi Wielką Grą. Przede wszystkim mam nadzieje spotkać się z rodami Fereldenu. W mniej lub bardziej pokojowym celem
• Nazwisko rodowe nie jest zaczerpnięte z Wiedźmina( La Vallete). To faktyczny ród, który istniał we Francji.
• "Garçon" faktycznie oznacza chłopiec po francusku, ale także sługa albo kamerdyner. Można uznać, że ojciec chciał upodlić dziecko nadając mu takie, a nie inne imię.