CHARAKTERYSTYKA
Wychował się w niewielkim obozie najemników. Pierwszy miecz zaczął trzymać w dłoni niedługo po tym jak zaczął chodzić. Znał tylko obóz, codzienne treningi i walkę za srebro lub złoto. Grupa w której żył była niewielka, więc omijały ich wielkie bitwy. Zresztą nie przepadali za bitwami. Pracodawca zawsze mógł ich rzucić na najtrudniejszy odcinek walk, gdzie wszyscy zostaliby wycięci do nogi. Nie musiałby płacić, a zdanie zostałoby wykonane. Preferowali więc potyczki, i ochranianie różnych osób. Nie zarabiali dzięki temu oszałamiających sum, ale wystarczało na dobre życie. Czasem jednak nie udawało się uniknąć poważnych starć. Swego czasu wynajął ich jeden z możnych mający zatarg ze swoim sąsiadem. Rozmowy mające doprowadzić do pojednania przerodziły się w bójkę, a wreszcie w regularną bitwę. Najgorsze było to że jeden z przeciwników poprowadził szarżę na obóz najemników, licząc że opuszczą oni pole bitwy i popędzą ratować obóz gdzie byli ich mniej lub bardziej ranni towarzysze. Pomylili się. Nie dosyć, że nikt nie zawrócił to w samym obozie nacierających przywitały strzały, włócznie, miecze i topory. Walczyli prawie wszyscy. Nawet najciężej ranni. Dobrze wiedzieli, że leżenie i liczenie na miłosierdzie jest głupie. W walce na śmierć i życie miłosierdzie okazywali tylko nowicjusze. Największe wrażenie na Theodorze zrobił wielki brodaty najemnik. Był ciężko ranny, paskudne rozcięcie brzucha. Mimo to wyszedł z namiotu, chwycił swój dwuręczny miecz jedną ręką i ruszył w bój. Wymachiwał ciężkim mieczyskiem jakby nic nie ważyło, a lewą ręką trzymał się za brzuch, żeby nie wypadły mu wnętrzności. Wreszcie kawalerzyści otoczyli go i zabili. Ale zabrał ze sobą wielu przeciwników nim się to im udało. Podczas tej potyczki Theodor zabił pierwszy raz człowieka. Chwycił jednoręczny miecz i nie bez trudności go uniósł. Schował się za namiot i czekał. Gdy nadarzyła się okazja wyskoczył na przejeżdżającego obok kawalerzystę i ciął konia w nogi. Zwierze runęło na ziemię przygniatając jeźdźca. Kawalerzysta był bezbronny, Osgood zaszedł go od tyłu i rąbał wściekle w kark. Miecz nie nadawał się do odcięcia głowy, zwłaszcza że szyja była chroniona przez nielichą zbroję. Trzeba więc było rąbać z całej siły kilkanaście razy nim przeciwnik przestał się ruszać. Dziesięć minut zabiciu kawalerzysty potyczka dobiegła końca. Atak został odparty, a zaledwie dwunastoletni Theodor mógł ogłosić, że się do tego przyczynił.
Po tej potyczce ojciec zaczął z nim trenować więcej szermierki kosztem nauk umysłowych. Tym razem z użyciem prawdziwej, choć tępej broni. Gdy skończył czternaście lat ojciec zaczął zabierać go na misje. Miał trzymać się z boku, obserwować i uczyć. Jeśli zostałby zaatakowany miał się jedynie bronić i czekać aż ktoś zabije przeciwnika. Początkowo robił to co mu kazano. Po jakimś czasie stwierdził jednak, że nie ma sensu się jedynie bronić. Kiedy był pewny, że trafi, atakował. Nie ryzykował, skupiał się na obronie, ale nie marnował okazji.
W wieku szesnastu lat był już wstanie pokonać każdego najemnika w obozie. Trudno się temu dziwić. Kiedy oni szli przepić i przehulać to co zarobili, on trenował. Trenował z ojcem, lub sam, rzadziej z najemnikami, którzy nie mieli pieniędzy na hulanki.
Kiedy pokonał już każdego w normalnej walce, zaczął walczyć jedną ręką bez tarczy. Po roku nawet w ten sposób pokonywał każdego. Zaczął więc walczyć lewą ręką i mając osiemnaście lat kładł w ten sposób każdego w obozie.
Przerzucił się więc na walkę dwoma mieczami z kilkoma przeciwnikami. Mając dwadzieścia lat był już w tym całkiem dobry.
Wtedy też postanowił zmienić proste miecze na lekko zakrzywione. Dalej można było nimi kłuć w słabe części zbroi, ale cięcia na których opierał się jego styl, były dużo groźniejsze jeśli ciął zakrzywionym ostrzem. Na owe specjalne miecze wydał większość zgromadzonych pieniędzy. Trzeba je było wykonać na zamówienie, a do tego chciał, żeby były wysokiej jakości.
Szyszak też był zrobiony na zamówienie. Resztę zbroi skompletował dzięki zabitym przeciwnikom.
Kilka miesięcy po odebraniu mieczy od kowala stracił ojca.
Mieli eskortować kupca, zwykłe zadanie. Ataki w takich przypadkach się nie zdarzały. Sama obecność eskorty odstraszała bandytów. Tym razem było inaczej. Bandyci mieli ze sobą maga. Uwięził on ojca Theodora w jakiejś klatce, która powoli go miażdżyła i to mimo grubej zbroi. Theodor rzucił się w kierunku maga, ale osłonili go jego towarzysze. Przebicie się przez nich zajęło dłuższą chwilę. Gdy się udało natychmiast rzucił w maga jeden ze swoich mieczy. Trafił w twarz, ale miecz nie był bronią do rzucania, więc zdał paskudną, ale płytką ranę. Zanim oszołomiony trafieniem mag zdążył zareagować Osgood obalił go na ziemię i wbił drugi miecz w trzewia. Patrzył jak z elfa uchodzi życie i pierwszy raz sprawiło mu to przyjemność. Normalnie zabijał bo musiał. Teraz zabijał bo chciał. Gdyby mógł zabiłby ostroucha jeszcze tysiąc razy i żadnego z tych razy by nie żałował. Nawet przez ułamek sekundy.
Po zabiciu maga reszta bandytów uciekła. Dla ojca Theodora było jednak za późno. Ręce miał tak zmiażdżone, że trzeba by je uciąć w barkach. Żebra popękały i wbiły się w płuca i to wszystko mimo grubej zbroi. Po kilku minutach plucia krwią i niezrozumiałych jęków Malcolm Osgood zmarł.
Wraz z jego śmiercią Theodor stracił możliwość dowiedzenia się prawdy o swojej przeszłości.
W obozie słyszał dwie wersje historii o swojej matce. Ci którzy go lubili mówili, że pochodziła z wysokiego rodu, a Malcolm był jej osobistym ochroniarzem przez kilka lat. Druga wersja od tych, którzy Theodora nie lubili głosiła, że była kurtyzaną, która podróżowała z najemnikami mając stałe źródło dochodu. Pytany o prawdę Malcolm odpowiadał "to i tak już nie ma znaczenia, ona nie żyje".
O samym Malcolmie też krążyły dwie wersje. Jedna głosiła, że był szlachetnie urodzony, ale jego rodzina straciła wszystko w wyniku najazdu Orlais na fFerelden. Inni z kolei twierdzili, że był zwykłym chłopem nim został najemnikiem. Sam zainteresowany zawsze odpowiadał to samo. "To i tak już nie ma znaczenia, teraz jestem najemnikiem".
Polityka nie obchodziła Theodora i nie interesował się nią. Ferelden zostało podbite? Znaczy, że było słabe i na to zasłużyło. Jak stanie się silne, odzyska wolność. Jeśli nie zostanie prowincją Orleis.
Podobne podejście ma też do osób. Nie lubi tych, którzy gnębią słabszych, ale uważa że sami są sobie winni.
Nie żywi też nienawiści do magów, ani do elfów. Jedynie do tego jednego, konkretnego elfiego maga.
Uważa nienawiść do wszystkich osobników jakiejś rasy czy profesji za totalną głupotę. W każdej profesji czy też rasie znajdą się jakieś szumowiny.
Ponadto sądzi, że większość istot zasługuje na śmierć, a tylko nieliczni na życie. Nie ma jednak zamiaru pozbawiać życia tych pierwszych, ani chronić tych drugich. Przynajmniej bez solidnej pieniężnej zachęty.
Obecnie odłączył się od najemników i przemierza samotnie Ferelden szukając zarobku, ale przede wszystkim wyzwań.
Uwagi dla Mistrza Gry:• Z góry dziękuje za wszelkie uwagi.
• Postać podróżuje więc może zacząć w dowolnym miejscu. Czekam na ciekawe propozycje.