CHARAKTERYSTYKA
Twarz mężczyzny jest surowa, pobliźniona i pomarszczona, a wzrok spokojny i matowy. Włosy, w których można zatopić palce są raczej zaniedbane dla ludzi cywilizacji miejskich – ścinane nożem tak, by nie zawadzały. Zdarza się, że twarz ma zasłoniętą maską z czaszki jakiegoś zwierzęcia. Kości facjaty są niezwykle wyraźne, jakby punktowo były haczykami dla miejscami zwisającej, cienkiej i szorstkiej skóry. Nos wyraźnie w przeszłości złamany.
Postura Gukarsa nie jest drobna – to raczej wysoki człowiek o szerszym torsie. Widać po ciele, że chociaż specjalnie nie oddawał się ćwiczeniom, to nie unikał ciężkiej pracy. Tam, a zwłaszcza na plecach, widać wiele blizn – starsze ciała nie goją ran już tak dobrze. Wprawne oko mogłoby dostrzec tu i ówdzie pewne deformacje po bitwach, które chociaż zabliźnione, nie wróciły do oryginalnej formy.
Ubiór Gukarsa nie pozostawia złudzeń, że pochodzi z dalekiego, prawdopodobnie dzikiego plemienia. Pióra i futra zwierzęce okrywające ciało stanowią nienajgorsza ochronę przed ciosami. Nie jest to wprawdzie pełna zbroja, ale strój potrafił nie raz uratować szamana przed paskudnymi ranami. Na dużych dłoniach mężczyzny znajdują się rękawice, które przechodzą w karwasze ozdobione piórami.
Poniżej częściowo odsłoniętego torsu jest przepaska z grubej skóry, chroniąca podbrzusze, krzyż oraz uda. Na stopach – wygodne, wysokie buty wykonane z futra, delikatnie ozdobione piórami.
- Skurwysyn, zwyrodnialec i bydlak. Znajdź i zabij przy pierwszej okazji!
- …
- Czy czegoś nie zrozumiałeś?
- Tanie, to augur…
- Czy czegoś, kurwa nie zrozumiałeś?!
- Nie.
Potężnej postury postać odeszła od grona milczących, pokornych względem wodza Awarów.
- Równie dobrze to mógłby być on… - szept przesiąknięty zwątpieniem rozległ się wśród grupki, gdzie jeden wskazywał pełznącego w bezkres swego świata ślimaka. Ku ich nieszczęściu usłyszał to tan. Gwałtownie odwrócił się w stronę Awarów i, darując sobie srogi wzrok, szybkim krokiem zbliżył się do nich. Bez chwili zastanowienia zdeptał stworzonko, rozsmarowując je na zimnej skale Gór Mroźnego Grzbietu. Nim wódz zdążył poczęstować kogokolwiek spojrzeniem, Awarówie rozeszli się - „na łowy”.
***
- Mieszana twarz, niewyraźna. Wzbije dawno zależałe kurze i pyły klanu w powietrze, by na nich się wznieść. Pędzący z prędkością pikującego orła, przeniknie z zwinnością czerwonego lwa, uderzy z siłą niedźwiedzia w niewzruszoną tarczę klanu i obali ją. Po nim nie zostanie nic.Przepowiednia ducha wstrząsnęła klanem. Nie było szczegółów, czego się spodziewać - narodzin, ataku, powrotu, odwiedzin? Klan Strzępopiór od momentu, w którym to usłyszał przestał być klanem opanowanych, dumnych łowców. Ale kim przyjdzie się stać – decyzja nie była jeszcze podjęta.
Przez najbliższe dni trwały gorliwe modlitwy błagalne do Kortha, by rozwiać tajemnicę przepowiedni i do Hakkona, by przez czas niepewności prowadził strzały łowców, a klan nie ucierpiał z głodu. Czas jednak mijał nieubłaganie, toteż w końcu wrócono do normalnego trybu życia. Klan Strzępopiór znany był ze swego zamiłowania do łucznictwa i z obecności dwóch szamanów. Można było śmiało stwierdzić, iż klan ten miał swój złoty wiek. Kiedyś mały, założony przez bohatera Molaka Strzępopióra, dziś co prawda nawet nie konkuruje z największymi klanami, ale z pewnością przyciąga ich wzrok.
Molak był łowcą, którego matka w ciąży została zaatakowane przez niedźwiedzia. Molak został przedwcześnie wyjęty z łona martwej już kobiety. Dorastając z przeświadczeniem, iż jego powołaniem jest zemsta na niedźwiedziu wzbudzał spore kontrowersje - jedni popierali jego honor, a inni potępiali chęć zemsty na - świętym dla awarów - zwierzęciu. Przez swe życie używał wyłącznie łuków, które sam stworzył, a gdy wiedział, że jego dzieło stało się doskonałe - wybrał się na łowy. Z wyselekcjonowanych piór stworzył strzały i przez dni poszukiwał niedźwiedzia. Legenda mówi, iż prowadziła go własna krew, a gdy stanął przed bestią - nie miał wątpliwości iż to ten sam, który niemal go zabił przed poczęciem. Wystrzelił strzałę z siłą, która w locie postrzępiła swe pióra i następnie przeszyła czaszkę, serce i brzuch niedźwiedzia. Zwycięsko powrócił do swego klanu z nową niedźwiedzią skórą, a niedługo potem, gdy okrzyknięty został bohaterem, oddalił się z ziomkami, by założyć klan Strzępopiór.
W okresie nadchodzącej pory mrozów, narodził się Gukars ar Bluna o Strzępopiór. Z historii matki słyszał, że gdy pojawił się na świecie rycząc i wrzeszcząc, niespodziewanie pojedynczy płatek śniegu wpadł mu prosto do gardła. Wtedy zamilkł z trudną do opisania miną i uspokoił się. Wywołało to gromki śmiech Awarów, którzy mówili, iż Gukars tak darł mordę, że nawet Korth nie mógł tego znieść.
Chłopaczyna, gdy dorastał nigdy nie wygrał w żadnej z prób klanowych. niewielu było takich, jak on - każdy z rówieśników na przestrzeni kilku lat przynajmniej raz wygrał jakąkolwiek próbę, ale nie Gukars. Mógł być drugi, trzeci, czy ostatni, ale nigdy pierwszy. Przeważnie nie przejmował się tym aż tak bardzo, dając sobie czas, acz bywały dni, gdy furia go ogarniała.
Pewnego srogiego dnia młody chłopak chował się przed ciętym śniegiem za kolejnymi namiotami w drodze do matki. Przechodząc obok namiotu szamanów, usłyszał śpiewy oraz odgłosy majaczenia. Ciekawość nie pozwoliła mu odejść - był zdziwiony, iż mimo nieokiełznanych świstów wiatru wszystko z wnętrza doskonale słyszał, choć nic nie rozumiał. Przeczołgał się pod płachtą namiotu i ukrył się w cieniu. Obserwował dwóch szamanów obecnych przy niedużym palenisku. Mruczeli i śpiewali, chwiali się i skakali. Gukars zauważył, że oni wraz z nakreślonym symbolem na ziemi tworzą trójkąt, pośrodku którego było palenisko.
Niespodziewanie głuche uderzenie powietrza rozbiło w pył symbol, a na jego miejscu znajdowała się wielkości szamanów plama rozmywająca obraz, niczym gorące powietrze z ognia. Chociaż bardzo skupiał wzrok, chłopak nie mógł dostrzec w plamie żadnego kształtu. Augurowie oddali honory i przywitali się duchem. Zafascynowany Gukars rozsiadł się wygodniej w cieniu i słuchał intensywnie rozmów szamanów z istotą. Wtedy niewiele rozumiał, ale wiedział, że jest to ważne i dane było mu obcowanie z czymś, co jest bliżej Kortha niż ktokolwiek żyjący. Z czasem jednak zmęczenie wzięło górę i chłopiec cicho położył się, szybko zasypiając.
Tamtej nocy sen, który nawiedził Gukarsa był inny niż jakikolwiek, który miał do tej pory. Był zlepkiem mnóstwa scen, z których chłopak nic nie rozumiał, ale czuł jak każda z nich wywiera na jego jestestwie ślad. Bestie które dostrzegał, okrążały go i próbowały atakować, ale wszystko przenikało przez nieokreśloną strukturę małego mężczyzny. Za każdym razem jednak czuł, że kolejny skok lwa, kolejny rwący cios łapy niedźwiedzia - rozprasza go. Stawał się mniej sobą, a więcej wszystkim i to przerażało go. Przerażała go myśl zjednolicenia ze światem, a jednocześnie zagubienia siebie. Coraz bardziej drżał, gdyż w śnie nic nie mógł zrobić, jedynie stał pośrodku dzikich i agresywnych zwierząt. Gdy został już tylko jeden, niewidzialny strzępek panika Gukarsa nie miała żadnych barier – wypełniało go tylko przerażenie. Ostatnie szarpnięcie niedźwiedzia rozproszyło finalnie wtargnięcie chłopca w nieznany świat ze snu.
Wtedy Gukars otworzył oczy z dudniącym sercem. Spojrzał przed siebie i dopiero po chwili zorientował się, że leży pośrodku zielonego lasu. Najgorsze jednak nadeszło po chwili, gdy ujrzał, iż próbuje się dźwignąć na gigantycznych, owłosionych, niedźwiedzich łapach. Świadomość ledwo zdążyła przetrawić fakt, gdy przy następnym mrugnięciu dostrzegł łapy lwa, a przed sobą niczego nie świadomych podróżników, jeszcze przy następnym spoglądał na świat z lotu szybującego ptaka. Ciągłe zmiany jaźni następowały błyskawicznie, ale gdy nawet zdawało mu się, że powrócił do swego ciała nie był w stanie tego zaakceptować. Szarpał się i miotał, przewracając wszystko dookoła. Miał wrażenie, jakby serce uderzeniami łamało jego kości, a skóra była zrywana - jakby jego własne ciało nie chciało jego obecności. Słyszał dudnienie, wrzaski, piski, a widział - już nic.
Starzy szamani, którzy czuwali podczas snu nad Gukarsem szybko go złapali, gdy się zbudził. W szale zaczął niszczyć wnętrze, więc musieli go obezwładnić - złapali go za ręce i próbowali go uspokoić, chociaż wiekowi ludzie nie dawali młodemu rady. Głuchy i ślepy na świat zewnętrzny chłopak nie zarejestrował odprawiającej rytuał starszyzny. Augurowie po chwili zaciągnęli Gukarsa do gorących popiołów paleniska i zanurzyli w nich jego twarz na krótką chwilę. Młody człowiek, tracąc dopływ powietrza i odczuwając parzenie na twarzy zaczął rwać się jeszcze bardziej, ale przynajmniej wróciła mu świadomość. Wyrwał się szamanom i popędził na zewnątrz, by zanurzyć twarz w śniegu. Dusił się i ochładzał delikatne oparzenia. Gukars przewrócił się na plecy, dysząc, by usłyszeć:
- To była twoja pierwsza lekcja. Jutro przyjdziesz po następne.
Chłopak długo leżał na śniegu, wpatrując się w czerń nieba. Dopiero przenikający ziąb zmusił go, by się podnieść i cały w drgawkach udać się na odpoczynek. Resztę nocy spędził w strachu przed snem.
Wraz z brzaskiem Gukars udał się do szamanów, by przeprosić za wtargnięcie i swe szczeniackie zachowanie. Jednak po przybyciu usłyszał, że zamiast przepraszać powinien podziękować. Z obu jego stron znajdowali się starzy szamani i uczyli Gukarsa, jak powinien podziękować duchowi za lekcję, którą otrzymał, bez względu na to czy miał zamiar kontynuować nauki szamańskie, czy nie. Po dokonaniu ofiary, spędził cały dzień na słuchaniu augurów. Starcy najpierw zaczęli mówić o sobie oraz o tym, co zeszłej nocy mógł Gukars dostrzec oraz co to dla chłopca oznacza. Szamani wtedy prosili ducha, by zapewnić sobie ponowne wcielenie w klanie Strzępopiór. Niestety duch bardziej był zainteresowany śpiącym w kącie dzieckiem, niż ich ofertami. Uznali to za wyraźny znak, iż ich prośba może być wzięta pod uwagę wyłącznie wtedy, jeśli wezmą Gukarsa na naukę, a czasu mają zbyt mało, by go marnować.
Lata Gukars spędzał na szkoleniu się pod okiem starych szamanów. Ci, patrząc głównie na szybko kończący się dla nich czas stawiali poprzeczki Gukarsowi bardzo wysoko. Rygor z jakim mierzył się uczeń augurów był rzadko spotykany nawet wśród Awarów. Nie stawiano mu innej możliwości niż przyjmowanie wiedzy w sposób błyskawiczny i bezbłędny. W jednym rzucie musiał rozumieć relacje istniejące między światem duchów, a ludzi i jednocześnie uczyć się podstaw magii. A błędy nie bolały mniej z kolejnymi razami. Z matką nie widywał się w ogóle, szamani głównie zapuszczali się w lasy i góry, by zmaksymalizować skupienie Gukarsa na nauce.
Uczył się o świecie Kortha, Pani i Hakkona. O zwierzętach żyjących pośród nich, o sposobach leczenia ludzi i zwierząt. O magii i o jej prawach. O tym jak dbać o swój los i jak przebłagiwać bogów. Utalentowany uczeń starców jednocześnie przyswajał wiedzę teoretyczną i praktyczną. Za dnia uczył się władać magią natury, jak łapać zwierzęta w pułapki, jak przyspieszać wzrost roślin i sprawiać, by przedwcześnie dawały owoce. Świat dziki stał się mu bliższy i bardziej zrozumiały, niż świat klanu. Gdy po długim czasie nauki, dane mu było pierwszy raz rozmawiać z duchem, Gukars miał tylko jedno życzenie - by dzięki magii stać się bliższym naturze.
W psychotycznych atakach i spazmach Gukars musiał odnajdywać przesłanie ducha i wyciągać z nich wnioski. To było najtrudniejszym zadaniem w całym szkoleniu. Przez pierwsze naście razy chodził zdruzgotany, bojąc się własnego cienia, a jednocześnie nieustannie analizując skomplikowane nauki zza świata. Gukars zupełnie odsunął się od rodziny i nie zauważał nawet, że brakuje mu bliskości ludzi. Nie miał czasu patrzeć na to, że te oderwanie niszczyło część jego człowieczeństwa.
Pierwsza przemiana Gukarsa na oczach ludzi, w co prawda słabego wilka, wywołała radość w całym klanie. Tan zarządził biesiadę, jako że klan właśnie otrzymał trzeciego szamana od Kortha. Na Strzępiopióry nigdy wcześniej Ojciec nie zerkał tak łaskawego. Świętowanie trwało cały dzień i całą noc, niestety następnego poranka znaleziono starszych szamanów martwych w swych siedzibach. Ich czas dobiegł końca, a klan był zdany wyłącznie na niewyszkolonego i młodego jeszcze Gukarsa. Odziedziczył wszystko, co starsi posiadali, a było tego sporo. Pełne podstawy również posiadł, więc zdany był wyłącznie na swój talent, który również posiadał. Gukars w przypadku nauki znał tylko rygor, więc sytuacja go nie przerażała. Oderwany od świata, nie odczuwał smutku z powodu odejścia starszych.
Z dnia na dzień Gukars stał się osobą, do której ludzie przychodzili o pomoc wszelaką, od rad po uzdrowienie i szybko okazało się, że tak jak jego nauczyciele - na nauki z duchem miał czas wyłącznie w nocy. Dla dobra klanu, młody szaman musiał zostać na miejscu, otoczony przez ludzi, którzy z chwili na chwile czegoś od niego chcą. Na początku się gubił, ale z czasem zaczęło mu się to podobać. Mógł dowolnie odreagować na każdym, kto kiedykolwiek zalazł mu za skórę, bądź z własnych kaprysów. Im więcej się poświęcał klanowi, tym trudniej było mu otrzymać nauki od ducha, więc Gukars rekompensował to sobie doskonaleniem tego, co już znał. Szybko przestał służyć pomocą każdemu, kto tylko go zawołał, a zaczął skupiać się na swoich potrzebach i wybiórczo służył jako augur w klanie. Drażniło to każdego, ale nikt nic nie mógł z tym zrobić. Gukars spędzał długie godziny każdego dnia na doskonaleniu opanowania magii i zmiennokształtności.
Dni prób szybko przyszły, młody szaman nie omieszkał pozwolić sobie na wzięcie udziału w każdej dyscyplinie. Dzięki zmiennokształtności, nieważne jakie utrudnienia rzucali mu pod nogi inni tanowie, wygrywał każdą próbę, w jakiej pozwolono mu wziąć udział. Od postaci wiewiórki, przez wilczą a na koziej kończąc - zdobył uznanie wszystkich ludzi z różnych klanów. Tamtego dnia też pojawiła się Diakke.
Gukars był całkowicie zauroczony młodą awarką, która nieustannie adorowała zwycięzcę wszelkich prób. Zgodnie z tradycją Gukars odważnie porwał dziewczynę z jej rodzimego klanu. Jak nietrudno się domyśleć ich związek szybko został ogłoszony, a na ceremonię zaproszono klany. Diakke swym pięknym głosem oddawała cześć Pani, a Gukars sprawnie poradził sobie z dziesięcioma węzłami na jej rękach, co owocowało dziesięcioletnim małżeństwem.
Niestety augurowi szybko przyszło się dowiedzieć, jak odróżnić zauroczenie od miłości. Dwa lata - tyle trwała bezdzietna namiętność między nim, a Diakke. Przez tyle czasu Gukars był najlepszym awarem i idealnym augurem w klanie Strzępopiór. Przez tyle też czasu Gukars nie miał kontaktu z duchem, pomimo jego wezwania - milczał. Gdy Diakke zaczęła mocniej naciskać Gukarsa, by ten coraz to innym klanom demonstrował kto jest wyższy, augur zdecydował opuścić klan i udać się na wyprawę. Przekonał tana, że tego wymagał od niego duch i jest to jego obowiązkiem. Z prawną zgodą tana, Gukars opuścił ziemie klanu, udając się w dzikie tereny, celem przebłagania bogów i duchów.
Przez kolejne lata boleśnie uczył się swoich niedoskonałości w sztuce zmiennokształtności. Odstające zachowania i wygląd przemienionego Gukarsa były nieakceptowane przez wszystkie zwierzęta - ludzi było łatwiej zmylić. W poczuciu porażki, szaman odprawił rytuał wezwania ducha. Jednocześnie bolące jak i kojące były uwagi ducha, karcące zachowania Gukarsa. Szaman otrzymał kolejną lekcję, tym razem pokory - ucznia nowym zadaniem było przemierzenie głębin Jeziora Kalenhad pod postacią niedużej, apetycznej dla każdego drapieżnika ryby.
Gukars po podróży zatrzymał się nad brzegiem jeziora. Widział podróżujących i zwracał na siebie uwagę, jako charakterystyczny Awar. Nie mógł dłużej zwlekać - wszedł do zimnej wody, zanurzył się i poczuł, jak jego egzystencja, świadomość dostosowuje się do nowej, łuskowatej formy.
Przez kolejne godziny unikał atakujących go ryb, często ledwo wychodząc z życiem i tracąc przy tym ochronne płytki. Gdy schodził głębiej w mrok, obserwował stworzenia, które go otaczają, dostosowując się do nich tylko po to, by wykonać powierzone mu zadanie. Strach nie opuszczał jego serca, jednak tym razem - był w stanie go blokować. Kiedy tylko dotknął dna, wystrzelił niczym strzała ku powierzchni. Nie, nie było to tak łatwe, jakby chciał - zwrócił na siebie uwagę co najmniej kilkunastu większych, głodnych ryb, a te jak szalone rzuciły się w pościg. Przemieniając się w kolejnych etapach podróży ku tafli, mylił i zwodził łowców, i dzięki temu tylko przeżył. Wyszedł na brzeg, zmęczony, gdzie dostrzegł potyczkę ludzi z zewnątrz, czyli nieznanego mu świata. Krew tryskała na wszystkie strony, wrzask mordowanych i mordujących, na co Gukars jeno patrzył.
Ni stąd ni zowąd, z lasu wybiegli ludzie, którzy dorżnęli - do tej pory wygrywających - zbrojnych. Nie mieli szans. Po całej jatce szaman ruszył w stronę gór, ale rychło został zatrzymany przez jednego człowieka. Być może rozpoznał w nim szamana, być może po prostu łapał się każdej szansy. Nieznany błagał o pomoc w leczeniu rannych towarzyszy. Gukars podniósł głowę i widział z jednej strony podrzynających gardła jeszcze żywym zbrojnym, a z drugiej strony rannych. Kto był mordercą i co tu zaszło? Nie jemu oceniać. Z pomrukiem kiwnął głowę na zgodę i udał się w stronę grupki potrzebujących, gdzie dzięki doświadczeniu w magii uleczył rany - przynajmniej do stanu, w którym mogą przeżyć dzięki doraźnej już pomocy. Po tym zajściu kontynuował drogę w głąb lasu, nie zdając sobie sprawy, iż jego obecność tutaj została mocno zaznaczona w oczach tamtych ludzi.
Po zdobyciu materiałów na ofiarę, złożył ją duchowi, oczekując spotkania. W oczach Awara malowało się pokora i gotowość na przyjmowanie wiedzy ze spokojem. Duch zadowolony był z poczynań Gukarsa, przez co ofiarował mu pomniejsze próby, aż w końcu - bogatą wizję wiele uczącą o zmiennokształtności. Dzięki niej nabrał nowego zrozumienia o zwierzętach, ich naturze oraz o sposobach przemian w nie. W głuszy spędził jeszcze wiele lat, które poświęcił na obcowanie z domeną Kortha i magią. Jak przy pierwszej nauce od ducha panikował przed wizją wcielenia w struktury świata, tak teraz dążył do tego każdym swym poczynaniem. Niestety zdał sobie też sprawę, że popadł ze skrajności w skrajność. Tym razem odczuwał silniej niż kiedykolwiek tęsknotę za swym klanem, rodziną i żoną. Jednak wiedział, że nie jest jeszcze gotowy wracać. Musiał to poświęcić w imię zbliżenia do nauk duchów.
Gdy nie musiał spędzać czasu na zajmowanie się klanem, mógł swobodnie doskonalić to, co chciał. Chociaż o dziwo coraz częściej znajdowali go wcześniej spotkani ludzie, ponownie prosząc o pomoc i leczenie. Ze względu na swoistą tęsknotę za drugim człowiekiem, Gukars leczył rannych, jak się okazało, buntowników Fereldeńskich. Chociaż głównie skupiał się na rozwoju osobistym, niedługo sam zaczął odwiedzać buntowników, słuchając za co walczą i przeciwko komu. Jako Awar szanował ich decyzje i popierał.
W ostatnich latach wyprawy, Gukars uznał, że jest gotów na powrót do klanu. Chociaż poznał buntowników i zżył się z i ich hardymi charakterami, to miał zobowiązania wobec bogów, żony, klanu i tana. Gdy odnalazł swych pobratymców, na początku nikt go nie rozpoznał, w końcu minęło wiele lat. Błysk młodego oka zamienił na matowe i surowe doświadczenie. Posturą przypominał wojownika, niż szamana. Po odwiedzinach u tana, prosto udał się do Diakke. Po latach spędzonych w dziczy, żona ugościła go namiętną nocą i ciepłym, stęsknionym łonem.
Klan ucieszył się z powrotu swego augura. Brakowało ręki leczącej wewnątrz obozów, a śmielsi zarzucali tanowi Strzępopiór zbytnią wyrozumiałość, pozwalając Gukarsowi na tak długą podróż. Bez żadnego szamana klan szybko zaczął tracić swoją mocną pozycję, którą pomogło zdobyć dwóch wcześniejszych. Strzępopióry nagle zaczęli potrzebować towarów i opieki z zewnątrz. Kobiety biorące śluby zamiast podstępnie ściągać mężów – wynosiły się do nich. Tan oczekiwał, że Gukars teraz wszystko naprawi.
Rok minął. Okazało się, że małżeństwo z Diakke dobiegło końca, a kobieta nie chciała odnowić związku. Najgorszy był fakt właśnie narodzonej córki, która zostanie odebrana szamanowi w matriarchacie. Gukars zbyt późno uświadomił sobie, jak ważni są dla niego przyjaciele czy rodzina. W tym momencie zgorzknienie przekuł na poświęcenie się klanowi i kolejne doskonalenia już wysoko rozwiniętych umiejętności. Coraz bardziej zaczął przypominać stereotypowego szamana – potężnego, zdziwaczałego, zamkniętego we własnym świecie, którego się odwiedza wyłącznie we własnej potrzebie.
Mijały lata. Diakke niedługo obrała sobie innego partnera. Gukars starał się nie tracić kontaktu z córką, Alianą, ale nie było to łatwe. Strzępopióry natomiast, posiadając już we własnym kręgu augura szybko stanęli na nogi, osiągając ponownie stabilną, acz niższą pozycję. Gukars jako szaman uchodził za jednego z najbardziej utalentowanych, chociaż niechętnie doradzał tanowi w sprawach prowadzenia klanu. Nigdy nie miał do tego zapału i nie czuł potrzebny, że ma się starać. Męczył się wewnątrz społeczności rodzimego klanu, ale jedyne co go trzymało to bardzo ograniczony kontakt z dzieckiem.
Duchy niestety nie stanowiły żadnego towarzystwa, chociaż Gukars otwierał się przed nimi. Poznawały one jego wnętrza i emocje – od dziecka – ale nigdy nie interesowało ich nic, co Gukars odczuwa, o ile ich nie obrażał. Niemniej istotom należał się wielki szacunek, którego szaman nigdy nie stracił i wiecznie, za każdym razem przez ponad trzydzieści wiosen poznawał coś nowego o magii i zmiennokształtności wyłącznie dzięki nim.
Szaman znów zaczął coraz częściej opuszczać klan, by oddawać się jedynemu, co dawało mu wolność i radość – zmiennokształtności. Przebywanie z innymi zwierzętami i wcielanie się w ich świat było dla augura najbliższym sercu miejscem. Jednego dnia wspólne polowania z lwami, czy łowienie z niedźwiedziami, by innego dnia w postaci ryby uciekać przed ich ostrymi pazurami i kłami.
Po około pięciu latach Gukars przestał się oszukiwać i odszedł na dobre. Zebrał najpotrzebniejsze rzeczy i odbył rozmowę z tanem. Ten, wściekły, chociaż darzył swego augura szacunkiem, zagroził iż jeśli odejdzie, będzie pariasem. Jednak szaman niewiele już sobie z tego robił. Pożegnał się z dziesięcioletnią córką i odszedł do buntowników Fereldeńskich.
Nie przyszło Gukarsowi długo czekać, nim buntownicy znów potrzebowali pomocy. O dziwo byli mu bliżsi od współplemieńców. Drugiej nocy po przybyciu Gukarsa, buntownicy zrobili wypad skrytobójczy. Gdy wrócili, przynieśli ze sobą młodego człowieka, Rewarnira. Był w opłakanym stanie, gdy go augur zobaczył, ale dzięki magii i pomocy duchów, udało się wojownika przywrócić do żywych.
Regularnie szaman odwiedzał chorego, doglądając by był w stabilnym stanie i w przyszłości mógł walczyć o swoje ziemie. Nie będąc ograniczony żadnymi więzami społecznymi, a jednocześnie wciąż blisko natury – Gukars odnalazł spokój i dziękował za to każdego dnia Korthowi i Pani. Spokojna egzystencja w bliskiej obecności ich domen dawała szamanowi ogromną wiarę. Natomiast bliskie relacje z młodym Rewarnirem pozwoliły zaspokoić potrzeby bliskości z ludźmi. Przez kilka lat Rewarnir rósł pod okiem Gukarsa. Szaman nie mógł co prawda szkolić wojownika, ale w zmienionych formach często z nim praktykował pojedynki, przez co Rewarnir szybciej dochodził do siebie i gwałtownie nabierał tężyzny. Młody szlachcic stał się Gukarsowi bliski niczym syn.
Lecz Rewarnir odszedł. A Gukars znów otrzymał od losu gorzką lekcję życia. Spoglądał długo w stronę gór wspominając Alianę, którą zostawił tak, jak teraz on został zostawiony. Jednak tym razem nie było powrotu. Chociaż dusza szamana wiecznie była skupiona i oddana duchom oraz Korthowi, Pani i ich synowi, to z serce było rozbite.
Po odejściu przyjaciela, Gukars mocno pomagał buntownikom w walkach. Chociaż już przy pierwszej walce otrzymał blisko śmiertelną nauczkę – gdy pierwszy raz przyszło mu mierzyć się z templariuszem. Pewny siebie Gukars rzucił się na równie pewnego siebie zbrojnego. W formie niedźwiedzia rodziła się furia rozdeptania przeciwnika. Jednak przy pierwszym zbliżeniu, szaman poczuł jakby stracił oddech, a dokładnie – jakby powietrze stało się puste. Oddychał, ale dusił się, był bezsilny. Mimowolnie wrócił do formy człowieka i nie będąc w stanie wiele zdziałać został pocięty przez ostrze templariusza. Ponownie przypomniała mu się pierwsza lekcja od duchów.
Chociaż tamtego dnia bitwa była wygrana, to Gukars przegrał ją z kretesem. Żebra, obojczyk, ramię i parę innych kości połamanych. Cudem czaszka cała, choć głowa rozcięta. Poważne rany, po których Gukars dochodził kilka dni, aż dopiero wróciła mu przytomność. Większość sił, które odzyskiwał poświęcał na magię i leczenie się. Zawsze na niej bazował, więc na zielarstwie znał się w podstawowym zakresie. Dopiero po dwóch miesiącach dowiedział się od buntowników, kim są templariusze. Lepiej późno niż wcale…
Mając bolesne doświadczenia na uwadze – Gukars w formie ptaków dokładnie i regularnie patrolował okolice, by wypatrywać oddziałów wroga i dawać znać o okazjach do ataku. A jeśli ich nie było, wzlatywał wyżej nad Jezioro Kalenhad, starając się dostrzec latającą górę Belenas, do której miał zamiar kiedyś dotrzeć i poznać pełne sekrety zmiennokształtności od Kortha i Pani.
Uwagi dla Mistrza Gry:• Aliana to postać graczki, acz jeszcze nie ma jej KP.
• Rewarnir to postać gracza, który już gra.
• Ogólnym celem Gukarsa jest odnalezienie góry Belenas, by osobiście oddać cześć Korthowi, Pani oraz Hakkonowi i poznać w pełni magię zmiennokształtności.
• Tym co na codzień kieruje Gukarsa, to wierność przyjaźni, jako że kilkukrotnie już stracił bliskich.