CHARAKTERYSTYKA
Wychodząc z ukrycia pozwolił, by dosięgnęło go światło oddalonego ogniska. Nie miało to znaczenia, ludzie, do których się zbliżał byli zbyt zajęci opróżnianiem niemal już pustych butelek. Dzięki ich śmiechom i krzykom Prosper nie musiał się martwić, że go usłyszą.
Z każdym krokiem blask ognia odsłaniał kolejne elementy wyglądu mężczyzny. Pierwsze co mogło się rzucić w oczy był jego niski wzrost, z łatwością można było oszacować, że brakuje mu przynajmniej pół stopy do średniej wysokości dorosłego mężczyzny. Braki we wzroście nadrabiał muskulaturą – szerokie plecy, rozbudowana klatka piersiowe i bicepsy. Krok miał dumny, jakby nie bał się nikogo i niczego. Wizerunek ten dopełniała wyprostowana sylwetka i wysoko podniesiona głowa.
Na sobie miał ciężki napierśnik, który wciąż wyglądał dostojnie i budził podziw mimo widocznym śladów wieloletniego noszenia. Niektóre elementy nie błyszczały tak jak niegdyś, można było dostrzec wgniecenia i zarysowania. Ważnym elementem jego ubioru był również płaszcz przypięty do zbroi. Na nim znajdował się symbol Kawalerów – żółte pióro. Pod nim, przytwierdzona do pleców znajdowała się tarcza, zaś miecz, przytwierdzony do pasa, swobodnie obijał się o biodro rycerza.
Twarz miał zakrytą przez maskę przytwierdzoną do hełmu. Obyczaje Orlais nakazywały obywatelom zasłanianie twarzy. Dlatego Prosper przywdziewał maskę przedstawiającą teatralną maskę komedii koloru czarnego z żółtym obramowaniem i symbolem żółtego pióra pod prawym okiem.
To były poglądy ludu Orlais, jednak młody Chevin miał własne zasady. Jednym szybkim ruchem odpiął płaszcz, który opadł na mokrą trawę. Potem chwycił za hełm i ostrożnie, uważając by niczego nie uszkodzić, zdjął go razem z maską. Schylił się i ułożył go na ziemi. Gdy się podniósł światło oświetliło jego nagą głowę. Twarz miał wykrzywioną w potwornym grymasie, a w jego niebiesko-szarych oczach można było dostrzec furię i gniew. Prawą stronę jego lica szpeciła głęboka blizna. Jego szeroką szczękę i wydatny podbródek pokrywał kilkudniowy zarost łączący się z krótką, czarną szczeciną na głowie.
Gdy upewnił się, że jego maska nie ulegnie uszkodzeniu, jego chód przerodził się w bieg. Miecz opuścił pochwę i znalazł się w jego prawej dłoni, lewa ręka w tym czasie zajęta była zdejmowaniem tarczy z pleców. Obrał swój pierwszy cel i puścił się biegiem w jego stronę.
***
Świat jest pełen słabości. Ludzie słabi ograniczają ludzi silnych, bo się ich boją. Tłamszą ich, bo wiedzą do czego są zdolni. Mogą temu przeciwdziałać w jedyny znany sobie sposób – zalewają ich swą przeciętnością i mizernością, wciągają w swoje gierki, łączą siły z innymi słabymi by pokonać ich liczebnością. Ludzie silni to widzą, dostrzegają wszystkie wady i skazy otaczającego ich świata, lecz nie mogą nic na to poradzić, są bezradni. Są otoczeni przez zbyt wielu głupców, którzy udowadniają, że jednostka – nie ważne jak wybitna – przegrywa w starciu z szarą masą nazywaną cywilizacją.
Prosper zrozumiał to dość wcześnie. Jako najmłodsze dziecko i syn markiza Rene du Chevin, zarządcy miasta Val Chevin, miał nikłe szanse na przejęcie władzy po swoim ojcu. Sprawiło to, że nie był ulubionym dzieckiem rodziców. Pozostawienie chłopca samemu sobie sprawiło, że mógł spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy.
Otrzymał podstawową edukację, nauczył się pisać i czytać, poznał podstawy dyplomacji, jednak wiedział, że to nie jest mu przeznaczone. Dopiero nauka posługiwania się mieczem sprawiła, że zrozumiał kim chce w życiu zostać. Zarówno tajniki pola bitwy, o których tyle się uczył, jak również poglądy jego nauczyciela mocno wpływa na jego światopogląd. Zaczął dostrzegać słabość, która otaczała go od najmłodszych lat.
Zrozumiał, że słabość istnieje w wielu postaciach. Ludzie słabi brzydzą się walki, bo wiedzą, że byliby pierwszymi ofiarami. Ludzie słabi kłamią, bo zawsze szukają najłatwiejszego wyjścia z sytuacji. Ludzie słabi piją, bo tylko tak potrafią sobie poradzić z problemami życia codziennego. Ludzie słabi korzystają magii, bo nie znają honoru.
To były poglądy, które utkwiły w głowie Prospera po dziś dzień i właśnie przez nie postrzegał swoją rodzinę jako ludzi słabych. Uwikłani w polityczne intrygi, żyjący w kłamstwie, gotowi dźgnąć przyjaciela w plecy jeśli tylko napełni to ich sakwy. Próbowali go sprowadzić do swego poziomu i przez jakiś czas nawet im się to udawało. Swym materializmem i iluzją szczęścia pokazywali mu, że nie jest wyjątkowy, że niepotrzebnie się stara. Powinien wygodnie się rozsiąść i podziwiać widoki, bo poszczęściło mu się w życiu i nie pozostaje nic jak spijać śmietankę. Prosper, otoczony przez polityków i kupców dawał się zwieść myślom, że być może to jest odpowiedź, że nie powinien się tak wszystkim przejmować i być takim jak inni. Jednak on tak nie potrafił, wiedział, że są mu przeznaczone rzeczy, o których inni nawet nie śnili. Musiał jedynie wyrwać się z plugawych objęć przeciętności i ruszyć we własną drogę. Rodzina stanowiła jedynie przeszkodę, którą należało ominąć.
Zresztą nie tylko oni. Było wielu ludzi, którzy starali się go sprowadzić do własnego poziomu. Wmawiali mu, że jego starania są daremne i nigdy nie osiągnie swego celu. Najczęściej były to najbliższe mu osoby, które nawet nie życzyły mu źle. Można to nazwać ich sposobem troskliwości, nie chcą by wzleciał zbyt wysoko, bo upadek mógłby być niezwykle bolesny. Nigdy nie podjęli w życiu takiego ryzyka, od zawsze siedzieli bezpiecznie z zamkniętymi ustami i pozwalali by „działa się wola Nieba”. Patrzyli na Prospera przez pryzmat własnej, żałosnej przeszłości. Nie rozumieli przy tym, że on jest od nich lepszy, ma lepsze predyspozycje i nie utknie w tym miejscu co oni. Próby wytłumaczenia im tego nie miały najmniejszego sensu. Został jedynie uznany za aroganckiego dupka, który nie doceniał tego co posiadał.
I nie patrząc na to jakie były zamiary jego bliskich, budowało to w nim pokłady gniewu, które kiedyś miały się uwolnić.
***
Pierwsza ofiara nawet nie zorientowała się co się dzieje. Siedząc odwrócony plecami do nadbiegającego Prospera nie rozumiał czemu inni z krzykiem na ustach odrzucali butelki i sięgali po broń. Po chwili dostrzegł jedynie miecz, który wychodził z jego klatki piersiowej, który zakończył jego życie. To był dopiero początek, rycerz z upiornym uśmiechem na ustach wyjął ostrze z nieruchomego ciała i zaczął zbliżać się do reszty pijaków.
***
Prosper długo znosił niekompetencję swej rodziny. Traktowany jak chłopak na posyłki, Prosper miał okazję na wiele podróży do sąsiednich miast. Życie szlacheckie zaczynało mu się podobać. Wystawne uczty i pijackie bójki sprawiały, że czuł, że żyje.
W międzyczasie starał się wcielać w życie kodeks rycerski. Pomagał tym, którzy pomocy potrzebowali, dbał o dobre imię Orlais i cesarza, likwidował wrogów cesarstwa. Na ziemiach swego ojca zaczął być rozpoznawany, nazywali go Prosperem z Val Chevin lub Prosperem d'Chevin, jednak chłopak nie uznawał tych tytułów, wiedział, że jeszcze dużo pracy przed nim by zasłużyć na jakiekolwiek miano. Był jednak gotowy na ten wysiłek.
Uznanie ze strony chłopów nie sprawiło, że porzucił myśli o opuszczeniu rodziny. Potrzebował jedynie wyznaczyć sobie cel swej podróży. I wreszcie go odnalazł, zrozumiał co chce zrobić ze swoim życiem.
Nasłuchał się dość rad i tak zwanych „mądrości życiowych”, które wciskali mu wszyscy naokoło. Wiedział, że musi odejść by móc się dalej rozwijać, musiał odrzucić kulę u nogi, którą stało się jego rodzinne miasto. Pewnego dnia nie wytrzymał i w trakcie kolacji, w momencie, gdy jego ojciec właśnie zaczął omawiać sprawy finansowe, Prosper zrozumiał, że to już czas.
Spokojnie wstał od stołu, otarł usta śnieżnobiałą, aksamitną serwetką i oznajmił, że wyjeżdża. Opuścił jadalnię, pozostawiając rodziców i rodzeństwo oniemiałych. Na nic zdały się ich namowy i groźby, była to decyzja, która zapadła już dużo wcześniej i nie było sposobu by ktoś go miał od tego odwieść. Tym razem nie miał zamiaru pozwolić by ktokolwiek mu przeszkodził.
Jeszcze tego samego wieczoru opuścił domostwo i ruszył skąpanymi w bladym świetle uliczkami w stronę bram miasta. Nigdy nie czuł się wcześnie tak wolny. Miał wrażenie, że właśnie zrzucił z barków ogromny ciężar, jakby cała ta przeciętność i beznadziejność stała się materialna i ściągała go na dno. Teraz mógł się wznieść i już nigdy nie miał zamiaru pozwolić by ktokolwiek go ograniczał. Nie ważne co miałby zrobić by do tego nie dopuścić.
***
Kolejna ofiara również nie miała szans. Miecz trzymany w słabych dłoniach natychmiast został zbity na bok przez Prospera, po czym celny cios tarczą w krtań sprawił, że mężczyzna osunął się na ziemię krztusząc się własną krwią. Reszta zdawała się już być gotowa na starcie, być może adrenalina postawiła ich na nogi. Mimo wszystko wciąż nie mieli szans w starciu z Kawalerem.
***
Jego celem było zostanie Kawalerem. By to osiągnąć wyruszył do stolicy, a tam wstąpił do Academie de Chevaliers. Trening na rycerza w tym miejscu był znany jako niezwykle wymagający i ciężki. Miało to na celu wpoić na dobre u ochotników dyscyplinę i kodeks rycerski, który mieli przedkładać nawet ponad własne życia. Od początku uczyli się, że dla ojczyzny warto umrzeć, a karą za splamienie honoru własnego, a zarazem wszystkich Kawalerów jest śmierć, która jest jedynym sposobem na oczyszczenie dobrego imienia.
Prosper z pokorą znosił upokarzania i mordercze treningi. Wiedział na co się piszę wstępując do akademii i nie miał zamiaru zaprzepaścić szansy jaką otrzymał. Widział na własne oczy jak mężczyźni, z którymi jeszcze niedawno dzielił koszary odchodzą z opuszczoną głową. To jedynie upewniało go, że jest kimś wyjątkowym, nie ma w sobie nic ze słabeusza. Jego poczucie wyższości wzrastało wraz ze zmniejszającą się ilością dni, które dzieliły go do otrzymania upragnionego tytułu.
Stał się człowiekiem gniewnym i łatwo wpadającym w złość. Lista osób, które uważał za słabych zwiększała się, podobnie jak jego oddanie Cesarstwu i władcy. Szanował przełożonych, Kawalerów traktował jak rodzinę, która niedługo przyjmie go z otwartymi ramionami, miasto postrzegał jako wylęgarnie plugastwa, które należało wytępić. Wiedział też, że nie poprzestanie na tytule Kawalera, chciał osiągnąć o wiele więcej.
***
Gdy kolejne osoby zwaliły się bezwładnie na ziemię, reszta obdartusów zaczęła uciekać w popłochu. O ile Prosper miał ochotę za nimi gonić wiedział, że nie wyłapie wszystkich, nie miał więc zamiaru marnować sił. Zamiast tego otarł miecz o ubranie jednego z zabitych i schował go do pochwy. Wolnym krokiem wrócił do miejsca gdzie zostawił hełm i płaszcz i zabrał je ze sobą. Ruszył w drogę powrotną do miasta.
***
Wreszcie nadszedł ostatni dzień treningu. Pozostało ostatnie zadanie do wykonania. Sprawdzające jego oddanie i wierność. Miało to sprawdzić czy podważy rozkazy i wykaże jakiekolwiek oznaki wątpliwości podczas jego egzekucji. Prosper wiedział, że jest gotowy, nie ważne co zostanie mu zlecone. Nauczył się szanować marszałka Eduarda Volle, podziwiał jego hart ducha i bezwzględność. Była to persona, której Prosper nie tylko nie chciał, ale również bał się sprzeciwić.
Otrzymał jasne wskazówki. Kilka dni wcześniej do miasta próbowała się dostać grupa wędrownych cyrkowców. Ze względów estetycznych nie zostali wpuszczeni, jednak nie poddali się tak łatwo i zamiast odjechać rozbili niedaleko murów obóz. Prosper miał się zająć tym problemem i dopilnować by te szkodniki już nigdy nie zechciały zapuszczać się w te strony.
***
Podchodząc do bram na twarzy Prospera gościł szeroki, niepokojący uśmiech. Zdawało się, że nie dostrzega krwi skapującej z rany głowy. Minął zszokowanych strażników i ruszył prosto do marszałka by zdać mu raport.
Następnego dnia podczas ceremonii połowa jego głowy była zabandażowana, jednak nie ujmowało to znaczeniu tej chwili w życiu młodego rycerza. Osiągnął cel, który wyznaczył sobie opuszczając dom rodzinny. Teraz skoro już wszedł na pierwszy szczebel pozostało jedynie wspinać się coraz wyżej.
Uwagi dla Mistrza Gry:• Jego celem jest zostanie Czempionem Cesarza Orlais i chronić go za cenę własnego życia. Jest gotowy zrobić wszystko by osiągnąć swój cel.
• Prosper jest kompletnie oddany swej ojczyźnie i cesarzowi. Wykonuje rozkazy bez wahania, jego moralność już dawno przestała mu przeszkadzać w służbie.