|
Autor | Wiadomość |
---|
Davenmond - dragon age PBF - |
Temat: Davenmond Sob Kwi 23, 2016 12:51 pm | |
| Davenmond Mouldeur Wiek: 37 wiosen. | Płeć: Mężczyzna. Rasa: Człowiek z krwi i kości. | Frakcja: Szara Straż. | Stanowisko: Starszy strażnik | Rodzinne strony: Orlais, Val Royeaux.. PREDYSPOZYCJE CIAŁO: • Władanie bronią drzewcową - kostur ( Mistrz) • Jazda wierzchem ( Standardowy) • Sztuka przetrwania ( Nowicjusz) • Akrobatyka ( Ekspert) UMYSŁ: • Historia i język ( Nowicjusz) • Czaroznawstwo ( Standardowy) DUCH: • Demonologia ( Standardowy) • Magia pierwotna - lód ( Mistrz) • Magia kreacji ( Ekspert) SPECJALNE: • Wyczuwanie pomiotów ( Podstawowy) • Język plagi ( Podstawowy) EKWIPUNEK • Ubiór: Bawełniana koszula w barwach czerni i szarości. Lekkie, wełniane spodnie, również w ciemnych kolorach. Skórzany pas. Lekki pancerz z utwardzonej skóry w brązowym kolorze. Stalowy karwasz z rękawicą na prawej ręce oraz stalowy naramiennik na lewym ramieniu dla lepszej ochrony. Szata Szarej Straży w barwach brązu i szarości. Na pancerz narzucona i przepasana czerwona tunika z czarnym smokiem. Na nogach buty z twardej skóry, sięgające kolan. • Broń: Kostur zaklęty czarami lodu i miotający jego kawałkami według uznania właściciela, zakończony czarnym ostrzem. • Inne: Podróżna torba na różne inne rzeczy. Gruby, skórzany notatnik oraz pióro. Medalion Szarej Straży na szyi oraz sygnet na palcu, znaczący o pozycji mężczyzny we frakcji. |
|
CHARAKTERYSTYKA Davenmond Mouldeur (czyt. Moldojr) - mężczyzna, którego wiek powoli dochodzi do czterdziestki. I choć wygląda nieco starzej, to trzyma się w świetnej kondycji. Czarne włosy z pasemkami niewielkiej siwizny czasem opadają mu na czoło pełne zmarszczek, mało widocznych ale obecnych. Poniżej znajdują się srogie brwi oraz czujne, błękitne oczy o bystrym spojrzeniu, rozglądające się uważnie na prawo i lewo. Następnie widać nieogolony zarost, oznaka całej męskości Davenmonda, którą się chlubi. Mówiąc krócej - od niepamiętnych czasów jej nie przycinał i się nie zgolił. Budowa ciała nie pozostawia nic do życzenia - po wielu morderczych treningach (odbywających się praktycznie codziennie), mniejszych starciach a nawet kilku bitwach z chudego strachajły Davenmond zamienił się w odważnego, umięśnionego maga, doświadczonego w wojaczce.
Zapadła ciemna noc. Noc była spokojna, i, jakby nie patrzeć, wyjątkowa na swój sposób. Takiej ciszy młody Davenmond nie spotkał jeszcze nigdy. Jedynie czasem słychać było pohukiwanie sów czy skrzyp świerszczy. Chłopak zasiadł pod dębem, zastanawiając się na dzisiejszym dniem. Co udało mu się zdobyć? Jedynie jabłko i upieczonego szczura. Do picia miał w bukłaku wodę z jeziora. Nie przejmował się tym, że nie należała ona do najzdrowszych z napojów - miała za zadanie utrzymać go przy życiu. Dwa dni temu trzynastoletni młodzieniec został wydziedziczony. Należał do jednego z największych szlacheckich domów w Orlais, Velmontów. Jego ojciec, będący kawalerem, Marcus Velmont, wydziedziczył go z głupiego powodu - chłopak nie chciał ćwiczyć szermierki. Jego ojciec od zawsze był surowym mężczyzną, ale Davenmond nie przypuszczał, że aż tak. Teraz miał tylko imię i wędrowczy sposób życia. Utrzymywał się z kradzieży i żebrania. To nie było niegdyś wymarzone życie szlachcica. Zasnął, zanim usłyszał miękkie, acz silne kroki na trawie. - Źle! Jeszcze raz. - mruknął Zaklinacz Arsinus Galvair, potrząsając siedemnastoletnim chłopakiem. - Zbliża się Katorga, a ja chcę Cię do niej przygotować. Myśl, chłopcze, bo inaczej zginiesz!Zaklinacz Galvair był opiekunem Davenmonda odkąd znalazł go wykończonego pod dębem, niecałe pięćdziesiąt kilometrów od siedziby Kręgu. Siwobrody starzec, surowy, ale o nieco ojcowskim zachowaniu. - Myślę, ale...- Żadnych ale! Kostur to nie włócznia, trzymasz go dwoma dłoniami, nie jedną. Trzymaj go sztywno, nie machaj nim na prawo i lewo. A teraz skup energię i spróbuj po raz dwudziesty ósmy zamrozić tę kukłę... - bez wątpienia zarówno Arsinus jak i Davenmond byli zmęczeni. Od ponad dwóch godzin młodzieniec starał się rzucić zaklęcie zamrażające na kukle, i od ponad dwóch godzin mu to się nie udawało. Teraz chłopak wreszcie chwycił poprawnie za swój kostur i pchnął jego czubkiem w kierunku oddalonego manekina, przekierowując w niego swoją energię. Błękitny, kryształowy pocisk przeszył powietrze niczym strzała, zamrażając manekina od stóp do głowy.
Biegł ile sił w nogach. Miał już dwadzieścia lat, z sukcesem przeszedł Katorgę, a teraz był zbiegiem - apostatą. Wszystko przez jego durnego przyjaciela. Feldrin był młodym, nazbyt ambitnym elfem, który postanowił przetestować zasłyszany od jednego z uczniów rytuał przyzwania demona. Twierdził, że będzie zabawnie, ale demon przejął jego ciało. A na nieszczęście, Davenmond znalazł się w złym miejscu i złym czasie, próbując powstrzymać kolegę od głupstw. Demon skupił się na nowoprzybyłych zaklinaczach, przez co chłopak miał czas na ucieczkę. Oczywiście został uznany za maga krwi i zaczęto go gonić. Udało mu się zbiec, wykorzystując kilkuletnią praktykę magii lodu - wyskoczył przez okno wieży, kreując pod sobą lodową zjeżdżalnię. Jedynie upadek był niewłaściwy, przez co go spowolnił. Teraz uciekał. Biegł i ukrywał się od ponad kilkudziesięciu kilometrów, ledwo oddychał i był zmęczony. Myślał nawet o tym, aby się poddać - jego wola była coraz bardziej złamana, a młodzieniec niemalże płakał. - Cicho. - odezwał się chrypowaty głos, łapiąc Davenmonda za ramię i zakrywając mu usta. Po dróżce obok krzewów, w których był ukryty apostata, przebiegła gromada magów i kilku templariuszy. - Rozumiem, że to za Tobą gonią, tak?Ręka opuściła jego usta, pozwalając mu mówić. - Tak... Ale... ale ja nic nie zrobiłem. T-to był mój przyjaciel... - zaczął chłopaczyna, jąkając się. - Rozumiem. Wierzę ci. Umiem rozpoznać kłamstwo, patrząc ludziom w oczy. Twoje oczy nie mają kłamstwa. Jestem Logan Mouldeur, Starszy Szary Strażnik.Dopiero teraz chłopak zauważył symbol, tak słynny w Orlais, znajdujący się na napierśniku pancerza mężczyzny. - Co ze mną zrobisz? - zapytał wciąż przestraszony młodzieniaszek. - To zależy. Często przychodzę do Kręgu w poszukiwaniu zdolnych magów, ale rzadko takowych znajduję. Jednakże ostatnio Zaklinacz Galvair wspominał coś o swoim bardzo zdolnym uczniu... Davenmondzie. Zgaduję, iż to Ty. Nie mam w sumie wątpliwości po twoim podniebnym wyczynie. - kontynuował strażnik. - Potrzeba nam takich, jak ty. Jeśli chcesz, możesz wstąpić w szeregi Szarej Straży. Jeśli nie... Cóż, puszczę Cię wolno, abyś dalej mógł uciekać przed Templariuszami.Chłopak bez zastanowienia kiwnął głową. Tak, po dotarciu do Weissheupt, rozpoczął się trening fizyczny i duchowy nowego rekruta pod okiem Strażnika Mouldeura, który stał się dla Davenmonda ideałem ojca. W późniejszym czasie chłopak przejął po nim wiele cech charakteru.
Kroki. Było ich wiele, głośnych, donośnych. Były coraz bliżej, niczym stado koni uciekające przed burzą. Davenmond szykował się psychicznie na nadchodzący sztorm, ściskając w dłoniach kostur. - Nadchodzą! - krzyknęła Arianne, jedna z jego podopiecznych, młoda elfka o zręcznych palcach. Ona również była w pełnej gotowości na atak. W obu dłoniach ściskała sztylety. Dwóch innych młodzików również trzymało broń w pogotowiu. Wszyscy się trzęśli ze strachu, ponieważ było to ich pierwsze większe starcie z pomiotami. I choć na to nie wyglądało, Starszy Strażnik również się bał. Zawsze bał się starć z pomiotami, może nie w pojedynczych ilościach, ale w większej grupce na pewno. To właśnie strach czynił go człowiekiem z krwi i kości. I choć się bał, to przyzwyczajenie do takowych starć zawsze brało w górę i zanim myślał, kostur szedł w ruch. Wreszcie ich zobaczyli. Ponad trzydzieści mrocznych pomiotów różnej maści biegło w ich stronę, warcząc, parskając i sapiąc. - Przygotować się! - ryknął Davenmond swoim ponurym, chrypliwym głosem. Zawsze brzmiał strasznie i surowo, ale tym razem jego krzyk był bardziej przerażający niż ryk Ogra. Młodzi od razu stanęli, niczym maszyny, w pozycjach bojowych. Mag rozejrzał się szybko po podopiecznych - miał nadzieję, że dadzą sobie radę. Sam powinien ich rozgromić, ale szybko wyczerpałby siły. A więc zmuszony był uważać zarówno na siebie, ja i strażników. Zaczęło się. Z szeregu wyrwał się hurlok, biegnąc z uniesionym ostrzem w nadziei na atak. Niestety, bestię musiała zaskoczyć reakcja maga - zamiast się bronić, wystrzelił do przodu i rozpłatał jej brzuch ostrzem kostura. - Naprzód!Strażnicy ruszyli. Każdy radził sobie jak mógł, lecz to właśnie - wbrew pozorom - Davenmondowi szło najgorzej. Nie mógł się skupiać na trzech podopiecznych i sobie równocześni, inaczej szybko pożegnałby się z życiem. Popełnił wtedy największy błąd w życiu, skupiając się na sobie. Niby naturalna reakcja, ale pełna konsekwencji. Podczas gdy on miotał zaklęciami i bronił się przed ciosami, nie był w stanie zauważyć, jak jego podopieczni padają pod napływem plagi. Pierwszy padł Arthur, dzielny dziewiętnastolatek - wciąż rekrut. Stracił głowę razem z koncentracją. Następna była elfka - zginęło od sztyletu, który tak bardzo chwaliła, wyrwanego z jej dłoni. Ostatni padł młody łucznik, nie mając żadnej strzały sam od niej zginął. W końcu nadszedł koniec. Lud spętał połowę okolicy, a sam Daven otrzymał zaledwie parę ran. Dopiero potem spostrzegł martwych młodzików. Tamten moment zmienił jego życie - obiecał sobie, że już nigdy nie weźmie pod opiekę rekrutów ani strażników. Przez następne lata, aż do dziś, obwiniał się za ich śmierć Uwagi dla Mistrza Gry:• Szanowany wśród Szarej Straży, choć niektórzy niechętnie przyjmują jego obecność. • Czasem nachodzą go koszmary związane ze śmiercią podopiecznych, również retrospekcje na jawie. |
|
Ostatnio zmieniony przez Davenmond dnia Nie Kwi 24, 2016 1:00 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | |
Andrasta - dragon age PBF - |
Temat: Re: Davenmond Nie Kwi 24, 2016 12:15 pm | |
| Witaj, Karta należy do tych krótszych i niestety nie ma w niej istotnych informacji. Fajnie, że zdecydowałeś się na formę opowiadania, niestety niczego z niego nie wynosimy, po za tym, że Davenmond stracił podopiecznych. Jakim był magiem? Czy przebywał w Kręgu, a może jednak apostata? Jak wpadł na Szarą Straż i co sprawiło, że zdecydowali się go zwerbować w swoje szeregi - nie ma tego w karcie.
Predyspozycje źle rozdane, za dużo punktów.
Zastanów się i rozpisz charakterystykę. |
| | |
Davenmond - dragon age PBF - |
Temat: Re: Davenmond Nie Kwi 24, 2016 12:57 pm | |
| Poprawione w nadziei, iż jest dobrze |
| | |
Andrasta - dragon age PBF - |
Temat: Re: Davenmond Nie Kwi 24, 2016 1:28 pm | |
| Dwa dni temu trzynastoletni młodzieniec został wydziedziczony. Należał do jednego z największych szlacheckich domów w Orlais, Velmontów. Jego ojciec, będący kawalerem, Marcus Velmont, wydziedziczył go z głupiego powodu - chłopak nie chciał ćwiczyć szermierki. Jego ojciec od zawsze był surowym mężczyzną, ale Davenmond nie przypuszczał, że aż tak. Teraz miał tylko imię i wędrowczy sposób życia. Utrzymywał się z kradzieży i żebrania. To nie było niegdyś wymarzone życie szlachcica. Zasnął, zanim usłyszał miękkie, acz silne kroki na trawie. Pierwsza sprawa - Valmont. Po drugie, jeżeli chcesz wprowadzać kogoś rodowego, to musisz pierw ustalić z graczami, którzy grają w tym rodzie co i jak ma funkcjonować, oraz z mistrzem gry odpowiedzialnym za politykę, w tym wypadku Urthemielem. I na pewno nie na takiej zasadzie, jaką tu przedstawiłeś. Nie wydziedzicza się za niemachanie mieczem. - Źle! Jeszcze raz. - mruknął Zaklinacz Arsinus Galvair, potrząsając siedemnastoletnim chłopakiem. - Zbliża się Katorga, a ja chcę Cię do niej przygotować. Myśl, chłopcze, bo inaczej zginiesz! Zaklinacz Galvair był opiekunem Davenmonda odkąd znalazł go wykończonego pod dębem, niecałe pięćdziesiąt kilometrów od siedziby Kręgu. Siwobrody starzec, surowy, ale o nieco ojcowskim zachowaniu. - Myślę, ale... - Żadnych ale! Kostur to nie włócznia, trzymasz go dwoma dłoniami, nie jedną. Trzymaj go sztywno, nie machaj nim na prawo i lewo. A teraz skup energię i spróbuj po raz dwudziesty ósmy zamrozić tę kukłę... - bez wątpienia zarówno Arsinus jak i Davenmond byli zmęczeni. Od ponad dwóch godzin młodzieniec starał się rzucić zaklęcie zamrażające na kukle, i od ponad dwóch godzin mu to się nie udawało. Teraz chłopak wreszcie chwycił poprawnie za swój kostur i pchnął jego czubkiem w kierunku oddalonego manekina, przekierowując w niego swoją energię. Błękitny, kryształowy pocisk przeszył powietrze niczym strzała, zamrażając manekina od stóp do głowy.
Krąg Maginów to nie instytucja charytatywna. Zaklinacz nie wziąłby ludzi z ulicy, bo miał taki kaprys, gdyż zwyczajnie nie może. Wszystko przechodzi przez Zakon i templariuszy, a oni są bardzo zorganizowani i na pewno nie dopuściliby do takiej sytuacji. Poza tym w wieku 13 lat już dawno uaktywniłby się talent magiczny (o czym nie jest wspomniane) i Davenmond mógłby zostać odesłany do Kręgu jak normalny, młody adept magii (a nie znaleziony pod drzewem). Biegł ile sił w nogach. Miał już dwadzieścia lat, z sukcesem przeszedł Katorgę, a teraz był zbiegiem - apostatą. Wszystko przez jego durnego przyjaciela. Feldrin był młodym, nazbyt ambitnym elfem, który postanowił przetestować zasłyszany od jednego z uczniów rytuał przyzwania demona. Twierdził, że będzie zabawnie, ale demon przejął jego ciało. A na nieszczęście, Davenmond znalazł się w złym miejscu i złym czasie, próbując powstrzymać kolegę od głupstw. Demon skupił się na nowoprzybyłych zaklinaczach, przez co chłopak miał czas na ucieczkę. Oczywiście został uznany za maga krwi i zaczęto go gonić. Udało mu się zbiec, wykorzystując kilkuletnią praktykę magii lodu - wyskoczył przez okno wieży, kreując pod sobą lodową zjeżdżalnię. Jedynie upadek był niewłaściwy, przez co go spowolnił. Teraz uciekał. Biegł i ukrywał się od ponad kilkudziesięciu kilometrów, ledwo oddychał i był zmęczony. Myślał nawet o tym, aby się poddać - jego wola była coraz bardziej złamana, a młodzieniec niemalże płakał. - Cicho. - odezwał się chrypowaty głos, łapiąc Davenmonda za ramię i zakrywając mu usta. Po dróżce obok krzewów, w których był ukryty apostata, przebiegła gromada magów i kilku templariuszy. - Rozumiem, że to za Tobą gonią, tak? Ręka opuściła jego usta, pozwalając mu mówić. - Tak... Ale... ale ja nic nie zrobiłem. T-to był mój przyjaciel... - zaczął chłopaczyna, jąkając się. - Rozumiem. Wierzę ci. Umiem rozpoznać kłamstwo, patrząc ludziom w oczy. Twoje oczy nie mają kłamstwa. Jestem Logan Mouldeur, Starszy Szary Strażnik. Dopiero teraz chłopak zauważył symbol, tak słynny w Orlais, znajdujący się na napierśniku pancerza mężczyzny. - Co ze mną zrobisz? - zapytał wciąż przestraszony młodzieniaszek. - To zależy. Często przychodzę do Kręgu w poszukiwaniu zdolnych magów, ale rzadko takowych znajduję. Jednakże ostatnio Zaklinacz Galvair wspominał coś o swoim bardzo zdolnym uczniu... Davenmondzie. Zgaduję, iż to Ty. Nie mam w sumie wątpliwości po twoim podniebnym wyczynie. - kontynuował strażnik. - Potrzeba nam takich, jak ty. Jeśli chcesz, możesz wstąpić w szeregi Szarej Straży. Jeśli nie... Cóż, puszczę Cię wolno, abyś dalej mógł uciekać przed Templariuszami. Chłopak bez zastanowienia kiwnął głową. Tak, po dotarciu do Weissheupt, rozpoczął się trening fizyczny i duchowy nowego rekruta pod okiem Strażnika Mouldeura, który stał się dla Davenmonda ideałem ojca. W późniejszym czasie chłopak przejął po nim wiele cech charakteru. Jak bardzo akcja z przywoływaniem demona dla frajdy i magiczna, lodowa zjeżdżalnia jest naciągana, tak reszta zwyczajnie nie ma prawa bytu. Po pierwsze Szary Strażnik nie działaby w ten sposób, zwłaszcza z magiem. Jeżeli templariusze go ścigają, to znaczy, że jest niebezpiecznym osobnikiem, a nie dobrym materiałem na Strażnika. Więc pierwsze co by zrobił, to ogłuszył/obezwładnił i oddał w ręce Zakonu, a samemu ruszył do Kręgu szukać kogoś odpowiedniego. Po drugie nagle wie, że Ty to Ty, zna Zaklinacza, który Cię szkolił... cała ta akcja " You are The Chosen One" jest przekombinowana i no nie miałaby racji bytu, ani w historii ani w wątku fabularnym. Nie tak działa uniwersum Dragon Age'a. Może zamiast pisać urywków opowiadań, po prostu stwórz spójny opis, typowy dla charakterystyki, a dialogi i akcję zostaw sobie na sesje. |
| | |
Sponsored content - dragon age PBF - |
Temat: Re: Davenmond | |
| |
| | |
|