Strona pierwsza, 8:55 Błogosławionego, dzień bliżej nieokreślony.
Straciłem rachubę czasu, ale dotarłem do Orlais. Coraz częściej zastanawiam się, czy opuszczenie Imperium Tevinter było dobrą decyzją, ale nie mogłem już dłużej. Miałem dość słuchania tych wszystkich poleceń i rozkazów, a teraz kiedy jestem już naprawdę wolny, mogę odkryć siebie. O ile wcześniej nikt mnie nie zabije, w końcu Templariusze tutaj ponoć potrafią rozpraszać magie i blokować jej używanie, ale mam nadzieje, że to tylko głupie plotki. Mistrz kilka razy mi opowiadał o Zakonie Andrasty, chociaż mam wrażenie, że miało mnie to tylko nastraszyć i sprawić bym nigdy nie myślał, o opuszczeniu mojego narodu. Przygoda się rozpoczęła, a ja jestem równie podniecony, co przerażony. Szkoda tylko, że uczucia te nie nakarmią mojego głodu, ale dowiedziałem się od pewnego włóczęgi, że gdy będę szedł cały czas tą drogą, to trafię do Val Royeaux. Mam nadzieje, że to nie żadna pułapka. Ps. zaklinam tę księgę tak, bym tylko ja mógł ją otworzyć.