"Każda wojna kiedyś się kończy, każde łowy wieńczy sukces bądź klęska. Wtedy ludzie wracają, do swoich domów, do dawnych zajęć, przeszłego-obecnego życia. Niektórzy nie mogą. Nie, nie to, że nie mają dokąd czy do kogo. Nic im nie stoi na przeszkodzie, nikt nie broni, nie zawraca. Zawsze też znajdzie się kogoś, kto ogrzeje siennik. Zawsze będzie praca. Będzie dom. Ale nie wracasz.
Po prostu już nie potrafisz żyć inaczej.
Nie potrafisz patrzeć na innych inaczej jak na mięso, które po prostu jeszcze oddycha.
Jeszcze."Zwykle stoi za plecami swojego pana, z rękoma założonymi z tyłu. Ze spojrzeniem wbitym w przestrzeń przed sobą. Nieruchoma, nieważna jak cień o wiele ważniejszej persony. Równie dobrze mogłaby być po prostu bibelotem stojącym w tym samym pokoju, średniej urody posągiem wykutym w piaskowcu, który ktoś dla żartu ubrał i oparł o niego broń.
O ochroniarzach, a do takich się ona zalicza, przeciętny mieszkaniec, czy to Fereldenu czy Orlais nie ma dobrego zdania. Znamienita większość to góry mięśni i stali, wściekłe psy na krótkiej smyczy. Zwyczajni mordercy, którym ktoś zapłacił i wymusił posłuszeństwo.
Wystarczy jedno słowo, by smycz opadła luzem.
Trudno nie przyznać racji temu twierdzeniu, widząc Syriusz po raz pierwszy. Wysoka, barczysta kobieta o szerokich biodrach i
tatuowanych ramionach, których siły nie powstydziłby się żaden mężczyzna. Androgyniczna twarz z wyraźnie zarysowaną żuchwą, ogorzała i wysmagana wiatrem. Mocne brwi, zimne i nieczułe szarożółte oczy, nieprzysłonięte przez wypłowiałe od słońca włosy. Porusza się jak wielki dziki kot - szybko i sprężyście.
Nie mówi o sobie.
Właściwie trudno doszukiwać się o niej jakichkolwiek informacji sprzed jej pojawienia się w Orlais, a i tak to będą głównie kwity z licznych lochów czy nielegalnych aren, z rzadka tylko przedzielone krótkimi zwitkami podziękowań za kolejnego feniksa (jego łeb cudownie ozdabia ścianę nad kominkiem). Z tych dowodów rysuje się obraz osoby kompletnie pozbawionej moralności, honoru czy jakiejkolwiek drobiny empatii. Portret bezwzględnego mordercy, który chyba nawet nie odnajduje w tym przyjemności.
Decyzja Biafry Cousland o wyciągnięciu kobiety z więzienia - de facto spod katowskiego miecza - i uczynienia jej swoim przybocznym wywołała... burzę. Brak zrozumienia, nawet gniew. Często strach tych, którzy sami wcześniej korzystali z jej usług.
Żadna zagłada jednak nie nadeszła, nikt nie znalazł urżniętej głowy Couslanda na parapecie, nikt nie zginął, nikt nawet nie został ranny. Tak jak grzecznie go wyproszono, tak wrócił do Wysokoża, bogatszy o doświadczenia i towarzyszącą mu Syriusz.
"My, myśliwi, jesteśmy tylko nieidealną podróbką drapieżników. Kpiną, paskudnym żartem losu. I oni i my jednak kontynuujemy ten groteskowy taniec śmierci, prawdziwe nevarryjskie danse macabre. Tak było od zawsze, i tak jest teraz.
Nigdy się nie modliliśmy. Nie miało to sensu - tak samo jak pochówek, ostatnia posługa dla tych, którzy oddali ducha w łowach. Stwórca i tak zabierze duszę, a ciało... ciało należy do tego, kto zabił.
Dlaczego mielibyśmy odbierać zdobycz komukolwiek?"Lojalna jak topór katowski, milcząca i praktycznie niewidoczna na codzień, towarzyszy Biafrze jak jego cień. Wydaje się być kompletnie obojętna na to, co się dzieje dookoła niej, póki nie zagraża to jej chlebodawcy.
Syriusz myśli zupełnie innymi kategoriami, niż większość ludzi. Sprawdzało się na to na pustkowiach całego Thedas, w społeczeństwie sprowadziło na nią tylko kłopoty. I mimo, że pod okiem Biafry nabrała nieco ogłady, wciąż przedkłada dzicz nad salony.
Właściwie można byłoby na tym skończyć - ograniczyć się do tego, jak widzą ją inni. Powierzchownie. Zostawić to co pod płaszczem opinii jest nietknięte.
Jeśli ktoś zechce, sam będzie drążył.
Uwagi dla Mistrza Gry:• Z trudem sobie radzi z barierą językową. O ile rozumie bardzo dobrze, co do niej mówią we wspólnym, o tyle sama ma spore trudności z wymową. Mówi niewyraźnie i gardłowo, często wplatając anderskie słowa, przez co ciężko ją zrozumieć.
• Ma dobrą rękę do zwierząt. Bardzo lubi ich towarzystwo, często w swoim czasie wolnym przebywając w psiarni, czy wałęsając się po lesie. Jej największym marzeniem jest posiadanie własnego mabari.
• Nie służy bezmyślnie, ale prawie nigdy nie wypowiada swojego zdania przy innych. Swoje uwagi, pomysły czy krytykę przedstawia na osobności.
• Ćwiczy codziennie, wstając chwilę przed świtem. Najpierw godzina z szablami, potem pół godziny tańca z włócznią.
• Można uznać - biorąc punkt widzenia człowieka współczesnego - że ma depresję (dystymię). Ciężko to zauważyć na pierwszy rzut oka, bo ani ona się nie uzewnętrznia przed nikim, ani nie zaniedbuje swoich obowiązków.
• W stosunku do swojego pryncypała bywa nieco paranoiczna. Tak, sprawdzi szafę, za szafą, pod łóżkiem, a także pod zewnętrznym parapetem okna. Dla pewności.
•Jej Ojciec chciał mieć syna. To miał syna, a że był upartym skurczybykiem, to brak odpowiedniego oprzyrządowania u potomka nie stanowił dla niego przeszkody.