Dragon Age

Share


Marquis Gilmore

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down
AutorWiadomość
Marquis Gilmore
Marquis Gilmore
- dragon age PBF -
PisanieTemat: Marquis Gilmore Marquis Gilmore EmptyPon Maj 02, 2016 7:34 pm



MIANO POSTACI

Wiek: 51 lat | Płeć: Mężczyzna


Rasa: Człowiek | Frakcja: Zakon | Rodzinne strony: Ferelden


PREDYSPOZYCJE


UMYSŁ:
• Religia (Ekspert)(8)
• Historia i język (Ekspert)(8)
• Dedukcja (Standardowy)(4)
• Poszanowanie (Ekspert)(8)
• Odczytywanie emocji (Standardowy)(4)
• Polityka (Ekspert)(8)
• Łganie (Ekspert)(8)
• Perswazja (Ekspert)(8)
• Znajomość języka - Teveński (Fajtłapa)(1)

SPECJALNE:
• Absorpcja many (Podstawowy)(0)
• Rozproszenie magii (Zaawansowany)(5)
• Forteca umysłu (Podstawowy)(3)

EKWIPUNEK
Marquis zwykł nie nosić przy sobie broni. Przyzwyczajony do otoczenia swoich prywatnych gwardzistów, zdecydował się oszczędzić sobie ciężkiego aż nadto  żelastwa. Ubrany zawsze zgodnie ze swoim statusem, nosi wszelakie atrybuty sprawowanego przez niego stanowiska: biała sutanna, związana pasem w deseniu mory z charakterystycznym zakonnym biretem na głowie. Dodatkowo często przywdziewa mucet z symbolami i kolorami Zakonu.  Jego palce zawsze zdobią złote pierścienie, wykonane z krasnoludzką precyzją sygnety kanclerza. Na szyi wisi mu wielki pektorał ze znakiem Najświętszego i Najjaśniejszego Słońca Andrasty.  Zgodnie z prawem niknącego czasu Marquis odczuwa coraz bardziej przemiajające lata. Chodząc już lekko zgarbiony, widzi, że stare blizny i rany dają o sobie znać. Opiera się na pozłacanej lasce, wykonanej z najlepszego dalijskiego dębu.


CHARAKTERYSTYKA
Spójrz tylko na siebie. Pomyśl.

Zastanawiałeś się kiedyś nad niesprawiedliwością? Nad tym jak początki naszego istnienia z góry już weryfikują kim będziemy? Jedni stworzeni do wielkich rzeczy, inni by wiązać koniec z końcem. Dlaczego? Doszukując się odpowiedzi zamykamy się wewnątrz naszych myśli, gubiąc się i chodząc po omacku:  bo przecież musi być w tym jakiś wyższy plan, musi, prawda? Stwórca w swej Wspaniałości przecież splótł wszystkie trzy znane płaszczyzny: materie, ducha i czas, tylko po to byśmy przeżyli to co dał nam do zaoferowania. Stworzył scenariusz i tło, a my odgrywamy rolę w jego sztucę, tak długo przynajmniej aż kurtyna na dobre nie upadnie. A potem... Odpowie nam cisza. Scenariusz nie zakończy się aplauzem, sam zresztą byłbyś całkowitym głupcem licząc na oklaski.  Odpowiedzą Ci milczeniem, jakże wymownym i zrozumiałym. A wiesz dlaczego?  Bo widzisz mój drogi przyjacielu, twoje życie to sztuka w której odgrywasz główną rolę, trudząc się i licząc, że wysiłek nie pójdzie na marnę, problemem jest tylko smutny fakt, że tak jednak będzie: bo widownia jest pusta. Nikt tego nie ogląda, nikt nie komentuje, nikt nie przeżywa twojej roli. To smutne, prawda? Ale Ty dalej tego nie wiesz, grasz dalej łapiąc ostatkami wszystko to co chce Ci odebrać życie i robisz to, robisz w nadziei, że jednak wyrwiesz swoje prawo i dobro. Wiesz jak to się nazywa? Przetrwanie.
Stare fereldeńskie przysłowie mówi: "Istnieją dwa rodzaje prawdziwych wojowników. Tacy, którzy powracają ze zniszczoną tarczą i tacy którzy wracają bez chociażby skazy. Gdzie pierwszych należy szanować za wytrwałość, tak drugich za umiejętności". Piękne słowa, ale jakże nietrafne, jakże błędne. Bo widzisz mój przyjacielu, rodzaju wojowników jest czterech. Ci dwaj, wcześniej ładnie wymienieni oraz tchórz i ofiara. Gdzie pierwszy jest osobą twego pokroju, unikającym szansy, pełnym wewnętrznych kompleksów i rozterek, tak drugi... Drugi się nie liczy. Zwyczajnie. Istnieje tylko po to by istnieć, zabierając tak cenny czas, materie i ducha. Jest kolejnym fundamentem, który wykorzystasz by doprowadzić siebie do celu. Bo to się liczy: cel.
Nie jest ważne co teraz myślisz, bo nikt się tym nie przejmie. Liczą się wnioski: combattre ou mouri - walcz albo giń.

Też kiedyś byłem kimś takim jak Ty. Wątpliwym, niepewnym, żałosnym na swój sposób. Moja historia nie różni się wielce od Twojej. Nie patrz tak na mniej, to prawda. Nie wierzysz?
Urodziłem się w Fereldenie. Mój ojciec, będący prostym szlachcicem niższego statutu, ucieszył się wielce na myśl, że posiadł dziedzica i kolejnego członka rodziny. A było co dziedziczyć! Zrujnowane zamczysko, niosące efekty jeszcze Czwartej Plagi oraz zbutwiała chata z prostym siennikiem: nigdy nie zapomnę zapachu mokrego drewna. Jest dla mnie niczym krew, wiesz? Masz nią ubroczone ręce, niby ją zmyjesz, ale nadal jesteś brudny, nadal plami twoją dusze, męczy myśli. Tym właśnie dla mnie było moje dziedzictwo: poczuciem niechcianej odpowiedzialności, brzemieniem.
Młodość nie miała dla mnie żadnego znaczenia, dlatego nie będziemy opowiadać jak biegałem po lasach i kryłem się w księgach,  szukając ucieczki od miejsca w jakim żyłem. Nie będę opowiadał również o swojej rodzinie: nigdy nie byłem typem emocjonalnym, nie wspominam ich zatem dobrze.
Ale wiesz co? Teraz jak tak o tym myślę to każdy z nas ma swój azyl. Miejsce do którego uciekał i zbierał myśli. Moim był klasztor. Już jako dziecko często szedłem długie kilkanaście kilometrów leśnym traktem by dostać się do najbliższej kaplicy i śpiewać głośno słowa Pieśni. Nie robiłem tego nawet bo byłem osobą uduchowioną, nie dla rodziny i nie z powodu ucieczki. Robiłem to bo to było moje. Moje własne i niczyje inne. Człowiek musi posiadać poczucie własności, wiesz? Nadajemy czemuś imiona i nazwy, identyfikujemy przedmioty, ba, czasem nawet staramy się je personifikować, by tylko przybliżyć je do nas samych. Tacy już jesteśmy.

To prawda, że Zakon wywierał na mnie duży wpływ. Od samego początku kierowałem się drogą Światła i studiowałem historię Andrasty. Jednając się ze Stwórcą, liczyłem na to, że osiągnę wiele i jeszcze więcej. Pewnie też dlatego, gdy zaszła potrzeba, gdy Zakon był w potrzebie zrekrutowałem się do Templariuszy. Starałem się nadać swemu życiu sens, w nadziei, że ucieknę od rodziny i poznam życie na swój sposób. Nie patrz tak na mnie, nie wiedziałeś? Tak, byłem templariuszem. Moja służba trwała więcej niż Ty przeżyłeś, a me posługi służyły szczytnym celom. Jestem dumny z tego co osiągnąłem, dumny, że oddałem się walce o to co słuszne.

Co? Co osiągnąłem? Jak już wspomniałem, niemalże trzydzieści lat oddawałem się walce z tępieniem Splugawionych. Było tego dużo, wiesz? Gdy Ferelden trafił pod okupację Orlais, działania Templariuszy zostały wzmocnione niemalże na każdym szczeblu. Sprawialiśmy słuszne sądy i kary, a gdy było trzeba, walczyliśmy zażarcie. Dobrze wspominam te czasy. O! Na przykład pamiętam jak dowiedziałem się o zamachu, jacy Apostaci chcą dokonać na dawnym Komturze. Pamiętam też, że dostałem zaszczytne prawo porozmawiania z nim w cztery oczy. Było to niemalże dziesięć lat temu, gdy ma służba zbliżała się już powoli do końca. Poznając go osobiście musiałem wywrzeć na nim nie małe wrażenie. Stwierdził nie tylko, że jestem osobą ambitną, ale i zdolną w krasomówstwie i dyplomacji. Zaproponował mi pracę jako jego prywatny negocjator, a ja rzecz jasna, przystałem.

Siła Templariuszy rosła coraz mocniej, przynajmniej w szeregach Zakonu. Czy to dobrze, czy źle, nie mi decydować, ale nie da się ukryć, że dzięki temu właśnie jestem teraz tam gdzie jestem. Templariusze byli zbyt ważni, nie tylko przez politykę, ale także działania na terenie Fereldenu i zagrożenie wynikające z szerzącej się apostazji. Mniemam, że wiesz jak to mówią: "siła to jedno, liczy się też ambicja". A my, ambicje mieliśmy wielkie.
Komtur naciskał coraz mocniej na Boską, by ta, dawała kolejne ustępstwa i prawa zbrojnemu ramieniu Zakonu. I wiesz kto dostarczał te informacje i uczestniczył w rozmowach? Ano właśnie,  zgadłeś, ja.
Boska jest niezwykłą kobietą. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości i uważam, że dobrze prowadzi naszą wspólnotę ku lepszej, świetlanej przyszłości. Zawsze podziwiałem Justynie w każdym calu, ale podziwiać należy ją szczególnie za jedno: empatię. Nasza Przenajświętsza wchodzi w głąb ludzkiej duszy, odkrywa ją i poznaję. Potrafi ocenić. Tak też było i ze mną.

Szybko dała mi do zrozumienia, że nie pójdzie na zwykła ugodę z Komturem. Jego wymagania były aż nazbyt duże i ambitne, tak, że nawet my byliśmy w stanie to zauważyć. Colette jednak przemyślała wszystko i zaproponowała układ: w radzie Zakonu zajmie miejsce jeden z byłych Templariuszy, który zostanie ich głosem w rozmowach. Wilk syty i owca cała, prawda?
Umowa wygodna była dla obu stron. Colette wyraziła się jednak jasno, że ona ma pierwszeństwo w wyborze kardynała, Komtur niechętnie przystał i na to.
Co było potem? Łatwo się domyśleć. Zaczął się wyścig szczurów, w którym potencjalni kandydaci próbowali zrobić wszystko, by zostać wybranym. Ale głos należał do Boskiej... I wskazała palcem na mnie.

Na mnie.

Do dzisiaj nie rozumiem tej decyzji. Nie wiem dlaczego podjęła takie, a nie inne wybory. Nie obyło się bez oburzenia i niechęci. Zarówno Templariusze i Zakon preferowali innych kandydatów, ale kości zostały rzucone, prawda?
Podejrzewam, że Boska chciała kogoś z zewnątrz, kogoś kto nie jest związany z polityczną grą wyższych warstw kleru. To już nie jest jednak ważne. Od tego czasu minęły lata. Gdy tak o tym myślę, świat wygląda dla mnie teraz zupełnie inaczej.

Teraz rozumiesz? Widzisz to co chce byś widział?
Nie wiadomo jakie są plany Stwórcy dla nas samych. Nasze życie może coś znaczyć. Problemem nie jest to, że nie usłyszysz oklasków... Problemem jest to, że chcesz je usłyszeć.





Uwagi dla Mistrza Gry:
• Marquis to postać w Zakonie, ale liczyłbym na sesje polityczne w rangach kleru. Im więcej intrygi i tajemnicy tym lepiej
• Nie wspomniałem o tym w karcie postaci, ale Gilmore jest uzależniony od lyrium, które jako templariusz spożywał
• Nie obrażam się na śmierć postaci, życie jest jakie jest i tyle. Wychodzę z założenia, że gdy jest ryzyko to jest zabawa
• Nie dałem nic w atrybuty fizyczne bo Gilmore jest juz stetryczały i stary: chodzi o lasce, garbi się. Kwiat wieku już dawno za nim.

Powrót do góry Go down
Andrasta
Andrasta
- dragon age PBF -
PisanieTemat: Re: Marquis Gilmore Marquis Gilmore EmptySro Maj 04, 2016 11:33 pm



KARTA ZOSTAŁA ZAAKCEPTOWANA

Marquis Gilmore 3737822186 Marquis Gilmore 3667458892 Marquis Gilmore 777054846 Nic dodać, nic ująć. Karta postaci bez zastrzeżeń. Czekamy na rozwój dalszych losów Marquisa. Niech Kanclerz zatrzęsie całym Thedas. Powodzenia!

Powrót do góry Go down

Marquis Gilmore

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1
Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Dragon Age » Strefa gracza » Kartoteka postaci » Zaakceptowane » Lusacan-